< POSTKULTURA | << FILMY
Atlas chmur

Atlas chmur

Atlas chmur (Cloud Atlas)
Produkcja: USA, Niemcy, Hongkong, Singapur 2012
Reżyseria: Lana i Andy Wachowscy, Tom Tykwer
Scenariusz: Lana i Andy Wachowscy, Tom Tykwerr
Obsada: Tom Hanks, Halle Berry, Jim Broadbent, Hugo Weaving, Jim Sturgess, Bae Doona, Ben Whishaw, James D'Arcy
Zdjęcia: Frank Griebe, John Toll
Muzyka: Tom Tykwer, Johnny Klimek, Reinhold Heil
Czas: 172 min.

O czym właściwie jest ten film? Powołując się na słowa twórców, film opisuje "wielką historię ludzkości, w której konsekwencje działań ludzi wpływają na siebie wzajemnie poprzez przeszłość, teraźniejszość i przyszłość, morderca zamienia się w wybawcę, a pojedynczy akt życzliwości wieki później kończy się rewolucją". I jest to bardzo trafny opis, bo nieczęsto zdarza się film, którego akcja toczy się na przestrzeni prawie pięciuset lat, a do tego wszystko jest ze sobą powiązane i nieprzypadkowe.

No właśnie, na początku widz może być zdziwiony - jak to, dlaczego nagle, bez żadnego większego uprzedzenia zostawiamy losy jednych bohaterów i poznajemy innych, żyjących kilkadziesiąt lat później? Jednak z czasem to uczucie mija, bo tak naprawdę wszystko jest na swoim miejscu. Oparty na książce o tym samym tytule, autorstwa Davida Mitchella, Atlas chmur składa się z sześciu naprzemiennie przedstawianych historii - tak, nie są one przedstawione chronologicznie. Najwcześniejsza to dziennik pokładowy Adama Ewinga (Jim Sturgess) podróżującego przez Ocean Spokojny w roku 1849. Później mamy Roberta Frobishera (Ben Whishaw), młodego, angielskiego kompozytora tworzącego tytułowe dzieło w roku 1936, dziennikarkę Luisę Rey (Halle Berry) powoli odkrywającą spisek dotyczący amerykańskiego reaktora jądrowego w 1973, współczesnego (rok 2012) wydawcę Timothy'ego Cavendisha (Jim Broadbent) wplątanego w różne dziwne, niekoniecznie dobre dla niego zdarzenia, by wreszcie zakończyć na dwóch, prawdopodobnie najbardziej interesujących czytelników Trzynastego Schronu wątkach: futurystycznej (rok 2144) wizji Seulu, w którym istnieją usługujące wolnym ludziom, genetycznie zaprojektowane klony i postapokaliptyczny świat (106 zim po "Upadku", rok 2321), w którym ludzkość wróciła do życia w wioskach a`la znane z Fallouta 2 Arroyo, a każdy dzień jest podszyty strachem przed wymalowanymi dzikusami. I z oczywistych powodów, te dwie ostatnie historie zaprezentuję nieco szerzej.

Wachowskich dobrze pamiętamy z trylogii Matrix, która powstała jeszcze, kiedy Lana była Larrym. Także science fiction nie jest im obce, a wpływy wspomnianej trylogii są bardzo wyraźne, gdy przenosimy się do Neo Seulu. Główną bohaterką w tym punkcie czasu jest Sonmi-451 (Bae Doona), jeden z klonów, który uzyskuje świadomość i pragnie wolności. Jak łatwo można się domyślić, uzyskanie jej nie jest takie proste i jak również można zgadnąć, znajdzie się ktoś, kto jej pomoże - strasznie przypominający mi Neo z Matrixa, Hae-Joo Chang (Jim Sturgess). Zaprezentowana na tym etapie technologia przypomina stereotypowe science fiction, z obowiązkowymi laserami, latającymi samochodami i podniebnym miastem (przypomina to nieco Piąty element, ale bez kosmitów). Mogą one odstraszyć osoby nieprzepadające za takimi rozwiązaniami, ale ostatecznie nie przeszkadza to jakoś bardzo w odbiorze historii Sonmi, która jest jedną z ciekawszych w tym filmie. Jeśli chodzi o przekaz, również kiedyś słyszeliśmy coś podobnego od Wachowskich. By o tym sobie przypomnieć, wystarczy jedna litera: V. Jak Vendetta.

Postapokalipsa. Nie wiemy, co ją spowodowało i dlaczego ludzie żyją w wioskach (choć oczywiście z czasem powoli odkryjemy cień tej kwestii). Tu poznajemy Zachariasza (Tom Hanks), którego w ramach wyrzutów sumienia za brak pomocy krewnemu z wioski, Adamowi (Jim Sturgess) podczas ataku wodza kanibali (Hugh Grant), nawiedza widmo wioskowego wcielenia zła, Starego Georgie'go (Hugo Weaving). Zachariasz próbuje pogodzić się z faktami i pewnego dnia poznaje kobietę, spoza wyspy, imieniem Meronym (Halle Berry). Czy sprowadzi zbawienie, a może zgubę? Czego chce od tubylców? By poznać odpowiedzi na te i wiele więcej innych pytań, trzeba obejrzeć Atlas chmur.

Kto uważnie śledził nazwiska w nawiasach, mógł spostrzec, że pewne z nich się powtarzają. Nie jest to przypadek - historie nie tylko wzajemnie z siebie wynikają, ale i grają w nich ci sami aktorzy, ale tak dobrze ucharakteryzowani (to bardzo mocna strona filmu) i przedstawiający tak odmienne charaktery, że często trudno nam ich rozpoznać. A te przedstawione to dopiero początek, bo bohaterów jest znacznie więcej, jednak poza swoim głównym wątkiem grają raczej poboczne role. Tom Hanks, Halle Berry, Jim Broadbent, Hugo Weaving i Jim Sturgess zagrali w największej liczbie wątków, bo we wszystkich sześciu.

Odgadywanie, kto jest kim, może być ciekawe, ale i pokazuje, jak dobrzy są to aktorzy, potrafiący wcielić się w tak wiele postaci nawet w jednym filmie.

Na dobrą sprawę trudno film zaliczyć do jednego gatunku. Wątki Zachariasza i Sonmi można zaklasyfikować jako różne podgatunki science fiction (hard SF i postapokalipsa). Historia Adama Ewinga to film poniekąd historyczny, ukazujący, dlaczego abolicjoniści mieli rację, wątek Frobishera to definitywnie melodramat, śledztwo Luisy - kryminał, a Cavendish bierze udział w komedii. Brytyjskiej komedii. A dodajmy do tego przewijające się wszędzie wątki filozoficzne i fakt, że oficjalnie jest to dramat przygodowy. Mamy więc generalnie do czynienia z prawdziwą hybrydą.

Wizualnie Atlas chmur jest ładny. Scenografia doskonale oddaje chronologiczną przynależność danego wątku, nie mówiąc już o ubiorze i wspomnianej charakteryzacji (która wygrała nagrodę Saturna, podobnie jak i montaż). Muzyka może nie jest przełomowa, ale na pewno nie zaniedbana. Dobrze pasuje do filmu, fabularnie spełnia istotną rolę, jest to bardzo istotny element ogromnej całości i to właśnie motyw przewodni "The Cloud Atlas Sextet", nad którym w filmie siedzi po nocach Robert Frobisher, najbardziej zapada w pamięć.

Co na minus? Cóż, muszę przyznać, że niekoniecznie podobało mi się nachalne prezentowanie homoseksualizmu w wątku Frobishera i to na samym początku. Można było ten szczegół przekazać bardziej subtelnie. Nie warto się jednak tym elementem zrażać, tylko oglądać dalej. Stereotypowe science fiction w wątku Sonmi, o czym już mówiłem, ale to też kwestia gustu. Nie każdy musi też nadążyć za brakiem chronologii, choć to już sprawa indywidualna, według mnie całość udało się złączyć w całość doskonale i nie sprawiało mi trudności "ogarnianie całości". Dzięki bardzo sprawnemu montażowi ta kwestia jest lepiej i ciekawiej rozwiązana niż na przykład w "Pulp Fiction". Atlasowi zarzuca się też pewne niekonsekwencje i płytkie moralizatorstwo - los jest w naszych rękach, to od nas zależy przyszłość, miłość jest silniejsza niż śmierć, nietolerancja jest zła. Czy w istocie ten aspekt nie wyszedł zbyt głęboko, do oceny pozostawiam Wam.

Atlas chmur to dobry film. Twórcy podjęli wielkie wyzwanie, stając przed perspektywą przeniesienia na ekran tak obszernej czasowo i przestrzennie historii. Jednak ze swojego zadania wywiązali się znakomicie, a w przyszłości dzieło to nie powinno zostać zapomniane i aż dziw, że nie mogę się doszukać nominacji do Oscara w żadnej kategorii... Choć biorąc pod uwagę, jak wiele akcji dzieje się poza USA, przestaje to dziwić.

Działania każdego człowieka to kropla w oceanie czasu. Ale czymże jest ocean, jak nie morzem kropel?

Moja ocena: 7,5/10

© 2013 Zrecenzował Kamil 'Wrathu' Kwiatkowski

< POSTKULTURA | << FILMY