< POSTKULTURA | << FILMY
Dywizjon 303. Historia prawdziwa

Plakat z filmu 'Dywizjon 303. Historia prawdziwa' Dywizjon 303. Historia prawdziwa
Produkcja: Polska, Wielka Brytania 2018
Reżyseria: Denis Delić
Scenariusz: Jacek Samojłowicz, Krzysztof Burdza, Tomasz Kępski
Obsada: Maciej Zakościelny, Piotr Adamczyk, Cara Theobold, Antoni Królikowski, Andrew Woodall, Anna Prus, Krzysztof Kwiatkowski i inni
Zdjęcia: Waldemar Szmidt
Muzyka: Łukasz Pieprzyk
Czas: 99 min.

Dziki wrzask że patriotyzm. A jak jeszcze pojawia się wieszanie na ścianie krzyża i stawianie obrazu z wizerunkiem Matki Boskiej Częstochowskiej to musi, no musi się pojawić te brzydkie słowo. Nacjonalizm. Uuuuuu! To moje refleksje gdy zajrzałem do recenzji filmu Dywizjon 303. Historia prawdziwa, znajdujących się na portalu Filmweb. Ale po kolei.

Choć mija już 70 lat od zakończenia II wojny światowej, to przedstawione w tym filmie osoby nie są kimś, dajmy na to, pokroju Yody czy innych istot ze świata Wojen Gwiezdnych. Piloci Dywizjonu 303, będącego częścią Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, walczyli w strukturach brytyjskiego RAF-u. Zanim jednak do tego doszło, przeszli swój chrzest bojowy w kampanii wrześniowej 1939 roku oraz w Polskich Siłach Powietrznych we Francji. Zaś po jej kapitulacji, kilka tysięcy osób personelu lotniczego (w tym kilkuset pilotów) znalazło się na brytyjskiej ziemi. Tam ponownie musieli przejść proces szkolenia na nieznanych sobie maszynach, czekając na możliwość wzięcia udziału w walkach. I się doczekali.

Wojna powietrzna nad Wielką Brytanią, a głównie Anglią, miała być preludium do niemieckiej inwazji lądowej. Śmiała jak na owe czasy koncepcja, zakładała uzyskanie przewagi powietrznej poprzez zniszczenie lotniczych sił brytyjskich. I to zarówno sprzętowych jak i ludzkich. Londyńskie władze zaś, z wielu powodów nie były zdecydowane na dopuszczenie do walk polskich pilotów. Poczucie wyższości, przekonanie o wyjątkowości stosowanej taktyki oraz procedur, nie sprzyjało włączeniu do działań żołnierzy z innego świata. Zdecydowały jednak “względy praktyczne”, jakim była m.in. potrzeba czasu na wyszkolenie nowych pilotów. I w to wpasowali się Polacy.

Bez większej przesady czy hurrapatriotyzmu można stwierdzić, że lotnicy Wojska Polskiego z 1939 roku byli elitą elit. Wysokie wymagania zdrowotne oraz intelektualne nadrabiały, już podczas wojny obronnej, sprzętowe braki naszego lotnictwa. Co później, w połączeniu z wysokim jakościowo sprzętem brytyjskim, przełożyło się na dużą skuteczność zestrzeleń wrogich samolotów. I to nie tylko podczas walk powietrznych nad Anglią w 1940 roku. Potem przyszedł udział w osłonie konwojów morskich, nalotach na Niemcy, desancie w Normandii czy zwalczaniu pocisków V-1 wystrzeliwanych na Londyn. Ale zanim do tego doszło, nasi chłopcy musieli przekonać do siebie formalistycznych Brytoli.

Jeśli czegoś na poważnie brakuje Dywizjonowi 303. Historia prawdziwa to brak mocnego, fabularnego mięcha. Wciągającego wątku dziejącego się na tle wielkiej historii, w który wpleciony byłby los zwykłych (tu niezwykłych ludzi). Pokazany w retrospekcjach romans Jana Zumbacha z dziewczyną, która pozostała w okupowanej Polsce, to zbyt mało. Brakuje również rozwinięcia dalszych losów myśliwskich asów. Całość filmu zamyka się w potrzebie przekonania do siebie nieufnych Brytyjczyków, z wielkim finałem w postaci wizyty wśród pilotów króla Jerzego VI w dniu 26 września 1940 roku. A nastepnego dnia zginął choćby Ludwik Paszkiewicz (grany przez Jana Wieczorkowskiego). Zaś historia Witolda Urbanowicza (d-ca dywizjonu), Mirosława Ferića, Witolda Łokuciewskiego, Josefa Františka czy wreszcie Jana Zumbacha trwała przecież dalej. No i był jeszcze nie wspomniany w filmie Stanisław Skalski, który jest uważany za najskuteczniejszego polskiego pilota podczas II wojny światowej.

Owszem, Dywizjon 303. Historia prawdziwa to film oparty na książce Arkadego Fiedlera, która była pisana “na gorąco” podczas wydarzeń bitwy o Anglię. Wielka Brytania w tym czasie sama walczyła z nazistowskimi Niemcami, a do 7 grudnia 1941 roku było jeszcze daleko. Stąd ton dodawania otuchy i pisania “ku pokrzepieniu” zawarty na kartach powieści Fiedlera, idealnie został przeniesiony na ekran. A to może, w dobie filmowego obalania autorytetów, razić co bardziej postępowego widza. Jest bowiem patriotycznie, polsko-sprytnie i prawdziwe wielokulturowo, bo do bycia Polakami przyznają się przecież w/w Czech i Chorwat. Jednak brak wplecionych wątków fabularnych (warto odnieść się do wyszydzanego Pearl Harbor Michaela Baya), nie pozwala traktować historii prawdziwej Dywizjonu 303 na - tylko, ale jednak - koncepcyjnej równi z Dunkierką Christophera Nolana. Bo choć porównanie 3,5 miliona dolarów, jakie pochłonęła polsko-brytyjska produkcja, do 100 milionów jakimi dysponował twórca Batmana nie ma sensu, to film wizualnie prezentuje się świetnie. Walki powietrzne zostały naprawdę dynamicznie nakręcone, oddając emocje wojennych zmagań. Mimo tego odczuwa się podczas seansu “brak filmu w filmie”, bo gdy piloci kiedy nie walczą to "aklimatyzują" się w restauracjach lub trzymają patriotyczny azymut. To trochę za mało, gdy jest Dunkierka, nie wspominając już o Szeregowcu Ryanie.

Pomimo tego Dywizjon 303. Historia prawdziwa nie jest filmem złym. Można go bowiem potraktować jako pomnik wystawiony osobom, których nie pieścił powojenny czas. Po 1945 roku, żołnierze Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie nie byli już nikomu potrzebni. Zwłaszcza gdy brytyjskie władze, po ustaleniach ze Stalinem, uznały za oficjalną agenturalno-kolaboracyjną władzę ludową. Tych, którzy zdecydowali się na powrót czekało więzienie, nieraz i kara śmierci na którą skazany został choćby Stanisław Skalski (wyrok zamieniono na dożywocie, po 1956 roku rehabilitacja oraz przywrócenie do służby). Ci którzy zostali, musieli zaczynać od nowa, żyjąc nieraz w biedzie i nędzy. W tym także gdy byli generałami oraz dowódcami jak Stanisław Sosabowski. Piloci, z racji posiadania ekskluzywnego fachu, łatwiej potrafili się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Bohaterowie filmu tacy jak Witold Urbanowicz, trafili do lotnictwa cywilnego, później otrzymując już w wolnej Polsce stopień generalski. Lub też jak Jan Zumbach w pełni realizowali się jako “rogata dusza”, oferując swoje usługi stronom wielu powojennych konfliktów. Tego niestety nie dowiemy się z seansu Dywizjonu 303. Historia prawdziwa, a szkoda. Wówczas opowiedziana w filmie historia byłaby jeszcze bardziej prawdziwa.

© 2018 Marek 'Squonk' Rauchfleisch

< POSTKULTURA | << FILMY