< POSTKULTURA | << FILMY
Kroniki żywych trupów
Kroniki żywych trupów

Kroniki żywych trupów (Diary of the Dead)
Produkcja: USA, 2007
Reżyseria: George A. Romero
Scenariusz: George A. Romero
Obsada: Scott Wentworth (Andrew Maxwell), Joshua Close (Jason), Michelle Morgan (Debra Moynahan), Shawn Roberts (Tony Ravello) i inni
Muzyka: Norman Orenstein
Zdjęcia: Adam Swica
Czas: 95 min.

"Found footage" (czyli tzw. "materiał znaleziony") to we współczesnym kinie nurt mocno osadzony i coraz bardziej popularny. Charakteryzuje się on tym, że film jest paradokumentalnym zapisem wydarzeń, które mają sprawiać wrażenie prawdziwych, a tym samym wzbudzać w widzu - najczęściej - jeszcze większy strach. Dominuje w nim zwłaszcza tzw. kręcenie "z ręki", a także wplecione zapisy z kamer CCTV, ukrytych kamer, itp. Do najbardziej wpływowych i uznanych dzieł zrobionych w tej konwencji należą Blair Witch Project, [Rec], a także świetny Projekt: Monster oraz popularne dwie części Paranormal Activity. Również George A. Romero postanowił iść z duchem czasu i film Kroniki żywych trupów nakręcił właśnie w technice "found footage".

"Ekipa telewizyjna relacjonuje wydarzenia, rozgrywające się w mieszkaniu, w którym śmierć poniosła para imigrantów oraz ich dziecko. Podczas wynoszenia ciał z budynku matka i dziecko nagle ożywają i ze wściekłością kąsają zgromadzonych wokół ludzi. Po chwili giną od strzałów w głowę. Jason Creed zamierza razem z grupą studentów szkoły filmowej nakręcić horror o zombie. Wszystko idzie zgodnie z planem do momentu, gdy okazuje się, że muszą stawić czoła prawdziwym żywym trupom." [fragment opisu dystrybutora]

Kręcenie filmu "z ręki" ma sens, jeśli posiada się odpowiedni pomysł na ten film. W przypadku Kronik... wydaje się, że Romero, mało, że pomysłu nie miał, to jeszcze chciał jedynie sprzedać swoją produkcję na fali popularności horrorów "found footage". Co bowiem rzuca się w oczy od samego początku filmu? Zupełnie bezsensowne i banalne wytłumaczenie użycia tej konwencji. Innymi słowy - po jaką cholerę w ogóle tak uznany reżyser brał się za coś, co od początku skazane było na pretensjonalność i sztampę? Dotąd nie potrafię sobie odpowiedzieć na to pytanie. Kroniki żywych trupów mogły spokojnie zostać zrealizowane standardowo i wybroniłyby się lepiej niż przeciętna Ziemia żywych trupów.

Scena opisana przeze mnie w deskrypcji filmu jest najlepszą w całym obrazie, jest jednak bardzo luźno powiązana z resztą fabuły. Tak więc zaczyna się całkiem przyzwoicie, ale z czasem jest coraz gorzej, zwłaszcza przez męczącą i - podkreślam to raz jeszcze - słabo uzasadnioną pracę kamery. Romero uczynił z bohaterów Kronik... wypranych z emocji, uzależnionych od nowinek technologicznych i Internetu małolatów, którzy zamiast pomóc przyjaciołom w niebezpieczeństwie, wolą bezczynnie stać i nagrywać wszystko na taśmę. Po co? Oczywiście, żeby wrzucić to później na YouTube. Romero pokazuje, że za obiektywem, niczym za tarczą, człowiek jest w stanie wydobyć z siebie ukryte pokłady odwagi. W Kronikach... od samego początku nie jest to jednak przekonujące i za mało sugestywne.

Romero krytykuje w Kronikach... wszechobecność mediów w dzisiejszym świecie. Nie mija się z prawdą - kamery rejestrują dosłownie wszystko, wdzierają się w życie osobiste, odzierają je z prywatności, pokazują najbardziej intymne momenty w sposób bezwzględny i pozbawiony jakiejkolwiek wrażliwości. Ludzie uzależniają się od mediów, karmieni lekkostrawną papką komercji - to autentyczne długofalowe pranie mózgów. Romero trafił w czasie z tym przesłaniem, jednak nie potrafił odpowiednio ująć tego w filmie. Bohaterowie wymieniają między sobą oklepane frazesy, próbują moralizować siebie nawzajem i widza, ale wychodzi to sucho i obcesowo. Film jest przez to przegadany i po prostu nudny, a nieliczne sceny akcji nie dają rady uruchomić przepływu adrenaliny.

Rola zombiech w filmie została zmarginalizowana i są oni jedynie tłem dla manierycznych dialogów. Poza tym ich historia niejako zaczyna się od początku - zmarli ożywają, ludzie nie są na to przygotowani, walka z żywymi trupami w Kronikach... dopiero się rozpoczyna. Tytuł myląco sugeruje, że mamy do czynienia z kolejną odsłoną "Dead Series", ale jest to raczej niuans. Przekonują, jak zawsze u Romero, efekty gore, które momentami przyprawiają o szczere obrzydzenie, a i charakteryzacja zombiech również stoi na wysokim poziomie. Niektóre ujęcia są naprawdę niezłe, chociaż toną w bezliku tych słabych i nużących. Mniej nachalna niźli w Ziemi żywych trupów muzyka nieźle wtapia się w tło.

Kroniki żywych trupów nie są filmem udanym. Nieprzekonujący i słabo umotywowany jest jego fundament, czyli wykorzystanie "found footage", a to musi wyrokować na odbiór całości. Romero starał się dzięki temu skupić na relacjach między bohaterami, ale egzaltowana gra niemal wszystkich aktorów (broni się jedynie Scott Wentworth), do spółki z nużącą pracą kamery i wiejącą z ekranu nudą, psuje ten zamysł. Mimo że scenariusz i przekaz są trochę lepsze niż w Ziemii żywych trupów, oceniam Kroniki... niżej. Bardzo słabo jak na Romero.

Moja ocena: 4,5/10

© 2010 Zrecenzował Michał 'Veron' Tusz

< POSTKULTURA | << FILMY