< POSTKULTURA | << FILMY
Obcy: Przymierze #1

Plakat z filmu 'Obcy: Przymierze' Obcy: Przymierze (Alien: Covenant)
Produkcja: USA, Australia, Nowa Zelandia 2017
Reżyseria: Ridley Scott
Scenariusz: John Logan, Dante Harper
Obsada: Michael Fassbender, Katherine Waterston, Billy Crudup i inni
Muzyka: Jed Kurzel
Zdjęcia: Dariusz Wolski
Czas: 122 min.

Podobał mi się pierwszy Obcy w reżyserii Ridleya Scotta (1979). Podobał trzeci nakręcony przez Davida Finchera (1992). Nie podobała mi się wizja Jamesa Camerona (Obcy: Decydujące Starcie, 1986), który z horroru zrobił film akcji. Groteskowe eksperymenty w Przebudzeniu (1997) i spotkaniach z Predatorem przemilczę. Jak w tym wszystkim odnajduje się Obcy: Przymierze i czy rzeczywiście jest lepszy od osadzonego 10 lat wcześniej Prometeusza (2012)?

Świetnie znów powrócić do tego uniwersum i wyczekiwać pojawienia się ksenomorfa. Wstęp jest w zasadzie dość powolny i spokojny pomimo początkowych turbulencji. Zaś dalsze wydarzenia zapowiadają, ku mojej uldze, że nie będzie to film akcji ze strzelaniem do tuzinów ksenomorfów szturmujących statek, o nie. Jest wyczuwalne napięcie, choć głównie tuż przed końcem, który niestety jest dość przewidywalny. Ale do przewidywalności jeszcze wrócę.

Jeśli chodzi o ludzkich bohaterów, to chyba jedyną rozsądną jest silna i wyrazista Daniels (Katherine Waterston), która przywodzi na myśl inne protagonistki z serii, także wyglądem. Pozostali często postępują nielogicznie, a przez to trudno im zyskać sympatię widza. A może tylko nam tak się wydaje? Może zejście na obcą planetę, bez żadnych kombinezonów ochronnych nie byłoby takie głupie w świetle pozytywnych pomiarów atmosfery? Może coś mi umknęło? Naiwność i nadmierna ufność bohaterów co najmniej wprawiają w konsternację. Ale swoją rolę do odegrania będą miały też androidy i tu zaczyna się robić ciekawie. Michael Fassbender zagrał dwa z nich - Davida (znanego z Prometeusza) i jego nowszy model, Waltera. Chociaż są grani przez tę samą osobę, która oddaje ich mechaniczną naturę przez sztuczne zachowanie i wieczny spokój, to da się zauważyć pewne różnice w ich charakterze. Interesująco również wyglądają rozmowy między nimi. Od samego początku towarzyszy nam również pytanie, które przewija się tu i tam w innych produkcjach science fiction. Czy jeśli twórca stworzy istotę inteligentniejszą i trwalszą od niego, dlaczego ta miałaby się go słuchać? Co jeśli dzieło również postanowi być twórcą? David awansuje na jednego z ciekawszych bohaterów serii, choć warto nadmienić że już w Prometeuszu dobrze się zapowiadał.

W filmie zdarza się, że efekty wizualne wyglądają trochę sztucznie (szczególnie podczas pierwszych minut na nowej planecie), ale mają też swoje dobre momenty. Bardzo miło dryfuje się w przestrzeni kosmicznej i obserwuje obce krajobrazy. Zdjęcia Dariusza Wolskiego na pewno wiele tu dają. Muzyka jest świetnie dobrana, stanowi doskonałe tło, a także odgrywa w produkcji pewną rolę, a szczególnie motyw przewodni. Zresztą jeśli mowa o muzyce, posłużono się świetną paralelą, by zobrazować podejście ludzi do wspomnianego przed chwilą pytania o twórcę i dzieło.

Często też będziemy mieli poczucie déjà vu, ponieważ niektóre motywy i sceny są wręcz przepisane z pierwszego i drugiego Obcego. A przez to film staje się strasznie przewidywalny, poza jednym czy dwoma ciekawymi zwrotami akcji, przez które szerzej otwierają się widzowi oczy. Najciężej będzie tu zaskoczyć fanów serii dobrze pamiętających poprzednie części. Podczas jednej z takich przewidywalnych scen, dało się usłyszeć na sali kinowej dziesiątki chichotów właśnie z tego powodu, który być może miał być takim mrugnięciem oka do widza. Nie krytykuję tego jako coś złego i całkowicie niepotrzebnego, bo to może być dobrym zabiegiem. Drażni mnie tylko fakt, że cała konstrukcja fabuły jest aż nazbyt znajoma. To jest sprawdzony schemat, który dostaliśmy już parę razy. Przymierze jest tym dla Obcego, czym Przebudzenie Mocy dla innej osadzonej w kosmosie sagi, Gwiezdnych Wojen. W obu przypadkach mamy próbę przekalkowania pewnych elementów dobrze przyjętego oryginału, która ma dać obiecującą podstawę dla nowych pomysłów i rozwoju nowych postaci. Problem jednak, że tę kalkę mocno widać.

Mimo wad, jak najbardziej mi się podobało i nie jestem zawiedziony. Ale nikt chyba nie spodziewał się przeskoczenia poprzeczki pierwszego Obcego, do którego, swoją drogą, plakaty promujące najnowszą część pasowałyby równie dobrze.

Ocena: 7,5/10

Towarzysz redaktor Veskern na schronowym Facebooku napisał: "Z bardzo wieloma, bardzo wielkimi ale... Ale jest to chyba trzeci najlepszy film opatrzony marką Obcego, przynajmniej w moich oczach. Jednak rany, to dopiero była ekspedycja nieuleczalnych kretynów."

I w zasadzie, to trudno o lepsze podsumowanie.

© 2017 Kamil 'Wrathu' Kwiatkowski

< POSTKULTURA | << FILMY