Jak to było naprawdę
Pewnego dnia, za siedmioma górami, za siedmioma lasami, po wojnie nuklearnej, żył sobie pewien gość. Nie, to nie ten pewien gość, o którym myślicie. Nasz bohater wcale nie był taki pewny, bo miał tylko cztery punkty charyzmy. Nasz gość żył sobie w takim fajnym schronie, z wielkimi drzwiami z numerem TRZYNAŚĆIE, a właściwie 13. No i Taki Staruch, wykopał naszego grzecznego bohatera, aby poszukał Łoter Cipa. Mówię prawdę. Niepewny gość zgodził się po jakichś 50 minutach, po czym opuścił taki fajny schron z wielkimi drzwiami z numerem 13.
Najpierw zabłądził w jaskini. Nie mogąc się stamtąd wydostać Niepewny gość wykopał tunel i przeszedł z takiego fajnego schronu do miasta. Miasto to nazywało się Huba. Tam, nasz Niepewny bohater zamówił w sklepie 6 zgrzewek browarów dla swych zajepiskich ziomków z takiego fajnego schronu. Został tam na trochę dłużej, aby wykonać różne kłesty. Przy okazji okradł nasz Niepewny gość pewnego menela imieniem Juzef. Nasz bohater, zastanawiając się czy to zrobić, stał przy Juzefie ponad dwie godziny. W końcu nabrał pewności i ograbił go z wina marki "Wino" i z kapsli, których wartość wynosiła czypieńdziesiąt. Po tym czynie, naszemu bohaterowi Karma spadła o 500 punktów. Niepewny gość od tej pory miał przydomek Juzefstealer. Opuścił on Hubę i wyruszył na południowy-wschód.
Bolały go nogi od tego łażenia i pomyślał sobie, że odpocznie. Usiadł na PUZDKOFIU, zdjął wysłużone buty marki Sadida i odpoczywał. W końcu zaczęło mu dokuczać słońce (dokładnie to zaczęło go wytykać palcem). Juzefstealer szedł dalej i dotarł do miasta Viagro-Police. Nie spotkał tam zbyt wielu ciekawych ludzi. Właściwie, to nie było tam żadnych ludzi, tylko jakieś stwory nazywające się Gule. Na pytanie czy jest tu Łoter Cip, Gule odpowiadały:
- BLEEE! BEEEe! GLAAAA! GLEEE! ZJEM CIE!
Przestraszony i Niepewny gość, chcąc schronić się przed Gulami, schował się pod ziemię. Lecz tam też nie zaznał spokoju. Gule goniły go przez 5 minut, aż w końcu nasz bohater wszedł na Zieloną Linię. Zastygł w bezruchu i przeniósł się do innej części kanalizacji. Wyszedł na powierzchnię i zobaczył, że w budynku stoi Mutant-adiutant. Mutant-adiutant zapytał się przybysza naszego:
- Kim jesteś?
- Jestem Niepewny Gość.
- Jesteś pewny?
- No, jestem pewny, że jestem Niepewny.
Ynteligentny Mutant-niechcęmisięwpisywaćsłowaadiutant, rozważał wypowiedź Niepewnego gościa, podczas gdy ten udał się na tyły budynku. Tam, na ziemi leżał cel jego wędrówki - Łoter Cip. Uradowany Niepewny gość przemknął na Siku* obok, zamyślonego niczym Leszek Kołakowski, Mutanta. Musiał wracać do swych ziomków z takiego fajnego schronu z wielkimi drzwiami z numerem 13. Czekała go długa wędrówka, więc nasz bohater zamówił rikszę! Dzięki temu pomysłowi dostał nowy lefel i mógł wybrać sobie Perg. Po dłuższym zastanowieniu, wybrał sobie Perg: Pewność Siebie. Od tej pory Niepewny gość nie musiał się już zastanawiać.
Tak długo myślał nad wyborem Perga, że riksza dowiozła go do takiego fajnego schronu z wielkimi drzwiami z numerem 13. (Nie)pewny gość zapłacił rikszarzowi czypieńdziesiąt i wszedł do schronu. Wszystkich, oprócz Takiego Starucha zastał pijanych.
- Przyniosłem ten Łoter Cip.
- Dobrze, ale teraz znów muszę cię wykopać, bo inaczej nie zrobią Fallouta 1, a więc stawka jest wysoka. Musisz iść zabić Mistrza. Masz tu procę i dwa kamienie.
- Dzięki.
(Nie)pewny gość, ucieszony prezentem, wyruszył na poszukiwanie Mistrza. Po drodze spotkał kilku Mutantów i zapytał się grzecznie gdzie może znaleźć Mistrza.
- A on to tu blisko na wsi mieszka. W takiej drewnianej chatce. - odpowiedział Mutant (1)
- Dziękuję serdecznie. - odparł (Nie)pewny gość.
Nasz bohater udał się we wskazanym kierunku. Po kilkuset kilometrach drogi znalazł wreszcie drewnianą chatkę Mistrza. Zapukał i otworzył mu jakiś mały Mutant.
- Jest Mistrz? - zapytał przybysz
- TATA! Ktoś do ciebie!
- IDĘ! - dobiegł głos z głębi chaty.
Do drzwi podszedł Mistrz:
- Co jest?
- Dzień dobry. - odpowiedział nieśmiało (Nie)pewny gość - Ja mam pana zabić, bo inaczej nie zrobią Fallouta 1, a więc gra idzie o wysoką stawkę.
- Aaa... Spodziewłem się ciebie. Słuchaj, zrobimy tak, ty podpalisz dynamit, mi zawali chałupę i sprawa załatwiona. Nikt się nie dowie.
- No, dobra.
Nasz dzielny bohater podpalił lont dynamitu i wrzucił do chaty. Po wybuchu, dach zawalił się i od tej pory nikt już nie usłyszał o groźnym Mistrzu. Pod chatą stał rower, więc Juzefstealer pożyczył go i zajechał do schronu. Nie wiedzieć czemu Taki Staruch wpadł w gniew.
- Zabiłem Mistrza.
- Jeeej - dobiegł głos z głębi schronu.
- Jak to? - zapytał Taki Staruch - Przecież masz nadal dwa naboje do procy.
- No... ale... ja go załatwiłem w walce wręcz. - odparł wymijająco (Nie)pewny gość.
- NIEPRAWDA!** DO UNARMED MASZ TYLKO 2%! BUUAHAHAHAHAHA! Wypier***** mi stąd!
Nasz bohater rzucił się do ucieczki. Wiedział, że nie warto denerwować Takiego Starucha, a on chyba najbardziej go zdenerwował. Tak więc (Nie)pewny gość wyruszył na północ aż dotarł do wiochy zwanej AleRojo...
PS. Słuchałem Stasia - Aaa. Polecam :)
*- Sneaku :)
** - "A w słowie "nieprawda" jest więcej prawdy..."
***** - dalaj :)
Wicked Sick