< POSTKULTURA | << FILMY
Aquaman - recenzja #1

Plakat z filmu 'Aquaman' Aquaman
Produkcja: USA 2018
Reżyseria: James Wan
Scenariusz: Will Beall, David Leslie Johnson-McGoldrick
Obsada: Jason Momoa, Amber Heard, Willem Dafoe, Patrick Wilson, Nicole Kidman, Dolph Lundgren, Yahya Abdul-Mateen II, Temuera Morrison i inni
Muzyka: Rupert Gregson-Williams
Zdjęcia: Don Burgess
Czas: 143 min.

Po katastrofie, jaką była Liga Sprawiedliwości doszedłem do wniosku, że chyba nie ma co liczyć na "jakość" w filmowym uniwersum DC. Wbrew temu co możecie wyciągnąć z moich recenzji, zawsze byłem bardzo wiernym fanem komiksów z Batmanem i spółką. Jasne, po stronie Marvela znajduje się moja ukochana komiksowa postać wszech czasów, Spider-Man, jednak poza nim uniwersum Marvela nie potrafiło mnie porwać. Tym boleśniejszym było obserwowanie prób wykrzesania sensu z zagmatwanej pulpy, jaką stało się DCEU. I tym większą radością jest dla mnie prezentowanie Aquamana jako najlepszy film Uniwersum DC, jak również najlepszy film na podstawie komiksu DC od czasów Mrocznego Rycerza, i prawdopodobnie - mój ulubiony film tego roku.

Żebyśmy się jednak na start dobrze zrozumieli - ten film nie jest mądry. Dialogi miejscami są w tak cudowny sposób tandetne, że masz wrażenie oglądania kreskówki z lat 70-ch bądź jakiegoś anime. Fabuła przedstawia niesamowity paradoks prostego założenia ubranego w zagmatwane opakowanie. A elementy świata prezentują absurd, którego w filmie nie widziałem chyba jeszcze nigdy.

I to wszystko właśnie, podane w odpowiedni sposób przez Jamesa Wana - czyni Aquamana tak świetnym filmem. To jest seans, który przywrócił ideę campowego kina w podobny sposób, co Thor: Ragnarok - tylko jeszcze więcej, jeszcze lepiej, i jeszcze mocniej. To jest pierwszy raz, kiedy ktoś rzuca więcej światła na tą bardziej szaloną stronę komiksów DC, wybiegając daleko poza brudne uliczki Gotham City, albo nijakie Metropolis. Zamiast tego możemy podziwiać siedem pięknych królestw legendarnej Atlantydy, rekiny z działkami laserowymi, ośmiornicę grającą na bębnach - i wiele więcej. Wszystko to znajduje ten idealny punkt, w którym z jednej strony film jest niesamowicie uroczy i bajkowo tandetny. Z drugiej zaś strony wciąż wygląda i brzmi wspaniale, dzięki doskonałej pracy grafików i bezbłędnemu wykorzystaniu budżetu. A w środku tego świata mamy Arthura Curry'ego, granego przez Jasona Momoę. Legendarny w mniemaniu ludzi Aquaman, syn królowej Atlanny i zwykłego latarnika, to najbardziej charyzmatyczny bohater DC na chwilę obecną.

Niektórzy powiedzą Wam, że Momoa nie jest specjalnie dobrym aktorem. Jednak do takiego filmu, takiej roli jak Aquaman potrzebna była przede wszystkim charyzma. Coś, czego definitywnie brakuje Henry'emu Cavillowi w Man of Steel, czy nawet Gal Gadot w Wonder Woman, a co Momoa posiada bez wątpienia. Jego gra aktorska, oraz pewnego rodzaju urok bycia "badassem" spajają cały film, i sprawiają że nie sposób oderwać wzroku od seansu. Tak, że aż chce się kibicować bohaterowi w jego misji pojednania Atlantydy ze światem. Oczywiście nie tylko on świadczy o charyzmatycznym sukcesie widowiska. Każdy aktor w tym filmie daje z siebie sto dziesięć procent. W związku z czym te wszystkie tandetne linie dialogowe, okrzyki bojowe, melodrama oraz sama istota campu - granie w umyślnie przesadzony sposób - potrafią porwać widza bez reszty. Zarówno Patrick Wilson grający arcyłotra, jak i weterani aktorstwa pokroju Nicole Kidman czy Dolpha Lundgrena - sprawiają że film wydaje się żywy i autentyczny, pomimo teatralności oraz absurdu świata.

Czy ten film może Ci się jednak nie spodobać? Oczywiście, że tak. Jeżeli oczekujesz bardziej wyważonej zabawy, bądź też poważniejszego spojrzenia na adaptacje komiksowe i marzysz wyłącznie o kolejnym Mrocznym Rycerzu, czy Strażnikach - to Aquaman wyda Ci się dziecinny, naiwny, tandetny, z dialogami których nie da się brać zupełnie na serio. Ja jednak już od jakiegoś czasu mam dość, i oczekuję od filmów czegoś więcej. Niekoniecznie w sensie struktury narracji - oczekuję... odwagi. Filmu, który nie będzie bał się odpalić wszystkich swoich cylindrów. Kocham ideę campu, kocham tą charakterystyczną tandetę, która opuściła kina na okres niemal dwudziestu lat, a teraz jakby powoli zaczyna się wkradać z powrotem na ekrany, i do naszych serc. I najnowszy film DC był dokładnie tym, co chciałem zobaczyć - kompletny absurd, podany w piękny i przekonujący sposób. Charyzmatycznego, charakternego bohatera. Epickie, niesamowite sceny walki. Doskonale dobraną oprawę muzyczną (kawałek Pitbulla pomijam). Oryginalny design, który nie filtruje własnego materiału źródłowego. Odważny, wyjątkowy, i samodzielny film.

Aquaman, obok Thora: Ragnarok czy ostatniego Halloween przywraca mi wiarę w to, że kino wróci do swoich korzeni. Nie będzie podawało wyłącznie filmów, które stawiają na realizm, wyważoną tonację i bezpieczeństwo, tylko będą chciały pobudzić wszystkie zmysły. Pobudzić naszą wyobraźnię i zagwarantować czystą, dziecinną frajdę. Wam polecam wycieczkę do kina, sam niecierpliwie oczekuję premiery BluRay, żeby dołączyć film do kolekcji swoich ukochanych widowisk, i obejrzeć go kolejnych kilkanaście razy.

© 2018 Konrad 'Veskern' Ochniowski

< POSTKULTURA | << FILMY