< POSTKULTURA | << FILMY
Człowiek demolka
Człowiek demolka

Człowiek demolka (Demolition Man)
Produkcja: USA 1993
Reżyseria: Marco Brambilla
Scenariusz: Daniel Waters i inni
Obsada: Sylvester Stallone (John Spartan), Wesley Snipes (Simon Phoenix), Sandra Bullock (Lenina Huxley), Nigel Hawthorne (Raymond Cocteau) i inni
Zdjęcia: Alex Thomson
Muzyka: Elliot Goldenthal
Czas: 115 min.

Każdy, kto oglądał oceniany przeze mnie film zapewne zapyta - skąd recenzja tej produkcji na Trzynastym Schronie? Odpowiadam - Człowiek demolka, przy całym swoim komercyjnym, sensacyjno-komediowym sztafażu, to nic innego jak antyutopia z jej wieloma wyznacznikami. Wizja przyszłości, której elementy odnaleźć można w późniejszym Equilibrium, jest tłem do rozegrania płytkiej, choć ciekawej fabuły, a film Marco Brambilli to niewymagające pracy mózgu i bardzo przyjemne kino akcji.

"Rok 1996 Los Angeles. Sierżant Spartan czyli Człowiek Demolka, gliniarz, który brutalnie i bezpardonowo walczy z przestępcami. Oraz jego przeciwnik, psychopatyczny, morderczy kryminalista Simon Phoenix. Po nieudanej akcji zostają zamrożeni na 35 lat. Rok 2032 San Angeles. Anielskie miasto bez śladu przemocy. Phoenix zostaje odmrożony. Tylko jeden człowiek może zmierzyć się z tym krwiożerczym przestępcą." [fragment opisu dystrybutora]

Tak, tak, to nie pomyłka - San Angeles. Miasto powstałe z połączenia metropolii: Los Angeles, San Diego i Santa Barbara. To miejsce wręcz sterylnie czyste, poukładane, pozbawione wszelkiego zła (które to utożsamiane jest nie tylko z przestępczością, ale także z niezdrowym jedzeniem, przeklinaniem czy... prokreacją, sprowadzoną do zabawy z probówkami). Samochody poruszają się dzięki energii słonecznej, za wulgaryzmy obywatele otrzymują nagany od władz, niemal całkowicie ograniczono kontakt fizyczny między ludźmi.

Pośród tych - umówmy się - mało poważnych aspektów w tle rozmów między bohaterami pobrzmiewają echa wydarzeń, które mogą być uważane za bodziec psychologicznego aspektu zmiany mentalności ludzi - ogromne trzęsienie ziemi, wojna, epidemie chorób. Sposobem radzenia sobie z przestępcami stała się hibernacja, będąca tak naprawdę ucieczką od problemów i spychaniem ich na barki przyszłych pokoleń. Sprawia to, że w idealnej przyszłości formuje się ruch oporu ludzi, którzy nie chcą być podporządkowanymi odgórnej i tak naprawdę totalitarnej władzy. Oto wizja przyszłości w "Człowieku demolce". Ciekawa i całkiem oryginalna, ale mało istotna w ogólnym odbiorze filmu Brambilli.

Człowiek demolka to bowiem rasowe kino akcji z mocno rozwiniętym, całkiem porządnym elementem komediowym. Zaangażowanie prawdziwych twardzieli kina - Sylvestra Stallone'a oraz znakomitego Wesleya Snipesa - miało zapewnić sukces dzięki spektakularnym pojedynkom, efektownym strzelaninom i, gwoli tytułu filmu, widowiskowym demolkom. I tak też się stało. Człowiek demolka na tym polu nie zawodzi i gwarantuje mnóstwo naprawdę niezłej akcji, którą ogląda się z rosnącą sympatią. Dodatkowo liczne humorystyczne wstawki (głodna wrażeń, przekręcająca powiedzenia policjantka, kultowe trzy muszelki czy nowa forma cyber-seksu) umiejętnie rozładowują napięcie, pozwalając by za chwilę wartka akcja uderzyła ze zdwojoną mocą.

Człowiek demolka to jednakowoż kino konwencjonalne, wręcz rutynowe, operujące ogranymi schematami - od konstrukcji bohaterów po naiwność głównego wątku. Słabe dźwięki, niepasująca do całości muzyka, sporo zbędnych ujęć i nieprzekonujące "poważne" dialogi sprawiają, że artystycznie film nie przedstawia się imponująco. Ale przecież nie o to w tego typu kinie chodzi. Człowiek demolka ma za zadanie dostarczyć niewymagającej rozrywki, a to akurat wychodzi mu znakomicie.

Moja ocena filmu Człowiek demolka: 7/10

© 2010 Zrecenzował Michał 'Veron' Tusz

< POSTKULTURA | << FILMY