< POSTKULTURA | << FILMY
Czarnobyl. Reaktor strachu

Czarnobyl. Reaktor strachu
Czarnobyl. Reaktor strachu (Chernobyl Diaries)
Produkcja: USA 2012
Reżyseria: Bradley Parker
Scenariusz: Oren Peli, Carey Van Dyke
Obsada: Jonathan Sadowski, Jesse McCartney, Devin Kelley, Dimitri Diatchenko i inni
Muzyka: Diego Stocco
Zdjęcia: Morten Soborg
Czas: 90 min.

Fabularnych filmów powiązanych tematycznie z katastrofą w Czarnobylu wydano dotąd jak na lekarstwo. Oprócz pokazywanej na ostatnim Warszawskim Festiwalu Filmowym, wciąż czekającej na kinową premierę, Znieważonej ziemi z rolą Andrzeja Chyry, w zasadzie tylko akcja tegorocznej propozycji - Czarnobyl. Reaktor strachu w reżyserii Bradleya Parkera, rozgrywa się w miejscu tragicznych wydarzeń sprzed ponad ćwierćwiecza. Z drugiej strony dużo bardziej wolę obejrzeć nawet średniej jakości dokument niż kolejną bzdurę pokroju filmu Parkera.

Kilkoro młodych Amerykanów, w trakcie wakacyjnych wojaży po Europie, trafia na Ukrainę. Tam decydują się na "wycieczkę z dreszczykiem" - do Prypeci w okolicy Czarnobyla, opuszczonej przed laty na skutek awarii pobliskiej elektrowni atomowej. Wraz z nieco podejrzanym przewodnikiem udają się do osławionego miasta-widma przekonani, iż przeżyją przygodę swojego życia. Ale szybko okaże się, że nie są tam jedynymi żywymi ludźmi.

Największym atutem Reaktora strachu jest realizacja. Oren Peli, autor scenariusza i artystyczny opiekun produkcji, zasłynął przed kilkoma laty świeżym spojrzeniem na kino grozy, prezentując publiczności swój Paranormal Activity i popularyzując przy tym stylistykę "found footage". Tzw. "materiału znalezionego" nie uświadczymy w filmie Parkera zbyt wiele. Kilka początkowych ujęć dość szybko przechodzi bowiem w półamatorskie zdjęcia "z ręki", dzięki czemu odnosi się wrażenie, jakby operator kamery był jednym z uczestników rozgrywających się na ekranie wydarzeń. Pozwala to na "wejście" w film i nawet nieco angażuje widza. Parker całkiem sprawnie operuje też tempem akcji, nierażąco wykorzystując ku temu wszelkie znane i dostępne chwyty narracyjne, charakterystyczne dla współczesnego horroru. Niestety, do czasu. A ponadto reszta elementów jego filmu wręcz przytłacza miałkością.

Fatalnie skonstruowana, nadziana bzdetami historia to tylko wierzchołek góry mankamentów Reaktora strachu. Widz nie ma komu kibicować. Bohater zbiorowy rozpisany jest bardzo nieprecyzyjnie, a jednostki kłują w oczy swoja banalnością i głupotą. Antagoniści częściej śmieszą zamiast straszyć i wydają się zubożoną wersją kanibali ze Wzgórza mają oczy. Początkowo nawet nieźle stopniowane napięcie dość szybko zanika w fabularnych mieliznach, trzecioligowym aktorstwie i apogeum indolencji tej ramoty, finalnej "wielkiej tajemnicy", a reżyseria ogranicza się do odhaczania kolejnych ofiar spośród bohaterów.

Summa summarum, Czarnobyl. Reaktor strachu to sztampowe, nieudane kino grozy, które spokojnie można sobie odpuścić. Nie miałem wobec niego wygórowanych oczekiwań, ale nie podołał nawet takim. Szkoda. Liczę jedynie na to, że spory potencjał czarnobylskich okolic zostanie jeszcze wykorzystany w jakimś filmie z lepszym efektem.

Moja ocena: 3,5/10

© 2012 Zrecenzował Michał 'Veron' Tusz

< POSTKULTURA | << FILMY