< POSTKULTURA | << FILMY
Jestem legendą (I Am Legend)
Jestem legendą

Jestem legendą (I Am Legend)
Produkcja: USA 2007
Reżyseria: Francis Lawrence
Obsada: Will Smith (Robert Neville), Alice Braga (Anna), Salli Richardson (Zoe), Charlie Tahan (Ethan), Dash Mihok, Joanna Numata (Zakażeni), Darrell Foster (Eskortujący żołnierz), Willow Smith (Marley), April Grace (Redaktorka TV)
Zdjęcia: Andrew Lesnie
Muzyka: James Newton Howard
Scenariusz: Akiva Goldsman, Mark Protosevich, na podstawie powieści "Jestem legendą" Richarda Mathesona
Czas: 100 min.

Nazywam się Robert Neville. Ocalałem i żyję w Nowym Jorku. Nadaję na wszystkich częstotliwościach AM. Będę na South Street Seaport codziennie w południe. Kiedy Słońce jest najwyżej na niebie. Jeśli tam jesteście... Jeśli ktokolwiek tam jest, mogę zapewnić pożywienie, mogę zapewnić schronienie, mogę zapewnić bezpieczeństwo. Jeśli ktokolwiek tam jest, ktokolwiek, proszę, nie jesteście sami.

W 2009 roku cudowny lek na raka, którym był zmodyfikowany przez człowieka wirus wymknął się spod kontroli i zmutował. 90% zakażonych umarło, pozostali przemienili się w krwiożercze potwory, a tylko 1% ludzi wykazywał odporność na wirusa (jednym z nich jest Dr Rober Neville). Epicentrum epidemii stanowił Nowy Jork, który natychmiast został objęty kwarantanną. Dr Neville pozostał w mieście, aby szukać szczepionki, która uratuje ludzkość.

Jest rok 2012. Nowy Jork nie przypomina już wielkiego i tętniącego życiem miasta. Widzimy opustoszałe ulice i chodniki, które kiedyś wypełniały stojące w korkach samochody oraz tłumy pieszych. Teraz, wszystko niszczeje, a z pęknięć na chodnikach wyrastają kępy trawy. Wszechogarniającą ciszę przerywa nagle warkot silnika - rozpoczęło się polowanie. Łowca za kierownicą mustanga uzbrojony w karabin snajperski rusza w pogoń za stadem jeleni. Niestety, z trudem wyśledzoną zdobycz przejmują wygłodniałe lwy. Tak oto wygląda dzień z życia jedynego mieszkańca Nowego Jorku.

Dr Neville (w tej roli ujrzymy Willa Smitha) to pułkownik amerykańskiej armii, wirusolog. Jego determinacja jest godna podziwu. W mieście grasują przecież zmutowani ludzie - potworki na szczęście mają światłowstręt, promienie UV działają na nie tak, jak kąpiel w odpadach radioaktywnych na zdrowego człowieka. Gdy tylko słońce zajdzie, zombiaki (określenie być może nie jest adekwatne, bo w odróżnieniu od typowych żywych trupów nieco żywsze toto i bardziej ruchliwe, ale tak samo żarłoczne) wychodzą na żer. Mimo niewątpliwego nocnego dyskomfortu, główny bohater nie ustaje w poszukiwaniach szczepionki.

Postać grana przez Willa Smitha, to człowiek silnie związany z przeszłością. Stara się żyć tak, jak kiedyś. Nadal mieszka w swoim domu. Codziennie rano, podczas śniadania ogląda wiadomości. Niestety, program informacyjny to tylko odtwarzana taśma, a na śniadanie czeka co najwyżej zupka chińska. Wnętrze domu doktora zostało urządzone, niestety niezgodnie ze sztuką Feng Shui. Szafa to arsenał broni, w piwnicy znajduje się laboratorium, a w nim króliki doświadczalne, a raczej szczury (zmutowane szczury). Wszystkie okna i drzwi posiadają zabezpieczenia w postaci wielkich zasuwanych stalowych płyt. Teren wokół domu został zaminowany.

Jedynym towarzyszem i przyjacielem Roberta jest Samanta - pies. Towarzystwa dotrzymują mu także... manekiny, stojące w jednym ze sklepów, z którymi rozmawia zupełnie tak, jak Tom Hanks ze swoją piłką w filmie Cast Away. Pies doktora otrzymuje od niego równie dużo miłości i uwagi, co wyżej wspomniana piłka.

Scenariusz filmu posiada potencjał, który wg. mnie nie został w pełni wykorzystany. Z chęcią ujrzałbym inne aspekty życia ostatniego człowieka na świecie. Will Smith swoim aktorstwem nie powala. Owszem, nie można mieć do niego większych zastrzeżeń, bowiem niekiedy łzę uroni, tu i ówdzie wystraszy się albo ruszy do walki ze złowrogim grymasem twarzy.

Oglądając film, odniosłem wrażenie, że twórcy chcieli nam przekazać coś więcej, ale ze średnim skutkiem. Zawiedzie się ten, kto oczekiwał od filmu głębi i niezwykłości. W niektórych momentach pojawiają się bowiem odwołania do Boga, a także pewne górnolotne idee. Niestety, cała ta próba przeniesienia historii na wyższy, duchowy poziom została zabita przez hollywódzką potrzebę spłycania scenariusza na rzecz amerykańskiego widza. Co ciekawe, nawet wielbiciele efektów wizualnych nie będą zachwyceni. Sceny akcji nie zrobiły na mnie wielkiego wrażenia. Czy jest więc sens oglądać tę bezpłciową mieszaninę skoro nie przeżyjemy sacrum, ani nie opadnie nam szczęka? Na tle innych filmów o śmiercionośnych wirusach i zombie-podobnych stworach, obraz Lawrence'a i tak wypada całkiem nieźle. Zasługa to niewątpliwie oryginalnego scenariusza, który nawet w takiej uproszczonej formie sprawia, że owa produkcja godna jest waszych 100 minut spędzonych przed ekranem.

Dla nas, Falloutowych maniaków "Jestem Legendą" to przede wszystkim dość ciekawa wizja świata po nagłej katastrofie. W filmie znajdziemy pewne skojarzenia z grą jak np. zmutowane szczury. Osobiście polecam obejrzenie filmu do końca, ostatnia scena przywodzi mi na myśl Vault City.

© 2008 Zrecenzował Łukasz 'Uqahs' Mazur

< POSTKULTURA | << FILMY