< POSTKULTURA | << FILMY
Ant-Man i Osa

Plakat z filmu 'Ant-Man i Osa' Ant-Man i Osa (Ant-Man and the Wasp)
Produkcja: USA, Wielka Brytania 2018
Reżyseria: Peyton Reed
Scenariusz: Andrew Barrer, Gabriel Ferrari, Chris McKenna, Erik Sommers, Paul Rudd
Obsada: Paul Rudd, Evangeline Lilly, Michael Douglas, Laurence Fishburne, Michelle Pfeiffer, Michael Peña, Walton Goggins i inni
Zdjęcia: Dante Spinotti
Muzyka: Christophe Beck
Czas: 118 min.

Nie, nie wierzę. Nie, to nie możliwe. Nie wierzę, że jest możliwe zrobienie filmu, baa, serii filmów o superbohaterach. Takich co to biegają, skaczą, ratują świat w pelerynach i obcisłych kostiumach. Przy tym nie są śmieszni czy niepoważni, a frapujący, więcej - można się z nimi identyfikować. I to zarówno gdy są kosmitami o boskich mocach, jak i niedojrzałymi czterdziestolatkami, o złodziejskiej przeszłości.

Historia filmów o przygodach bohaterów znanych z kart komiksów Marvela, zaczyna się w 2008 roku, przygodami Tony’ego Starka, czyli Iron Mana. To barwna postać nieposiadająca nadludzkich mocy, za to umysł geniusza i wielkie pieniądze. Ktoś taki miał za zadanie otworzyć świat Marvel Cinematic Universe, tworząc fundament dla dalszych postaci. Gdy więc pojawił się już królewski syn z kosmosu czy oddany sprawie i ludziom ze swojego oddziału żołnierz, a także była zawodowa zabójczyni, musiał przyjść czas na loosera. Pana nikt, któremu życiowe nieogarnięcie rozbiło rodzinę, sprowadzając przy tym na ścieżkę przestępczości. Ale też i na możliwość zostania bohaterem z przypadku. Scott Lang czyli Ant-Man pojawił się więc na scenie dopiero w 2015 roku. Wcześniej wprowadzeni bohaterowie mieli już za sobą sporo przejść, na horyzoncie majaczył się cień tego, który naprawdę miał namieszać na Ziemi. Tymczasem Ant-Man i bliskie mu osoby, niejako gdzieś na boku, jak w dobrze skrojonym spin-offie, zmagały się ze swoimi problemami.

I taki, niejako "z boku" wydaje się być film Ant-Man i Osa. Jako że miał on premierę już po Avengers: Infinity War, widz dobrze wie co się tam zdarzyło, i że do śmiechu raczej nie będzie. A jednak cały film gna na przełaj w konwencji "naprawa błędów z przeszłości", z którą poza samym bohaterem muszą się też zmierzyć jego bliscy i nowo poznani znajomi.

Ciekawą sprawą w Ant-Man i Osa jest to, że główny bohater - poprzez swoje naturalne zdolności do antybohaterstwa spychany na drugi plan - nie ma zdecydowanie nakreślonego antagonisty. Zbliżony zabieg zastosowany został w Spiderman: Homecoming (Vulture jednak jakimś złolem jest), co - odnosząc się do tego co nadmieniłem na początku - pokazuje odwagę osób odpowiedzialnych za filmy z Avengersami. Zgrane klisze znane z filmów o superbohaterach zastosowano tam, gdzie bohater musiał być bardziej jednowymiarowy. Ale już kolejne filmy dochodziły od tego, z eksperymentami właśnie przy Spidermanie i Ant-Manie. By następnie pozwolić sobie na Thora: Ragnarok czy nawet Czarną Panterę. I oczywiście na kolejny sukces frekwencyjny oraz finansowy.

Tu oczywiście piję do konkurencji z DC Comics, która jedynie na co się wysiliła (z sukcesem) to poważna wersja Batmana. Bardzo poważna. Potem było różnie, z finałem w postaci porażającej swoją słabością Ligi Sprawiedliwości. Tymczasem uniwersum MCU zawiera różnorodny pakiet emocji i postaw superbohaterów, przechodzących ciągłe zmiany. Jak to w życiu.

Ant-Man i (dodana mu do pomocy) Osa, wprowadzają w ten barwny i zwariowany świat (kosmos i podróże międzygwiezdne też tam są) element ludzkiej normalności. Banału ambicji, pychy, nieudanych wyborów życiowych. Akcja pędzi do przodu, główny bohater wcale nie jest na pierwszym planie, a nieustanne wysiłki by być zabawnym nie żenują (jak w wielu produkcjach), lecz sprawiają że jeszcze bardziej go lubimy.

A gdy już wszystko dobrze się kończy, tak że nawet sielankowe sceny domu na plaży być muszą, wraca brutalna rzeczywistość. My, widzowie, już wiemy co się stało. Ant-Mana/Scotta Langa, jak na loosera o dobrym sercu przystało, nawet zagłada ludzkości ominęła, tak że jeszcze nie wie co się stało. Za to widzowie już wiedzą, że jest cień nadziei. Że jest ktoś jeszcze, jak powiedziano w innym filmie z równie legendarnej serii. Brzmi to wszystko jak historia naprawdę dziejąca się "tu i teraz", a nie filmy z fantastycznymi bohaterami.

Chyba muszę uwierzyć, że filmy o superbohaterach z super mocami mogą być naprawdę dobre. Nawet gdy ten bohater nie ma ich wcale, i jest nim w sumie trochę z przypadku. Jak właśnie Ant-Man.

© 2018 Marek 'Squonk' Rauchfleisch

< POSTKULTURA | << FILMY