< POSTKULTURA | << FILMY
Bastion (The Stand)
Bastion

Bastion (The Stand)
Reżyseria: Mick Garris
Scenariusz: Stephen King
Pierwowzór scenariusza: Stephen King, "Bastion" (zobacz w dziale Książki!)
Muzyka: W.G. Snuffy Walden
Zdjęcia: Edward J. Pei
Czas: 366 min.

Film nakręcony w formie miniserialu. Podzielony został na 4 części: Pomór, Sny, Zdrada i Bastion.

Jesteśmy u Kinga, jesteśmy na amerykańskiej prowincji, ale to nie jest seans realistyczny. Dość szybko z opowieści, która w warstwie zewnętrznej przypomina trochę pierwsze sceny słynnego katastroficznego technothrillera "Andromeda znaczy śmierć" wkraczamy w rasowy amerykański film drogi... W kojarzący się z "Twin Peaksem" Lyncha film o duchach, dziwakach i snach... W horror z Diabłem-Krukiem-Człowiekiem w roli głównej. W religijny film o męczennikach, którzy ruszają koncentrycznym marszem na bastion szatana - Las Vegas, by dać się tam ukrzyżować, zbawić siebie i świat...

Z tajnego wojskowego laboratorium wymyka się nieznacznie tylko zmutowany (podrasowany) wirus zwyczajnej grypy i w błyskawicznym tempie zaczyna zbierać niezwyczajne śmiertelne żniwo. Wojskowi zrazu kłamią, że nic się nie stało, próbują izolować chorych, zamykać teren zarazy, ale to się nie udaje. Prawda przebija się do prasy, do telewizji, wirus zabija także lekarzy i wojskowych. Natomiast nie zabija niektórych izolowanych przez nich osób, paru zamkniętych więźniów, zostawia w spokoju jakąś postrzeloną nimfomankę w małym miasteczku, jakiegoś wioskowego przygłupa, muzyka rockowego na dorobku, przystojnego niemowę, sędziego, malarza, szefa policji, szalonego podpalacza...

"Bastion" - miniserial telewizyjny nakręcony przez Micka Garrisa wg powieści Stephena Kinga z 1978 roku (wyświetlony z oszałamiającym powodzeniem w maju tego roku przez program ABC amerykańskiej TV), nie lekceważy katastroficznej tradycji. Przeciwnie, reżyser i autor scenariusza w świadomy sposób odwołują się do bogatego fantastycznego dziedzictwa, ale próbują je przekroczyć, rozwinąć. King i Garris proponują widowni film w całym tego słowa znaczeniu apokaliptyczny, w którym zgodnie z Biblią równie ważna jak doświadczenie zniszczeń fizycznych, jest ostateczna rozgrywka między Dobrem i Złem, między zwolennikami Boga i szatana. Nie lekceważąc strony widowiskowej, wizualnej (trupy naznaczone chorobą, wybuchy, akcje wojskowe, zamachy, strzelaniny, kraksy, sceny miłosne czy wreszcie groźne sceny diabelskich przeistoczeń wzięte z rasowego horroru...) koncentrują się twórcy "Bastionu" na walce, na upadkach i wzlotach w dziedzinie ducha. Film ma bardzo wyraźny zaśpiew mitologiczny, więcej nawet - religijny.

Krytyka amerykańska pisze o "Bastionie" jak o znakomitym horrorze, który podnosi włosy na głowie. To też, choć jest tak raczej z młodym widzem, który widział niewiele. Dla mnie znacznie bardziej przejmujący, rzucający się w oczy niż groza (nie najgorszej próby, ale dawkowana oszczędnie) jest ciąg halucynacyjnych scen niosących ze sobą nie strach, lecz intelektualne zaskoczenie. Zaskakujący jest rytm, w jakim Garris montuje swój film, bardzo muzyczny, z nawrotami, z najazdami i odjazdami kamery z różnych kątów, odsłaniającymi nieoczekiwane perspektywy. Zaskakujące jest, że spora część akcji dzieje się w snach - zwiastowaniach bądź koszmarach, znajdujących potem dopełnienie w rzeczywistości. Fabuła wiąże się luźno, główni, zdawałoby się, bohaterowie, znikają z ekranu na długie kwadranse, akcja skacze, w sensie policyjnej, precyzyjnej intrygi jest jej zresztą niewiele. Nie chodzi tu o fakty, o precyzyjne studium socjotechniczne; chodzi o emocje, o powinności, o obnażające się bezwiednie charaktery - gra nie idzie o sukces, lecz o to, kto ocali duszę.

< POSTKULTURA | << FILMY