< POSTKULTURA | << FILMY
Jądro Ziemi

Jądro Ziemi
Jądro Ziemi (The Core)
Produkcja USA, Wielka Brytania 2003
Reżyseria: Jon Amiel
Scenariusz: John Rogers, Cooper Layne
Obsada: Aaron Eckhart (dr Josh Keyes), Hilary Swank (major Rebecca 'Beck' Childs), Stanley Tucci (dr Conrad Zimsky), Richard Jenkins (generał Thomas Purcell), Delroy Lindo (dr Ed Brazzelton) i inni
Muzyka: Christopher Young
Zdjęcia: John Lindley
Czas: 135 min.

Czasami zdumiewa mnie, jak bardzo niskie zdanie o inteligencji widzów mają twórcy filmowi. I nie chodzi mi nawet o kino fantastyczno-naukowe, które wykoncypowane jest niejako apriorycznie i najczęściej obdarzone dozą mniejszej lub większej nierealności. Nie mam bowiem nic przeciw, jeśli film jest bardziej fiction niż science, nawet całkiem nieprawdopodobny, ale niosący ze sobą jakąś treść, dający możliwość interpretacji i refleksji nad prezentowanym zagadnieniem. Nie wymagam Bóg wie czego, gdyż ambitnych filmów sci-fi kino dało nam wcale niemało - wystarczy wspomnieć klasyczną Odyseję kosmiczną Kubricka czy współczesne Moon lub Dystrykt 9. Po tym wstępie można się domyśleć, iż będący przedmiotem mojej oceny film Jona Amiela Jądro Ziemi z 2003 roku tych wymagań nie spełnia. Powiem więcej - pomysły scenarzystów są chwilami tak absurdalne, że w trakcie oglądania filmu łapałem się na tym, że wyczekuję jaki to kit są jeszcze w stanie mi wcisnąć. I paradoksalnie może właśnie z tego powodu oglądało mi się Jądro Ziemi całkiem przyjemnie.

Badacze wnętrza Ziemi odkrywają niepokojące zmiany w jej rdzeniu, które mogą doprowadzić do globalnej zmiany temperatury na powierzchni planety. Wyniki badań potwierdzają obawy. Jak się okazuje istnieje możliwość zapobieżenia takim niepożądanym skutkom poprzez detonację ładunku nuklearnego blisko rdzenia Ziemi. Powstaje więc amerykańsko-rosyjski zespół naukowców, którzy postanawiają podjąć się wyprawy do wnętrza Ziemi przy pomocy zbudowanej do tego celu kapsuły. [opis dystrybutora DVD]

Powyższy opis historii trochę przywodzi na myśl jedną z najwspanialszych książek Juliusza Verne'a. "Podróż do wnętrza Ziemi" stanowiła wpisaną w swój czas i historyczny kontekst znakomitą, metaforyczną wizję dziejów świata. Natomiast do krótkiego, ale treściwego scharakteryzowania fabuły Jądra Ziemi wystarczą mi słowa refrenu piosenki "Kradzież cukierka" formacji Czesław Śpiewa z albumu "Debiut" z 2008 roku, gdzie wokalista - Czesław Mozil - szydzi z własnej twórczości: A to bzdura! Bzdura jak mało która!. I tak jest z filmem Jona Amiela - nie trzeba być specem od fizyki czy geologii, by zorientować się, że twórcy próbują karmić nas kompletnymi bzdurami. Metal potrafiący wytrzymać kilkadziesiąt godzin we wnętrzu planety, gigantyczny pojazd-kret opierający się gorącu panującemu kilkaset kilometrów pod powierzchnią Ziemi, a do tego zasilany jej ciepłem, promienie ultrafioletowe topiące stal - to tylko niektóre "kwiatki" fundowane przez scenarzystów Jądra Ziemi. Poza tym film Amiela jest kompletnym schematem - sztampa dosłownie goni sztampę, począwszy od zawiązania akcji (scena z wahadłowcem), poprzez konstrukcję fabularną, zarysowanie postaci i łączących ich relacji, dalej przez rdzennie amerykański patos, pompatyczną muzykę, liczne i coraz mniej zaskakujące wolty, na niewysublimowanym humorze kończąc.

Fabularnie film "leży", może zatem realizacyjnie jest lepiej? Twórcy Jądra Ziemi postanowili wykorzystać dotychczasowe zdobycze nauki oraz przypuszczenia na temat tego, co znajduje się pod ziemską skorupą - na której powstało i toczy się życie - i zaprezentować nam autorskie wyobrażenie o tej materii. Niestety, całość ich przerosła i w kwestii realizacji jest po prostu słabo. Przy wcale niemałym budżecie 60 milionów dolarów efekty specjalne zaprezentowane w Jądrze Ziemi nie dorastają do pięt efektownym produkcjom z czasów swojej premiery, prezentując poziom wczesnych lat dziewięćdziesiątych. Szkoda, bo niezłych pomysłów i sporej wyobraźni nie brakło.

Przy wszystkich jego wadach, Jądro Ziemi oglądałem mimo wszystko z zainteresowaniem. Jon Amiel w trzymaniu napięcia sprawdza się bowiem kapitalnie i film ogląda się jednym tchem. Można traktować jego obraz jako słabe science-fiction, ale ja wolę postrzegać je jako soczyste, surrealistyczne kino akcji. Wigoru dodają także aktorzy, którzy wszyscy bez wyjątku, bawią się swoimi rolami i są całkowicie wyluzowani. A jest kogo oglądać - Hilary Swank, Aaron Eckhart, Stanley Tucci i Richard Jenkins to tylko najważniejsze nazwiska (i chyba wiadomo w co w głównej mierze zainwestowali producenci Jądra Ziemi).

Obraz zaczyna się obiecująco - sceną przywołującą na myśl klasyczne Ptaki Hitchcocka. Są naprawdę ciekawe fragmenty w filmie Amiela, jak na przykład te z magnetycznymi burzami, niszczonym mostem w San Francisco czy Rzymem w ruinach. Są to jednak sporadyczne momenty - niezłe, ale i tak nieporywające - w Jądrze Ziemi jest ich jak na lekarstwo. Film to bowiem fatalny fabularnie i kulejący realizacyjnie. Ratuje go co prawda niezłe tempo, które ani na moment nie zwalnia i plejada gwiazd w obsadzie, ogólnie jednak - słabizna.

Moja ocena: 3,5/10

© 2011 Zrecenzował Michał 'Veron' Tusz

< POSTKULTURA | << FILMY