< POSTKULTURA | << FILMY
Blade Runner 2049 - recenzja #1

Okładka filmu 'Blade Runner 2049' Blade Runner 2049
Produkcja: Kanada, USA, Wielka Brytania 2017
Reżyseria: Denis Villeneuve
Scenariusz: Hampton Fancher, Michael Green
Obsada: Ryan Gosling, Harrison Ford, Ana de Armas, Jared Leto, Robin Wright i inni
Muzyka: Hans Zimmer, Benjamin Wallfisch
Zdjęcia: Roger Deakins
Czas: 163 min.

Oryginalny Łowca Androidów jest w mojej opinii najwybitniejszym filmem science-fiction wszech czasów. Pięknym, melancholijnym, skłaniającym do refleksji, angażującym umysłowo i emocjonalnie dziełem sztuki. Stąd też wiadomość o nadchodzącym sequelu przyjmowałem z workiem soli, oraz ogromnymi obawami. Cały czas z tyłu głowy miałem myśl, że filmu tak wyjątkowego, jak Blade Runner nie można odtworzyć, polepszyć bądź po prostu kontynuować. Że w dzisiejszym kinie nie ma takiego reżysera, nie ma takich efektów, nie ma tylu godzin w tygodniu ani pieniędzy które dałyby równie wielkie i misternie zbudowane dzieło.

Jak zatem wypada Blade Runner 2049? Czy stanowi kompletne rozczarowanie, czy może jest to film któremu udało się złapać ducha oryginału na tyle, że można go postawić w niedużej odległości od oryginału z roku 1982? A w najgorszym razie – czy jest to po prostu dobry film sci-fi, który ma szanse spodobać się osobom nieznającym oryginału?

Fabuła Blade Runner 2049 rozpoczyna się trzydzieści lat po zakończeniu akcji oryginalnego Łowcy Androidów i skupia na postaci łowcy najnowszej generacji. Oficer serii K, grany przez Ryana Goslinga, poluje na przestarzałe modele replikantów. Trafia na ślad ogromnego spisku oraz tajemnicy mogącej zatrząść światem, i zmienić delikatny balans sił pomiędzy replikantami a ich ludzkimi twórcami.

Fabuła najnowszego Blade Runnera nie stanowi bezpośredniej kontynuacji pierwszej części. Do czerpania przyjemności z seansu nie jest potrzebna znajomość filmu z 1982 roku ani książki, na podstawie której ten film powstał. Ten wniosek można nawet pociągnąć dalej. Po seansie stwierdzam, że najlepszym sposobem ocenienia najnowszego Blade Runnera jest spoglądanie na niego jako na samodzielne dzieło, niż jako na kontynuację wątków rozpoczętych 35 lat temu.

Co mnie zaskoczyło przede wszystkim, zwłaszcza kiedy popatrzymy na pazerność i głupotę Hollywood w kwestii wskrzeszania, odnawiania, kontynuowania starych serii – to jakim długim, skomplikowanym i "nie-hollywoodzkim" filmem jest Blade Runner 2049. Przez niemal trzy godziny seansu fabuła skupia się przede wszystkim na tworzeniu nowych zasad świata, prezentowaniu aktualnej wizji i powolnemu rozbudowywaniu przedstawionych postaci, zamiast ciągłego przypominania widzom klasycznego filmu, który wbił się złotymi literami w kanon science-fiction. Każda z zaprezentowanych postaci – tak Oficer K, jak i Joi oraz nowa para antagonistów – stanowią świeże, samowystarczalne kreacje, które nie stanowią kartonowego standu, czy sztampowej kalki jednego ze starych bohaterów. Podziękować za to należy po części aktorom, którzy w swoje role włożyli całe serce. Zarówno wschodząca gwiazda "poważnego" aktorstwa – Jared Leto, jak i Ryan Gosling, czy powracający do ukochanej roli Harrison Ford – pokazali najprawdziwszy kunszt, aktorstwo najwyższych lotów. Nawiązania do pierwszego Blade Runnera, oryginalne postacie i wątki także są obecne, jednak ułożone ze smakiem i subtelnością, która nie cechuje "kontynuacji klasycznego kina" na co dzień.

Podobnie z kwestią samego scenariusza i prowadzenia akcji. Trailery mylą! Blade Runner 2049 jest filmem, który wymaga pełnej uwagi i refleksji tak podczas seansu, jak i po wstaniu z fotela. Postacie czy wydarzenia mogą zwodzić, przełamywać utarte ścieżki, łamać wszelkie zasady standardowego prowadzenia akcji, a odpowiedzi dotyczące interpretacji mogą być ukryte bezpośrednio na ekranie, czy to w dialogu, czy scenografii. Przy tym wszystkim jednak, co dla mnie jako miłośnika oryginału było najważniejsze – nie jest to film, który usilnie chce coś wyjaśniać, udzielać odpowiedzi, których nie pragniemy usłyszeć, czy tworzyć coś prostego i jasnego w interpretacji.

Wszystkie te elementy zostają poparte wizualizacją, scenografią, udźwiękowieniem i efektami które, moim zdaniem – stanowią nowy najwyższy standard robienia filmu sci-fi. Efekty CGI łamią poczucie percepcji widza, przedstawiają coś surrealistycznego, niepokojąco pięknego i nadającego niesamowitej głębi i artyzmu. Jednym z elementów charakteryzujących oryginalnego Blade Runnera była muzyka, i wersja 2049 kontynuuje tę tradycję, wybijając się ścieżką dźwiękową, którą na pewno zakupię do swojej drobnej, jednak wyważonej kolekcji "najlepszej muzyki z filmu kinowego".

Napisałem, że Blade Runner 2049 najlepiej oceniać jako samodzielny film. Prawda jest taka, że najnowsze dzieło Denisa Villeneuve'a jest oddzielone od oryginału w sposób tak znaczny, że stanowi zupełnie inne kinowe doświadczenie. Tak, w obu filmach główne skrzypce gra Rick Deckard, jednak można powiedzieć, że pierwszy Łowca Androidów oraz Blade Runner 2049 stanowią w pewien sposób swoje przeciwieństwa. Jedno jest poszukiwaniem oszustwa, sztuczności i replikanta – drugie poszukiwaniem życia, prawdy i pierwiastka ludzkiego.

Stąd też nie potrafią mi się przecisnąć przez usta słowa, że Blade Runner 2049 jest po prostu "gorszy" od swojego poprzednika, czy lepszy. Wchodziłem na salę kinową pełen najgorszych obaw, że mój ukochany film zostanie rozwodniony na kolejne miałkie, hollywoodzkie widowisko. Wstałem z fotela zachwycony, uspokojony oraz odrobinę zagubiony. Można nie uznać argumentu że coś "nie jest gorsze – jest inne", jednak nie ma lepszego określenia na uczucie, którym darzę nową wersję mojego filmu wszech czasów. Oba stanowią ambitne, niesamowicie inteligentne i zapierające dech w piersiach widowiska. Piękne dla oczu, piękne dla uszu, piękne dla umysłu i serca, skłaniające do przemyśleń na temat tego, jak płasko prezentuje się większość produktów wypluwanych przez współczesne kinowe fabryki.

Który z tych filmów jest dla mnie ważniejszy? Oczywiście, że oryginał sprzed 35 lat, bo to on stanowi niepodważalne i niepowtarzalne klasyczne dzieło kinematografii. Blade Runner 2049 jednak jest godnym Łowca Androidów na miarę dzisiejszych czasów – korzystającym z innych metod, zachwycającym widza na inne sposoby, inaczej przełamującym utarte schematy kina i sposoby wykorzystania wątków science fiction. Ustanawia współczesny standard gatunku. To jeden z najlepszych filmów – jeżeli nie najlepszy - jaki miałem zaszczyt oglądać w kinie.

© 2017 Konrad 'Veskern' Ochniowski

< POSTKULTURA | << FILMY