< POSTKULTURA | << FILMY
Battleship: Bitwa o Ziemię

Plakat z filmu Battleship: Bitwa o Ziemię

Battleship: Bitwa o Ziemię (Battleship)
Produkcja: USA 2012
Reżyseria: Peter Berg
Scenariusz: Jon Hoeber, Erich Hoeber
Obsada: Taylor Kitsch (porucznik Alex Hopper), Tadanobu Asano (kapitan Yugi Nagata), Alexander Skarsgard (Komandor Stone Hopper), Rihanna (Cora "Weps" Raikes), Brooklyn Decker (Sam) i inni
Muzyka: Steve Jablonsky
Zdjęcia: Tobias A. Schliessler
Czas: 131 min.

Okazuje się, że spece z Fabryki Snów są w stanie przenieść na srebrny ekran nawet tak spokojną na pierwszy rzut oka grę, jak "statki". Z założenia statyczna i zmuszająca do wzmożonej uwagi oraz zastanowienia, gierka ta przynosiła sporo frajdy i porcję prawdziwego napięcia na nudnych lekcjach gdzieś na tyłach klasy w podstawówce. Battleship: Bitwa o Ziemię to zabawa wcale nie gorsza od rozgrywanych przed laty na kartce w kratkę morskich bitew. Owszem zrobiona z grzechami gatunku, ale także z jajem.

Fabuła nie powala wyrafinowaniem. Dzięki supernowoczesnej technologii z Ziemi zostaje wysłany sygnał w kierunku nowo odkrytej planety, mocno przypominającej naszą rodzimą. Celem jest oczywiście nawiązanie kontaktu z pozaziemską cywilizacją, która mogła utworzyć się na oddalonym o lata świetlne ciele niebieskim. Obcy nie tyle odpowiedzą na wezwanie, co zjawią się osobiście - uzbrojeni, niebezpieczni i z pewnością nienastawieni pokojowo. Bitwę o losy świata przyjdzie zaś stoczyć, przebywającej na manewrach na Pacyfiku, amerykańskiej marynarce wojennej.

Po skręconym z werwą oraz humorem, lecz przydługim prologu, akcja dosłownie rusza z kopyta i trzyma równe, szybkie tempo aż do samego końca. Peter Berg nie pozwala się nudzić ani przez moment. Kapitalnie zrealizowane sceny bitew, dzięki pełnym rozmachu zdjęciom, teledyskowemu montażowi i świetnym efektom specjalnym, potrafią porwać i pozwalają się zapomnieć. Na bok schodzą scenariuszowe niedociągnięcia, fabuła - zgodnie z kanonem gatunku - jest raczej umowna, jej zadaniem jest przede wszystkim ciągnięcie akcji od jednej efektownej potyczki do drugiej. Berg umie jednak skutecznie oczarować widza feerią wizualnych fajerwerków, przez co chwilami ogląda się Battleship z otwartymi ustami.

Na pochwałę zasługuje także odzwierciedlenie, będącej punktem wyjścia i - nie nadużywając tego słowa - kultowej, gry w statki. Dwie świetne sekwencje - epicka, w dużej mierze filmowana z lotu ptaka, z pierwszej części filmu oraz przedfinałowa, "strategiczna", pełna napięcia. Szkoda, że pomysłowości brakło twórcom filmu w bardziej wyrazistym rozpisaniu postaci czy wykreowaniu aparycji kosmitów (mi dziwnie podejrzanie przypominali frontmana Metalliki, Jamesa Hetfielda). Obsada też szczytów nie zdobywa, jaśniejąc głównie na drugim planie (niezawodny Neeson, wyrazisty Asano i desygnowana na promocyjnego wabika, za to zaskakująco swobodna Rihanna). Do tego dochodzi obowiązkowa dawka patosu, która jednakowoż działa bardziej pokrzepiająco niż odpychająco, a także, mniej lub bardziej subtelnie wpleciony, motyw dojrzewania do podejmowania ważnych decyzji. Całe szczęście twórca Hancocka nie szczędzi uderzania w zabawne, a przy tym nienachalne tony, dzięki czemu jego film jest lekki niczym morska piana.

Blockbuster, kino popcornowe albo letnie - te określenia naturalnie pasują do filmu Berga, ale ich ambiwalencję w tym przypadku spycham na bok. Battleship: Bitwa o Ziemię okazała się być bowiem czystą rozrywką i kinem akcji pełną gębą. Dla mnie bomba.

Moja ocena: 5,5/10

© 2012 Zrecenzował Michał 'Veron' Tusz

< POSTKULTURA | << FILMY