< POSTKULTURA | << FILMY
Igrzyska śmierci: Kosogłos cz.1

Igrzyska śmierci: Kosogłos cz.1

Igrzyska śmierci: Kosogłos cz.1 (The Hunger Games: Mockingjay Part 1)
Produkcja: USA 2014
Reżyseria: Francis Lawrence
Scenariusz: Danny Strong, Peter Craig
Obsada: Jennifer Lawrence, Josh Hutcherson, Liam Hemsworth, Woody Harrelson, Donald Sutherland, Philip Seymour Hoffman i inni
Muzyka: James Newton Howard
Zdjęcia: Jo Willems
Czas: 123 min.

Filmowa seria "Igrzysk śmierci" od pierwszej jej odsłony nie była typowo blockbusterowa. Można by ją określić - z zachowaniem wszelkich proporcji - jako równie wymagającą dla widza, jak książki Suzanne Collins dla czytelników. Tym bardziej wyczekiwałem pierwszej części "Kosogłosu", mając przy tym przeczucie, że popularny obecnie trend na rozbijanie ekranizowanych finałów bestsellerowych cyklów młodzieżowych nie wyjdzie tej adaptacji na złe. Przeczucia jednak trochę mnie zawiodły.

"Kosogłos" nie jest złym filmem, ale nie jest też w pełni udanym. Pierwsza godzina wlecze się niemiłosiernie i dopiero od ciekawie stylizowanej - trochę na wzór indiańskich pieśni bojowych - piosenki na zgliszczach jednego z dystryktów Panem zaczyna robić się ciekawie. Zastanawiam się, kto zawinił bardziej - reżyser czy scenarzyści. Ciężko to rozstrzygnąć, dlatego ostateczne ocenę zostawiam oglądającemu. W każdym razie uważam, że bazowa powieść sporo traci na finansowych wymogach Hollywood. Gdyby powstał jeden film, trwający choćby i trzy godziny, jego wartość byłaby zdecydowanie wyższa. No ale kogo to tam obchodzi...

Podobnie jak poprzednie części cyklu "Kosogłos" to wciąż niezła, gorzka satyra na media i ich możliwość manipulowania tłumem. Zaglądamy za kulisy tworzenia propagandowych agitek i przygotowujemy rewolucję. Szacunek dla Lawrence'a, że uczynił to bez bombastycznych sekwencji i tony efektów specjalnych. Zachował charakterystyczną dla serii stonowaną formę, racjonalnie dawkując typowo popcornowe rozwiązania audiowizualne. Samotna Katniss na zgliszczach rodzinnego dystryktu robi niemałe wrażenie - bez słów i na szerokim planie. Trochę gorzej z tym w podziemiach potężnego schronu, gdzie rozgrywa się większość akcji. Tam już przestrzeni brakuje także reżyserowi.

Nie ukrywam, że pokładałem nadzieje w niezłym aktorstwie - dotychczasowej domenie filmów pod tytułem "Igrzyska śmierci". Nie zawodzi jedynie Jennifer, która wyciąga maksimum z ułożonego, ale nieangażującego scenariusza. Pozostali - może za wyjątkiem Hutchersona, którego jest po prostu niewiele - wypadli bardzo przeciętnie lub wręcz rozczarowująco (zaskakująco bezbarwna Julianne Moore). Jeden z ostatnich występów Philipa Seymoura Hoffmana również do najlepszych w jego portfolio nie należy. Czyżby klasowym aktorom zaangażowanym do produkcji trochę się już znudziło?

Mimo wszystko liczę na to, że finalna część cyklu okaże się sukcesem. Jeśli tylko całość finalnej części "Kosogłosu" będzie tak dobra jak druga połowa jego prequela, możemy być spokojni. Pozostaje czekać.

Moja ocena: 6/10

© 2015 Zrecenzował Michał 'Veron' Tusz

< POSTKULTURA | << FILMY