< POSTKULTURA | << FILMY
Jarhead: Żołnierz piechoty morskiej

Plakat z filmu 'Jarhead: Żołnierz piechoty morskiej'
Jarhead: Żołnierz piechoty morskiej
Produkcja: USA, Niemcy 2005
Reżyseria: Sam Mendes
Scenariusz: William Broyles Jr.
Obsada: Jake Gyllenhaal, Jamie Foxx, Peter Sarsgaard, Chris Cooper
Muzyka: Tom Waits
Zdjęcia: Roger Deakins
Czas: 123 min.

Słowo "jarhead" w potocznym języku oznacza członka Marines, czyli Korpusu Piechoty Morskiej Stanów Zjednoczonych. Film Sama Mendesa adekwatnie do tytułu skupia się więc w głównej mierze na żołnierzach sławnego oddziału. A przy okazji mówi co nieco o współczesnej wojnie.

Rok 1990, wybucha pierwsza woja w Zatoce Perskiej. Swoff wstępuje do wojska i z miejsca trafia na front. Jednak obraz wojny znacznie różni się od jego wyobrażeń oraz od obrazu propagowanego w amerykańskich mediach. Wszechobecna nuda i ciągłe oczekiwanie nie sprzyjają morale. Sprzyjają za to coraz dziwaczniejszym pomysłom na zabijanie czasu. Zabijanie wrogów bowiem - faktyczne marzenie rekruta i jego kolegów - snajperów - nie rysuje się w żadnej perspektywie.

Oglądanie Jarhead dzisiaj, ponownie po kilku latach, nieustannie przywodziło mi na myśl... Marcina Ogdowskiego. On to bowiem w swoich relacjach na blogu zAfganistanu.pl i książce na jego podstawie wielokrotnie wspominał, że obecnie wojna to przede wszystkim czekanie. Obraz Mendesa dobrze to oddaje, pokazując jednocześnie, że z upływem czasu wcale się to nie zmienia. "Każda wojna jest inna. Każda jest taka sama" - pada w filmie. Z drugiej strony przez reportażowe wręcz potraktowanie tematu żołnierskiej codzienności akcja jest aż za bardzo stonowana. Przez większość czasu niewiele się dzieje, odczuwa się lekki przesyt wojennej nudy.

Przez to, że żołnierze umilają sobie czas na wszelkie sposoby, jakie przyjdą im do głowy, jednocześnie budują i zacieśniają relacje. Jest to niejaka metafora walki z pozbawiającym indywidualności systemem szkolenia i swego rodzaju demitologizacja elitaryzmu Marines. Ich rozterki nie są jednak na tyle zajmujące, by na nich opierać całą dramatyczną stronę filmu. Ciągłe zastanawianie się, czy i z kim sypia za oceanem twoja dziewczyna... no cóż, wydaje się trochę błahe.

Nieliczne momenty faktycznej akcji zobrazowano jednak całkiem nieźle. Robią wrażenie przede wszystkim sceny podpalenia szybów naftowych czy oblicza wojskowych absurdów. Dają także do myślenia okoliczności w jakich pada na froncie pierwszy strzał. Ogólnie rzecz biorąc Jarhead: Żołnierz piechoty morskiej to film nie najgorszy, ale mógłby być zdecydowanie ciekawszy. Niemniej warto się zapoznać.

Moja ocena: 6,5/10


Tweet

© 2016 Zrecenzował Michał 'Veron' Tusz

< POSTKULTURA | << FILMY