< POSTKULTURA | << FILMY
Najczarniejsza godzina 3D

Najczarniejsza godzina 3D

Najczarniejsza godzina 3D
Produkcja: Rosja, USA 2011
Reżyseria: Chris Gorak
Scenariusz: Jon Spaihts
Obsada: Emile Hirsch (Sean), Olivia Thirlby (Natalie), Max Minghella (Ben), Rachael Taylor (Anne), Jurij Kucenko (Matvei) i inni
Muzyka: Tyler Bates
Zdjęcia: Scott Kevan
Czas: 89 min.

To, co faktycznie zafrapowało mnie w "Najczarniejszej godzinie 3D" - rosyjsko-amerykańskiej koprodukcji sci-fi o inwazji obcych na Ziemię - to powód przybycia kosmitów na "błękitną planetę". Poza oczywistą chęcią eksterminacji były to - uwaga, uwaga - złoża minerałów ukrytych tuż pod naszymi stopami. No tak - nie dość, że nas pozabijają (do tego mało oryginalnie, bo w sposób mocno przypominający ten z "Wojny światów" Spielberga), to jeszcze okradną. Co gorsze?

Fabuła - jak w większej części mało ambitnych filmów z rodzaju ufo-apo - to czysta konwencja. Ot, grupka ludzi w osamotnionej wędrówce przez zgliszcza aglomeracji (tym razem nie Nowego Jorku czy Los Angeles, ale Moskwy) i walce z pozornie nie posiadającym słabych punktów przeciwnikiem. Okej, to urok takich filmów. Niemniej jednak konstrukcja scenariusza woła o pomstę do nieba, w które to obcy - dosłownie - pompują należące do Ziemian zasoby naturalne. Ilością absurdów, bzdurnych wolt, nielogiczności oraz idiotycznych decyzji bohaterów można by obdzielić kilka innych produkcji, a i tak byłoby ich w nadmiarze. Fatalnie rozpisane dialogi, a także schematycznie przedstawione postaci dopełniają kompletnej porażki w tym elemencie filmu Chrisa Goraka.

Również prowadzenie akcji pozostawia wiele do życzenia. Śmiertelnie poważny ton reżyser bezskutecznie próbuje złagodzić miałkimi żartami. "...godzina" nie sprawdza się także jako thriller, gdyż napięcia tu odwrotnie proporcjonalnie mniej do tego wydzielanego przez półprzezroczystych obcych. Gorak nie wykorzystał potencjału drzemiącego w niewidzialnym antagoniście, szybko i bezsensownie wkładając w ręce protagonistów rozwiązanie zagadki i niezbędny do przetrwania oręż. Film nie jest nas w stanie zaskoczyć absolutnie niczym.

I chociaż można pochwalić obraz twórcy - dość przyzwoitej przecież - "Zagłady" za scenografię (samolot otulony zgliszczami postkomunistycznego molocha, niezłe) czy muzykę (gdy ta łaskawie zaszczyci widza swoją obecnością, wtedy pozostawia pozytywne wrażenie), to niewątpliwie utalentowani młodzi aktorzy - Emile Hirsch, Max Minghella, Olivia Thirlby - czy pierwszy twardziel rosyjskiego kina, znany z recenzowanego na Trzynastym Schronie "Paragrafu 78" - Jurij Kucenko, powinni w przyszłości uważniej wczytywać się w proponowany scenariusz (po to, żeby go jak najszybciej odrzucić, rzecz jasna). A coraz głośniej pukający do bram Hollywood Timur Bekmambetov zastanowić się, co firmuje swoim nazwiskiem. Słabiutko, choć poziomu zeszłorocznego, pokrewnego "Skyline" film Goraka całe szczęście nie sięgnął.

Moja ocena: 3/10

© 2012 Zrecenzował Michał 'Veron' Tusz

< POSTKULTURA | << FILMY