Ten świat...
Gościu, siądź pod mym szyldem... Opowiem ci, co się naprawdę stało ze światem; dowiesz się, dlaczego wokół nas jest sama pustynia i dlaczego Stany zamieszkują same wyrzutki... Którzy to? Ci, którzy gotowi są zrobić wszystko, byle tylko przeżyć; właściwie wszyscy, którzy zabijają, biorą, piją... Czyli jakieś 99% ludności...
Wszystko zaczęło się koło 2020, kiedy maszyny zbuntowały się i zaczęła się wojna nuklearna. Moloch atakował, czym się da i jak się da. Nie cyrtolił się - walił bronią chemiczną, rakietami, maszynami, wszystkim! I tak zamienił Stany w pustynię - tak z powierzchni ziemi zniknęło 95% ludności. Obecnie, około 2050, Moloch oprócz posuwania się na południe, porywa ludzi i przeprowadza na nich eksperymenty. Można powiedzieć, że próbuje nas rozgryźć.
Wspomniałem o roku 2050? No tak, rzeczywiście mamy ten rok. Według moich rachunków wypada też niedziela... Po co o tym mówię? Bo nie ma już stref czasowych, jak przed wojną. W naszej mieścinie jest niedziela, ale pojedź do miasteczka obok - tam może być już wtorek. Takie podróże w czasie nie są rzadkością, a szczególnie utrudniają pracę kurierom. Każdy z nich powinien mieć chociaż jeden działający zegarek, żeby mógł odliczyć czas... Nawet rok nie jest pewny - w okolicach mówią, że teraz naprawdę mamy 2050, ale gdzie indziej mogą mówić co innego. Ale nie będę cię już zamęczał takimi bzdurami, przyzwyczaisz się. Zacznijmy może od zagrożeń dzisiejszego świata... wspomniałem już o Molochu, ale to nie wszystko.
Mówią, że jeszcze bardziej od Molocha niszczy nas Tornado i mutanci. Mutki są podobne do ludzi, tylko większe i brzydsze. Są potężnie zbudowane, umięśnione, ale jednocześnie głupie i obrzydliwe. Nie wiadomo o nich prawie nic - jedni mówią, że są tworem Molocha, drudzy, że to ludzie po popromiennej mutacji. Jedno jest pewne - ludzie ich nienawidzą i vice versa. Co? Mówisz, że znasz jednego? Marcus... co to za imię dla mutanta, w ogóle kto śmiał mutantowi imię jakiekolwiek nadać? Może jeszcze mi powiesz, że jest szeryfem w zapadłej mieścinie? Heh, ja nie wierzę w takie bzdury... Zapewne zastanawiasz się, czym jest Tornado, o którym wspominałem przed chwilą. Powiem wprost: to gówno i nie radzę ci tego brać do ryja. Jedna czarna pastylka może przenieść cię w czasy sprzed wojny. Łykasz i budzisz się, na przykład jako biznesmen, albo zwykły zjadacz chleba. Otaczają cię normalni ludzie, a ty możesz szaleć do woli. Jednak, gdy się obudzisz - niczego nie pamiętasz. Tylko jedna wizja zawsze pozostaje w pamięci... Koniec świata i początek tego, w którym się znajdujesz... Uzależnisz się - nie pożyjesz długo... Skąd to się bierze? Są dwie hipotezy. Jedna mówi o tajnych laboratoriach, w których goście w białych kitlach wytwarzają ten syf. Druga - Tornado bierze się z powietrza. Istnieją ponoć ludzie, którzy zbierają Tornado, gdy pojawi się na niebie jako czarna chmura... Zazwyczaj takie chmury idą z północy, od Molocha... Znałem kiedyś pewnego popaprańca, który twierdził, że wykorzystuje Tornado w swojej pracy. Był płatnym mordercą. Jeśli miał na kogoś zlecenie, brał Tornado, przenosił się do czasów sprzed kilkunastu lat, szukał ofiary, lub jej przodków i ich "fizycznie likwidował", jak to zwykł mawiać... Nie wierzę w takie bzdury, ale niektórzy płacili mu niezłe sumki... Ja tego faceta znałem, ale w dzisiejszych czasach ludzie rozpowiadają wiele legend. Biorą się one zazwyczaj z barów - jakiś pijaczyna wymyśla historyjkę, która zawiera w sobie ziarno prawdy. Potem historia ta krąży od karczmy, do karczmy, a ludzie wierzą w nią jak mormoni w ponowne przyjście Jezusa.
W Stanach roi się teraz od takich, albo jeszcze gorszych czubów. Nie radziłbym jednak opuszczać większych miast. Masz tam wszystko, czego by dusza zachciała, po co podróżować? Lekarstwa, broń, ciekawi ludzie... Dobra, jeżeli jesteś uparty i tak bardzo chce ci się jechać gdzieś indziej, to powiem ci, że dziś miasta się od siebie zbytnio nie różnią... Pustynia też razi monotonią, a poza tym nie tak łatwo przez nią przejechać... Możesz ponadto trafić na włóczące się bandy Indiańców, którzy namnożyli się jak króliki. No, ale trudno się dziwić... w końcu kto by celował rakietami w rezerwaty... Ale, jak już koniecznie chcesz podróżować, to lepiej, byś miał w tym jakiś cel. Możesz zatrudnić się jako kurier, łowca, możesz nawet sprzątać kible na zamówienie, ale najważniejsze, byś miał cel. Wszyscy wiedzą, że na każdym rogu można spotkać nieprzyjemnego typa, dlatego gość, który urwał się nie wiadomo skąd i który przybywa do nowego miasta bez celu, nigdy nie będzie przyjemnie witany. Może ludzi zastraszyć, ale zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie jeszcze większym twardzielem.
Widzę, że chcesz być takim twardzielem, ale nie masz jeszcze doświadczenia... Dam ci radę: kiedy wchodzisz na terytorium, na którym nigdy jeszcze nie byłeś, zawsze pytaj się, jakie rządzą tu zasady. Wiem, że to świat bez zasad, ale ludzie siedzący w jednej dziurze przez całe życie, próbują tę dziurę utrzymać w należytym porządku. Nawet to miasto ma swojego szeryfa, swoje gangi i każdy przestrzega tutaj pewnych zasad. Na złamanie tych reguł możesz sobie pozwolić dopiero wtedy, gdy masz ze sobą zaufanych ludzi, zaufaną broń lub gdy chcesz popełnić samobójstwo.
Ufff... ale upał. Mam tu termometr jeszcze działający... wskazuje chyba 45 stopni... tak, dokładnie... jestem stary, ale jeszcze nie oślepłem. Za taki termometr dostaniesz najwyżej 2 gamble. Gamble to nie monety, ani nie kapsle, ani nawet żetony. Gamble tak naprawdę nie istnieją... Wiem, trudno to pojąć, ale to wcale nie jest skomplikowane. Jak to wtedy mawiano... A! Już wiem, mamy tu tzw. handel wymienny. Ten termometr wart jest 2 gamble, a to oznacza, że możesz za niego dostać coś, co jest warte tyle samo, np. dwa papierosy albo jeden nabój do beretty... Tak swoją drogą, to dzisiaj jest naprawdę gorąco, przydałaby się zima... W tych stronach mamy ostre zimy, niezwykle ostre - śnieg do pasa, wiatr, który mógłby wyrwać z ziemi hydrant, a do tego jeszcze mróz.
Może wejdziemy do środka sklepu... Na co jesteś chory? Mam tu leki prawie na wszystko. Masz drgawki? To niegroźne, ale można umrzeć... Ja urodziłem się w Texasie i nie żałuję.. hehehe... nie jestem na nic chory... Znałem jednak gościa, Bill mu było, który miał światłowstręt... Blady był jak trup, wiecznie siedział w ciemnym pokoju razem ze szczurami, dopiero w nocy wychodził na ulicę... Miał psa, kulejącego kundla, który wszędzie za nim chodził. Bill do baru, kundel z nim. Bill na dziwki, kundel z nim... Heh, gdyby Bill żył teraz, miałby koło sześćdziesiątki, jak ja. Mam tu pewien lek na drgawki, kupujesz? Tylko trzydzieści gambli. Ech... nie masz tyle... lepiej zatrudnij się u kogoś albo otwórz własną firmę... znasz się na czymś?
Jesteś chemikiem? Opłacalny zawód. Stał tu kiedyś, obok mojego sklepu, pewien chemik. Raz jakieś zakazane mordy przyszły do miasta... Mieli broń, było ich czterech... Przyszli do miasta i ogłosili, że ta dziura należy do nich. Nikt się nie sprzeciwiał, wyglądali jak pijani, więc nikt sobie tej groźby do serca nie wziął. Pewnego razu zabili chemika. Nie pamiętam już pod jakim pretekstem, ale czy to ważne? Nie jest to duże miasto - zaraz zbiegł się tłum. Ludzie tępo patrzyli się na ciało chemika, ale czterech mężczyzn z tłumu zaraz pobiegło do swoich chat. Wrócili z bronią - dwóch miało jakieś strzelby, a dwóch rewolwery. Z nowymi rozprawili się tak szybko, że wszyscy potem pytali się, jak to się stało. Tych czterech mężczyzn wyruszyło potem w świat. Mawiano o nich Czterej Jeźdzcy Apokalipsy... Zdobyli reputację, zdobyli sławę... Ty też możesz wsławić się czymś, zrobić coś, po czym ludzie cię zapamiętają. Możesz być znany nawet w całych Stanach, chociaż jak tak patrzę na ciebie, to nie widzi mi się, byś coś osiągnął. Z tej historii jest jeszcze jeden morał - nigdy nie ruszaj takich osób, jak chemik albo miejscowy lekarz. Wbrew pozorom, to są najważniejsze osobistości w mieście.
Pewnie zastanawiasz się, skąd ludzie czerpią w dzisiejszych czasach wiedzę o chemii, o medycynie... Powiem ci - w naszej mieścinie mieszka pewien rusznikarz. Zna się na broni, jak mało kto, potrafi nawet stworzyć własny pistolet, który nigdy się nie zatnie. Dzieciaki chodzą do niego, by się czegoś nauczyć. Niedaleko jest też druga mieścina - mieszka tam znakomity lekarz. Sytuacja jest taka sama, jak i tu - dzieciaki chodzą do niego, by się nauczyć leczyć. I tak z jednej wioski wychodzi na świat 20 lekarzy, a z drugiej 20 rusznikarzy. Jest też alternatywne źródło informacji. Wystarczy, że w mieście działa chociaż jedno radio, to można wtedy złapać Orbitala. Orbital to stacja kosmiczna, na której jeszcze żyją ludzie. Zagładę Ziemi widzieli z góry, z kosmosu... Teraz nadają, choć nie wiedzą, czy ktoś ich słucha. Często gadają o przydatnych rzeczach sprzed wojny - można się od nich wiele nauczyć... Ale najgorzej jest, gdy włączy się jakiś debil, który ciągle marudzi i narzeka na swój los. Wtedy lepiej się nie dołować i wyłączyć radio.
To chyba ci wystarczy na początek, ja muszę się zdrzemnąć... Jak będziesz czegoś potrzebował, pytaj - zawsze możesz mnie tu znaleźć.
[Tekst wbrew pozorom nie traktuje o świecie falloutowym, lecz o neuroshimowym - to tak gwoli ścisłości :)]