< POSTKULTURA | << FILMY
Dzień Niepodległości: Odrodzenie

Plakat z filmu 'Dzień Niepodległości: Odrodzenie'
Dzień Niepodległości: Odrodzenie (Independence Day: Resurgence)
Produkcja: USA 2016
Reżyseria: Roland Emmerich
Scenariusz: James A. Woods, Nicolas Wright, Dean Devlin, Roland Emmerich, James Vanderbilt
Obsada: Liam Hemsworth, Jeff Goldblum, Jessie T. Usher, Bill Pullman
Muzyka: Harald Kloser, Thomas Wanker
Zdjęcia: Markus Förderer
Czas: 120 min.

Dzień Niepodległości z 1996 roku zyskał status filmu kultowego. I nie dziwota, bo jak na swoje czasy oferował rozwałkę na niespotykaną skalę. Odrodzenie na pewno takiej popularności nie zdobędzie. Ba! Miejmy nadzieję, że jak najszybciej odejdzie w filmowy niebyt.

"Po najeździe obcych na Ziemię ludzie wykorzystali pozostawione przez nich zdobycze techniki do budowy supernowoczesnego systemu obronnego dla całej naszej planety. Nic jednak nie mogło przygotować nas na ponowny najazd przybyszów, którzy powracają, by ze zdwojoną siłą przypuścić atak na Ziemię. Gigantyczne statki obcych obracają w gruzy największe metropolie i los świata wydaje się przesądzony. Końcu świata zapobiec może tylko zdecydowana akcja wszystkich ludzi, którzy jednoczą się w zmasowanym kontrataku, by pokazać obcym, że Ziemia jest już zajęta." [fragment opisu dystrybutora]

Dzień Niepodległości: Odrodzenie to film nieudany i zupełnie niepotrzebny. W warstwie wizualnej oczywiście niczego mu nie brakuje. Spece z Fabryki Snów zafundowali nam pieszczące oko efekty audiowizualne. Cóż jednak z tego, skoro historia leży i kwiczy. Dawno już nie widziałem tak f-a-t-a-l-n-i-e napisanego blockbustera. Dosłownie nic tu nie trzyma się kupy. Postępowanie bohaterów szokuje bezmyślnością. Kolejne zwroty akcji prześcigają się w swojej głupocie. Klisza goni kliszę, absurdy narastają w postępie geometrycznym. Momentami czułem sie autentycznie zażenowany.

Cóż, jednym słowem: katastrofa. I to bynajmniej nie na ekranie, bo tej rozwałce Emmericha brakuje jednej tak dobrze znanej z jego poprzednich "dzieł" cechy - radości. Równie głupiutkie 2012, Pojutrze, Godzillę czy przede wszystkim oryginalny Dzień Niepodległości oglądało się z szerokim uśmiechem na pysku. "Master of Disaster" bawił, niszcząc. W Odrodzeniu, owszem, niszczy, ale i jednocześnie męczy. I nie zmienia tego narracyjna sprawność, którą zdążył nabyć przez 30 lat w Hollywood.

Nie polecam kontynuacji przeboju sprzed dwóch dekad. To po prostu bardzo słaby film.

Moja ocena: 3/10

© 2016 Michał 'Veron' Tusz

< POSTKULTURA | << FILMY