< POSTKULTURA | << FILMY
Sędzia Dredd

Sędzia Dredd

Sędzia Dredd (Judge Dredd)
Produkcja: USA 1995
Reżyseria: Danny Cannon
Scenariusz: Steven E. de Souza
Zdjecia: Adrian Biddle
Obsada: Sylvester Stallone, Armand Assante, Rob Schneider, Jürgen Prochnow, Max von Sydow
Muzyka: Alan Silvestri
Czas: 96 min.

Nastał rok 2139. Wojny atomowe i klęski ekologiczne zmieniły Matkę Ziemię w zdewastowaną i toksyczną planetę. Miasta są przeludnione. Narkotyki i broń można kupić w sklepie na każdej ulicy. Rośnie fala przestępczności. Na gruzach Nowego Jorku powstała wielka metropolia zwana Mega City One. Mieszkańcy bronią się przed chaosem bezprawia ustanawiając radykalny system wymierzania sprawiedliwości. Policja, sądy i prokuratura zjednoczyły swe działania. Kryminalistów i zbrodniarzy ścigają Sędziowie. Kiedy kogoś dopadną wolno im na miejscu go osądzić, wydać wyrok i wymierzyć karę. Jednym z najlepszych strażników jest Sędzia Dredd (Stallone) - bezwzględna perfekcyjna maszyna do likwidacji wyrzutków społeczeństwa. Działalność sędziów nie wszystkim się podoba, dlatego też Dredd zostaje wrobiony w morderstwo i...

Opis pochodzi z serwisu FILMWEB.pl
Podesłał go Mrok

Przy okazji recenzji "Cyborga" Alberta Pyuna napisałem mniej więcej tak: B-klasowe filmy bywają niekiedy tak słabe, że ich oglądanie dostarcza więcej radochy niż wysokobudżetowych przebojów. "Sędziego Dredda" - filmu na podstawie popularnego przed laty komiksu w ramach antologii "2000 AD", w reżyserii drugoligowego brytyjskiego filmowca Danny'ego Cannona - do produkcji o zaniżonym budżecie zaliczyć z pewnością nie można (90 milionów dolarów nawet dzisiaj robi wrażenie). Tak samo jak odmówić mu rozmachu i gwiazdorskiej obsady. Mimo to, w swoim czasie ledwie zdołał się on zwrócić producentom (co i tak stanowiło niemały wyczyn), zbierając przy okazji słabiutkie oceny i nominację do Złotej Maliny (dla najgorszego aktora). Po obejrzeniu filmu staje się jasne, dlaczego stało się tak, a nie inaczej. "Sędzia Dredd" to bowiem wysokobudżetowe kino klasy "B".

Każdy element filmu Cannona jest rozbuchany, przerysowany i skąpany w słodkim kiczu. Począwszy od konstrukcji szczątkowego i nafaszerowanego bzdurami scenariusza, na scenografii i kostiumach skończywszy. Do tego dochodzi Stallone w swym niezmiennym emploi, aktor stworzony do ról na trzy miny i efektownego prężenia stalowych (nomen omen) muskułów. Coś jednak sprawia - jak to było ze wspomnianym "Cyborgiem" - że "Sędziego Dredda" ogląda się naprawdę bardzo dobrze. Być może jest to wartkie tempo akcji, być może zachwycająco piękna Diane Lane, być może sztubacki humor Roba Schneidera. A może - celowo czy też nie - dyskretnie przemycona refleksja o zagrożeniach wynikających z obdarzenia nadmierną władzą jednostek ku temu nieodpowiednich. Tak czy owak "Sędzia Dredd", przy wszystkich swoich wadach, to rasowe kino akcji sci-fi, przy którym czas upływa całkiem przyjemnie. Zwłaszcza z zimnym piwem w zasięgu ręki.

Moja ocena: 5/10

© 2012 Zrecenzował Michał 'Veron' Tusz

< POSTKULTURA | << FILMY