< POSTKULTURA | << FILMY
Full Metal Jacket

Full Metal Jacket
Full Metal Jacket
Produkcja USA, Wielka Brytania, 1987
Reżyseria: Stanley Kubrick
Scenariusz: Michael Herr, Stanley Kubrick, Gustav Hasford
Obsada: Matthew Modine (Joker), Vincent D'Onofrio (Leonard Lawrence vel Gomer Pyle), R. Lee Ermey (sierżant Hartman), Arliss Howard (Cowboy) i inni
Muzyka: Vivian Kubrick
Czas: 116 min.

Film Stanleya Kubricka "Full Metal Jacket" z 1987 roku, znany w Polsce także pod tytułem "Pełny magazynek", spotkał się w Stanach Zjednoczonych z mieszanym przyjęciem, zarówno wśród krytyków jak i publiczności. Recenzenci zauroczeni porażającymi początkowymi sekwencjami szkolenia żołnierzy nisko oceniali późniejsze, rozgrywające się na froncie sceny filmu. Analizując tę kwestię z perspektywy czasu można zaryzykować stwierdzenie, iż przyzwyczajeni do pełnych rozmachu i przeładowanych patosem obrazów amerykańskich marines z "Łowcy jeleni", "Plutonu" czy "Czasu apokalipsy" krytycy, mogli po prostu nie zrozumieć do końca intencji Kubricka i faktycznego przesłania jego filmu. Jeden z największych reżyserów w historii kinematografii nigdy nie ulegał modom i filmowym trendom, w sposób oryginalny i unikalny prezentując własną wizję tematu, którego się podejmował i nie inaczej było z "Full Metal Jacket" - filmem, który, jak niejeden w dorobku twórcy "Lśnienia", wyprzedził swój czas i którego prawdziwy przekaz został dostrzeżony dopiero po latach.

Jak już zasugerowałem we wstępie, "Full Metal Jacket" jest podzielony na dwie umowne części. Pierwsza rozgrywa się w obozie szkoleniowym, w którym młodzi rekruci zostają poddani prawdziwej szkole życia przez sierżanta Hartmana (fenomenalny R. Lee Ermey). Historię poznajemy z perspektywy kadeta Leonarda Lawrence'a (doskonały Vincent D'Onofrio), z miejsca prześmiewczo przechrzczonego przez Hartmana na Gomera Pyle'a (była to kultowa postać amerykańskiej telewizji z serialu "The Andy Griffith Show" emitowanego w latach '60; cechował się naiwnością i pewnym prostactwem, ale dzięki "złotemu sercu" był uwielbiany przez widzów). Sierżant Hartman upatrzył go sobie na obiekt drwin ze względu na jego nadwagę i trudności w wykonywaniu ćwiczeń. Leonard nieomal łamie się pod presją dowódcy, pomaga mu jednak kolega z obozu, Joker (Matthew Modine). Dzięki niemu Lawrence'owi udaje się podołać morderczym treningom. Jednakże jego psychika zostaje nieodwracalnie zmieniona.

Kubrick poprzez sceny ze szkoleniowego obozu amerykańskiej piechoty pokazuje jak "zaprogramować" żołnierza na zabijanie, w jaki sposób wydobyć z niego instynkt "killera", jak oswoić z bronią i wyzwolić żądzę mordowania. Z analogicznym zabiegiem można było się spotkać w "Mechanicznej pomarańczy", jednakże sposób w jaki ta kwestia została przedstawiona w "Full Metal Jacket" jest wstrząsający. Tyrady sierżanta Hartmana ("Po co tu jesteś?!", "Żeby zabijać!") i jego nietypowe metody szkolenia (nadawanie imion karabinom i spanie z nimi, modlitwa do broni) mają swój konkretny cel, który znakomicie realizują - kwiat amerykańskiej młodzieży, często naturalnie wrażliwej, jak pokazuje postać Leonarda, czy też poszukującej własnej drogi, pragnącej zrewidowania poglądów i konfrontacji z rzeczywistością, jak w przypadku Jokera, dostaje się do istnej fabryki zabójców. Z owej metaforycznej wytwórni wojennych maszyn wydostają się na świat dokładnie tacy żołnierze, jakich amerykański rząd potrzebował do wysłania na wietnamski front - bezwzględni, zezwierzęceni, żądni śmierci. Już sam tytuł filmu jest wymowny - 'Full Metal Jacket', w skrócie FMJ, to bowiem powszechne określenie pocisku karabinowego.

Ponadto Kubrick doskonale manipuluje widzem. Z jednej strony nie sposób nie uśmiechnąć się na niektóre docinki sierżanta Hartmana względem Leonarda. Lecz w chwili gdy kąciki ust wędrują nam w górę, reżyser odwraca sytuację o sto osiemdziesiąt stopni, prezentując obraz najgorszego upodlenia człowieka. Takich kontrastowych, gorzkich sytuacji jest w pierwszym rozdziale "Full Metal Jacket" mnóstwo i za każdym razem robią piorunujące wrażenie. Postać sierżanta Hartmana to cynizm w najczystszej postaci, zaś Leonard jest symbolem niewinności i czystości. Wspomniana relacja gapowatego kadeta z szeregowym Jokerem nie jest jednak wzruszającym portretem prawdziwej, męskiej przyjaźni, pewnej zbawczej siły, dzięki której możliwe jest przetrwanie w dosłownej i symbolicznej mierze, jak to miało miejsce z bohaterami na przykład "Łowcy jeleni". Zależność ta podszyta jest litością i współczuciem - Joker w decydującym momencie nie rezygnuje z ukarania Leonarda. Atmosfera ciągłego napiętnowania w końcu doprowadza Lawrence'a do obłędu. Kubrick wprost prezentuje widzowi, że trzeba przeżyć własną zagładę, by móc zmierzyć z nią w boju, jednak czeka to tylko mężczyzn - twardych, uformowanych, wytworzonych z materiału słabych chłopców w okrutnym obozie szkoleniowym.

Druga część filmu rozgrywa się w Wietnamie. Joker zostaje wysłany na front jako korespondent, gdzie spotyka kolegów ze szkolenia. Wspólnie spędzają czas, dyskutując o wszystkim i o niczym, żartując i udzielając wywiadów dla prasy. Koszmar rozpoczyna się dopiero, gdy wyruszają na rutynowy patrol.

Kubrick przedstawił te fragmenty filmu jak relację z frontu, bez upiększania i martyrologicznego podtekstu. Całą prawdę o poglądach żołnierzy dotyczących ich obecności w azjatyckim kraju znakomicie ukazują ujęcia wywiadów. "To tylko rzeź", mówi jeden z marines. Twórca "Lśnienia" przyklaskuje temu zdaniu, pokazując, że wojna wietnamska od początku była niczym więcej jak masakrą. Nie heroizuje amerykańskich żołnierzy, nie prezentuje ich wyższości nad Wietnamczykami (oczywista, ale jakże wymowna scena z pluszowym misiem), odziera ich obecność i działania w Azji z patosu. Mało tego, naturalistycznie pokazuje jak czerpią przyjemność, wręcz ekstazę z zabijania niewinnych cywili. Wietnamskich żołnierzy nie widujemy w "Full Metal Jacket" zbyt często. Kubrick wysyła jasny przekaz - wojna równa się zagładzie człowieka. Jak bardzo posunięta jest twoja dehumanizacja, tak skutecznym stajesz się żołnierzem.

Demitologizacja wizerunku amerykańskiego żołnierza, ale także filmu traktującego o wojnie w Wietnamie, jest niezwykle istotnym, jeśli nie najważniejszym aspektem w "Full Metal Jacket". Przejawia się ona w pozornie oczywistych elementach - jawne szyderstwo w postaci Jokera (napis "Born to kill" na hełmie oraz pacyfka przypięta do munduru są więcej niż wymowne, choć mówią wiele także o samym bohaterze), albo cyniczny finał filmu (piosenka śpiewana przez żołnierzy - jakże kontrastująca końcówka w porównaniu do tylokrotnie przywoływanego w tej ocenie "Łowcy jeleni") są tego najlepszymi przykładami. Ale także na pierwszy rzut oka niezauważalne szczegóły, jak choćby niemal całkowity brak kobiet (podobnie jak w innym, "męskim" filmie Kubricka, "Doktorze Strangelove..."), zwłaszcza tych wyczekujących przybycia swoich dzielnych mężów z frontu (warto zwrócić uwagę na trzy najbardziej "znaczące" role wietnamskich kobiet), albo wspomniany już przeze mnie pompatyczny motyw męskiej przyjaźni - a raczej jej braku - na froncie, dopełniają wielkiej klasy dzieła twórcy "Spartakusa". Świadczy o niej także przewrotna konstrukcja filmu - bez sekwencji zdarzeń prowadzących do oczywistego punktu kulminacyjnego, a przez to pewnego katharsis - tego znanego z poprzedzających "Full Metal Jacket" obrazów o wojnie wietnamskiej, jakże ważnego dla amerykańskiego społeczeństwa poczucia, że wyjazd i poświęcenie ich "chłopców" nie były daremne i pozbawione sensu. Film Kubricka jest wielką metaforą wojny - zawsze bezcelowej, okrutnej, w której brak miejsca na ludzkie odruchy - i życia żołnierza, który maszeruje przed siebie, zatrzymując się jedynie na nocleg lub żeby przymierzyć i zabić.

Kubrick stworzył dzieło niemal idealne. Do śladowych niedociągnięć zaliczyłbym zarysowanie postaci Jokera, która - może nie trąci banałem, ale wydaje się nieco wykoncypowana (rola Modine'a także do wybitnych nie należy). Również odnosi się wrażenie, że sceny kręcone w obozie szkoleniowym ogląda się lepiej niż te zrealizowane na froncie. Są to jednak błahostki. "Full Metal Jacket" to jeden z najlepszych obrazów Stanleya Kubricka, niewątpliwego mistrza i geniusza - głęboki, skłaniający do refleksji, metaforyczny, umożliwiający interpretację na wielu płaszczyznach. Naprawdę doskonałe kino.

Moja ocena: 9,5/10

© 2011 Zrecenzował Michał 'Veron' Tusz

< POSTKULTURA | << FILMY