<< Fallout New Vegas
Fallout New Vegas: Dead Money - recenzja
Fallout New Vegas

Pierwszy DLC do Fallout: New Vegas czyli 4 słowa o Dead Money.

Na ten dodatek czekałem dosyć długo. Z wypiekami na twarzy oglądałem trailer, który śnił mi się po nocach, miałem nadzieję na nowe, rozległe etapy, wielu trudnych przeciwników, nowe bronie, pancerze, ciekawą fabułę. Czy moje nadzieje zostały spełnione? Nie, żadne z powyższych oczekiwań nie zostało spełnione. Ale po kolei.

Znajdując się na Stripie łapiemy nową stację radiową (cóż za oryginalność) informującą o otwarciu nowego, ogromnego kasyna Sierra Madre. Nie czekając długo bohater wyrusza w kierunku, który wskazuje mu sygnał radiowy. Po długiej i męczącej drodze znajdujemy się w opuszczonym bunkrze Bractwa Stali i... Tu jest jeden z ciekawszych momentów - wydziela się usypiający gaz. Po obudzeniu się na szyi mamy wybuchową kolię, a po naszym sprzęcie nie ma śladu. Po chwili dochodzi do nas co się stało. Nadal nie wiemy gdzie jesteśmy i co my tu u licha robimy, wkrótce jednak pojawia się hologram, który przekazuje nam, że jesteśmy w grze w której stawką jest nasze życie. Tu zaczyna się cały szereg nudnie opowiedzianych zależności, z których dowiadujemy się, że aby przeżyć to musimy odnaleźć trzech towarzyszy: mutanta z rozdwojeniem jaźni, eleganckiego ghula który miał być jedną z gwiazd kasyna i niemą skrybę z Bractwa Stali, która... nie potrafi pisać, a na dodatek jest niemową.

Ale dosyć narzekania na wprowadzenie. W grze mamy możliwość, a właściwie konieczność zwiedzenia kasyna Sierra Madre i jego najbliższych okolic. Jeśli byliście nastawieni na jakieś niesamowite miejsca lub nowe widoki to się srogo zawiedziecie. Pomimo nowych tekstur, które zaobserwujemy w grze, nadal będziemy się przemieszczać między powtarzalnymi, nudnymi etapami. Żeby nie było tak do końca krytycznie to powiem, że dwa pomysły mi się podobają. Mianowicie trująca mgła, która powoli nas zabija i konieczność biegania po gzymsach w celu dostania się do innej części lokacji.

Grafika w tym dodatku nie uległa zmianie: nie polepszyła się ani się nie pogorszyła, jednak z racji pojawiania się trującej chmury na słabszych komputerach animacja może "klatkować". Niestety autorzy mogli się postarać trochę bardziej i poprawić oklepane już wnętrza, albo dodać więcej tekstur. Bo, co prawda nie wygląda to aż tak źle, ale widzieliśmy to już milion razy grając w Fallout: New Vegas.

Co do przeciwników to również nie ma rewelacji. Otrzymujemy bowiem 4 rodzaje nowych oponentów, z których każdy jest głupszy od drugiego. I tak, na początku naszymi przeciwnikami są ludzie-duchy, później ich nieco mocniejsza odmiana, posiadająca na rękach coś w rodzaju pułapki na niedźwiedzie. W późniejszym etapie będziemy musieli się zmierzyć z ludźmi-duchami wyposażonymi w dzidę lub bomby gazowe. Są one jednak na tyle głupie i kiepsko chodzą, że szybko padają, jednak trzeba im strzelać w głowy, bo inaczej za chwilę się podnoszą i atakują dalej. A gdy zbierze się ich grupa to robi się nieciekawie. Kolejnym przeciwnikiem są hologramy. To projekcje strażników, które strzelają do nas wyładowaniami. Jeśli nas zauważą, to będą gonić dopóki będziemy w ich zasięgu. Są bardzo niebezpieczne, ponieważ nie da się ich w żaden sposób zabić. Jedyne co możemy zrobić aby się ich pozbyć to wyłączenie projektora, który zazwyczaj znajduje się na ścianie lub nad drzwiami. Inną metodą na ominięcie hologramów jest... przejście w pozycji kucającej, a wówczas nie podejmują ataku. To podejście co najmniej dziwne, ale już z nie tak bzdurnych pomysłów słynął zarówno Fallout New Vegas jak i Fallout 3, więc w sumie powinno być to normalne. Mimo wszystko nie jest to dla mnie jakaś nowość, więc ten dodatek dostaje za to ode mnie minusa.

Czas teraz zmieszać z błotem pancerze, których jest jak na lekarstwo bo aż 4, nie licząc odzień pomocników. Pierwszym z nich jest standardowe ubranie w którym się budzimy. Jedyna jego zaleta to +5 do naprawy. Oprócz tego profitu nie zapewnia on nam zupełnie nic, jednak nie możemy na to narzekać, gdyż jest to nasze pierwsze wdzianko - cudów więc nie ma. Kolejnym pancerzem, który wpada w nasze konkursowe łapki to mundur ochrony Sierra Madre. Tutaj mamy już do czynienia z porządnym pancerzem, który przynajmniej częściowo może nas ochronić przed atakami ludzi-duchów. W późniejszym etapie gry natkniemy się na ulepszoną wersję pancerza ochrony. Jest on nieco mocniejszy, jednak rewelacji nadal brak. Ostatnie z nowych "bojowych okryć", które oferuje nam dodatek, to pancerz bojowy. Lekki i bardzo wytrzymały, daje nam +10 do skradania się - to najlepszy z nowych pancerzy. Jednak gdy tylko podczas szabrowania kasyna natknąłem się na pancerz metalowy, to bez wahania go zastosowałem, jako sprawdzoną już konstrukcję.

Postacie które spotykamy na swojej drodze są nijakie, bez wyrazu, nie zapadną nam dobrze w pamięć (ja do dziś wspominam Marcusa z Fallouta 2 jako towarzysza). Mroczny z rozdwojeniem jaźni, któremu ratujemy życie - lub nie - w zależności od aktualnego humoru (już widzę Wasze uśmiechnięte twarze na widok Dog'a zaciskającego sobie łańcuch na szyi ]:-D). Elegancki ghul, który w pewnym momencie wbija nam nóż w plecy czy niema skryba Bractwa, która nie potrafi pisać (w późniejszym etapie gry będzie już mówiła) nie są postaciami, jakie w ogóle warto zapamiętać, ale to tylko moja opinia i nie musicie się z nią zgadzać. Opisałbym bardziej sprawcę całego zajścia w Sierra Madre, ale niestety u mnie wystąpił błąd i musiałem go przywołać poleceniem z konsoli. Tutaj mam małe sprostowanie, otóż zrobiłem ponowną instalację dodatku i postać Eliaha się pojawia, jednak nie ma z nim o czym pogadać, ponieważ zanim dojdzie do naszej postaci to ginie zabity przez wieżyczki strażnicze (to tylko jedna z możliwości - ale i tak zabić go trzeba).

Co do nowego uzbrojenia to też nie ma rewelacji, bowiem w DLC pojawiają się cztery główne rodzaje broni, a reszta to jej wariacje o których właściwie nie ma sensu się rozpisywać. Do naszej dyspozycji zostaje oddodany kosmiczny nóż, który jest ostry jak brzytwa, dzida, karabin automatyczny oraz (najmocniejszy w całej grze) karabin holograficzny który dostajemy już na samym początku gry, jednak amunicję żre jak grubas BigMac'ki.

To co mi się spodobało w tym DLC i co go przynajmniej trochę ratuje, to maszyny do generowania amunicji, stimpaków, jedzenia oraz kart. Automaty są dosyć gęsto rozsiane po mapkach, więc śmierć nie jest nam groźna. Kupujemy w nich za pomocą monet, które znajdujemy na każdym kroku.

Podsumowując, Bethesda oddała nam do ręki jeden z najgorszych dodatków, w które miałem okazję (bo przyjemnością tego na pewno nie nazwę) zagrać. Nadal natkniemy się na niewidzialne ściany, brakujące postacie kluczowe (!) czy przeciwników na żenującym poziomie. Moja ocena końcowa jest prosta: 4 nowe bronie, 4 pancerze, 4 rodzaje przeciwników. Jeśli tylko zakupiliście ten dodatek to Wasza forsa faktycznie jest martwa.

Ocena końcowa: 4/10.

© 2011 Zrecenzował Jan 'Nightmaster' Przeklasa

<< Fallout New Vegas