< POSTKULTURA | << FILMY
2012

Plakat z filmu '2012' 2012
Produkcja: Kanada, USA 2009
Reżyseria: Roland Emmerich
Scenariusz: Roland Emmerich, Harald Kloser
Obsada: John Cusack (Jackson Curtis), Amanda Peet (Kate Curtis), Thandie Newton (Laura Wilson), Woody Harrelson (Charlie Frost)
Muzyka: Thomas Wanker, Harald Kloser
Zdjęcia: Dean Semler
Czas: 158 min.

Począwszy od Gwiezdnych Wrót, każdy nowy film w reżyserii Rolanda Emmericha oglądam w dniu lub też w pobliżu dnia premiery. Oczekiwania na Wielkie Kino przedstawiające Wielką Wizję wyczerpały się gdzieś w okolicach Dnia Niepodległości. Po prostu ten facet to nie James Cameron i tyle. W emmerichowskim kinie za fasadą tajemnicy i "niespotykanego", kryje się szczątkowa fabuła zmielona z poprawnością polityczną oraz patosem, przywalona toną efektów specjalnych. Stany Zjednoczone zbawcą świata, angielscy żołnierze z wojny o niepodległość Stanów gorsi od nazistów z SS, jaszczurka zmutowana do wysokiego na kilkadziesiąt metrów potwora, jaskiniowcy z uzębieniem ładniejszym niż paryskie modelki, spadki temperatury powietrza dochodzące do minus 100 stopni Celsjusza? A czemu nie! Jeśli jakaś argumentacja uzasadniające takie motywy z filmów Emmericha zawiedzie, to zawsze pozostaje aksjomat, stosowany np. przez dwóch tłustych misiów z Bethesdy, tłumaczących czemu Fallout 3 jest jaki jest. No właśnie jest taki a nie inny, bo jakby był inny to by się to nie sprzedało.

A jednak czasem coś potrafi zaskoczyć w tych filmach. Czy to dobra gra aktorska (choć krawiec kraje jak mu materii staje), czy ogólny motyw, oś problemu jaki porusza kolejny film Emmericha. Jak dla mnie jest to niszczycielska siła natury, która czyha na ludzką bytność na Ziemi. Stąd np. całkiem miło wraca się do Pojutrza, w którym północna półkula Ziemi zmienia w krainę skutą lodem i mrozem. W filmie 2012 przyszła pora na całą ludzkość i całą Ziemię.

Tak... Słynny kalendarz Majów, którzy przewidzieli koniec świata na rok 2012, a coś słabo im szło z budową własnej cywilizacji i państwowości, nie mówiąc już o przewidzeniu faktu podbicia przez brudnych i prostackich Hiszpanów. Data jednak krąży w umysłach ludzi mieszkających w bogatym Zachodzie, więc jest okazja by nakręcić kolejną psychozę strachu (z rokiem 1999 wyszło średnio) i zarobić trochę kasy. Zwłaszcza, że dzisiejsze czasy powoli doganiają apokaliptyczna fantastykę: globalna wojna terrorem, narastający kryzys energetyczny, kryzys finansowy, epidemia nowej grypy, potężniejące z dnia na dzień Chiny a słabnące USA i Europa. Do tego jeszcze nowy film Rolanda Emmericha o końcu świata.

Panie, Panowie przed Wami 2012.

To mógł być bardzo dobry film. Taki z ostateczną wizją apokalipsy jak Zapowiedź, ale bez tego pseudo sekciarskiego bełkotu. Rozwijający wątki przetrwania ludzi z Wall.E'go w sposób głębszy, gdyby tylko ktoś miał większą śmiałość. Tymczasem Emmerich zamiast walcować swój fajans, czyli robić to z czego dobrze go znamy, postawił na przekładańca. Efekt jest taki, że zamiast wytknięcia mu standardowych grepsów, pojawia się zwyczajna obojętność. Jako przykład mogę podać sceny niszczenia miasta, (eee... co to było za miasto?) przez wielkie trzęsienie Ziemi. Tą potencjalnie dość pouczającą wizję (widzicie zadufane w sobie barany co znaczy człowiek i jego dokonania wobec sił natury), dokumentnie spieprzono przez latający po ekranie w te i we wte samolot, który próbuje odlecieć z miejsca katastrofy. Do tego przerażone małe dzieci i mamy komplet: banał i sztampa idą ze sobą pod rękę i śmieją się nam w twarz. Albo dość niepoprawnie politycznie (Łaaał - film R.E. i jakiś brak poprawności politycznej!) zarysowana koncepcja, jacy to ludzie w pierwszej kolejności przetrwają apokalipsę. Jest dobrze, skojarzenia z Falloutami (choć tam Krypty miały mieć z reguły trochę inny cel) czy innymi dziełami post apokaliptycznymi nasuwają się same. Aż do finału, po którym wszystko opada. Bo oczywiście w filmie Emmericha nie może zabraknąć patetycznej gadki, którą wygłasza, no zgadnijcie kto - prezydent USA? Nie, no - tylko jeden z jego naukowych doradców średniego szczebla. Ale, że on i córka prezydenta mają się ku sobie, no to prawie to samo.

Nawet aktorzy nie mogą uratować 2012, ponieważ ten film jest jak... arka Noego. Nie tonie, nie płynie - po prostu się unosi po powierzchni. John Cusack czy epizodyczny, choć zapadający w pamięć Woody Harrelson dwoją się i troją, ale wiadomo przecież z jakim filmem mamy do czynienia.

Nie można odmówić 2012 jednego. Dzięki niemu zostanie rozbrojona marketingowo nakręcana histeryczna mina związana z rokiem 2012. Cokolwiek się stanie to się stanie, my będziemy już wiedzieć, że Roland Emmerich na pewno nie nakręci o tym kolejnego filmu.

Oby.

PLUSY:
- Apokalipsa jak w mordę strzelił, a nie "wspólnie razem sobie ręce podamy i jakoś to będzie".
- Próby pokazania szerszego aspektu globalnej katastrofy, z nieporadnym zerwaniem z poprawnością polityczną.
- Aktorzy (niektórzy) dają radę.

MINUSY:
- Sztuczne nakręcanie emocji przy i tak już emocjonujących scenach.
- Kolejny film Rolanda Emmericha - nic dodać nic ująć.
- Wszyscy z powrotem trafimy do Afryki. Ciekawe co na to... Afrykanie?
- Stereotypy w przedstawianiu Rosjan - choć dobrze, że to znów nie chodziło o Polaków - dla Amerykanów to jedno i to samo.

Moja ocena: 5/10

© 2009 Marek 'Squonk' Rauchfleisch

< POSTKULTURA | << FILMY