< POSTKULTURA | << FILMY
W stronę Słońca (Sunshine)
W stronę Słońca

W stronę Słońca (Sunshine)
Produkcja USA, UK 2007
Reżyseria: Danny Boyle
Scenariusz: Alex Garland
Obsada Chris Evans (Mace), Cillian Murphy (Capa), Rose Byrne (Cassie), Michelle Yeoh (Corazon) i inni
Muzyka: John Murphy, Underworld i inni
Zdjęcia: Alwin H. Kuchler
Czas: 107 min.

Słońce - źródło życia i energii na planecie Ziemia. Z reguły nie wyobrażamy sobie, co by było, gdyby go zabrakło. Przecież było od zawsze i będzie na zawsze. To po części prawda, jeśli spojrzeć na to z innej strony: będzie do końca mojego/twojego życia. To pewne. Ale warto wiedzieć, że i Słońce ma swój żywot. Niewyobrażalnie długi, ale jednak ograniczony. Poza tym jego aktywność może się zmieniać - innymi słowy: może "świecić" mocniej lub słabiej, co ma bezpośredni wpływ na Ziemię. Właśnie tę drugą koncepcję przyjęli sobie twórcy filmu "W Stronę Słońca".

Słońce jest gwiazdą, centrum Układu Słonecznego, częścią galaktyki zwanej Drogą Mleczną. Jest oddalone od Ziemi o około 150 mln km. Promień światła z najjaśniejszej gwiazdy widzianej na niebie dociera do naszej planety w około 8 minut. Jest ponad 100 razy większe od Ziemi i szacuje się, że jego temperatura to od około 5500 stopni C na powierzchni do prawie 16 mln stopni C w jądrze. Powstało prawdopodobnie ponad 4,5 mld lat temu, a swój żywot zakończy mniej więcej za tyle samo.

Imponujące, prawda? Niepojęte dla ludzkiego umysłu. Słońce, to nasze życie. Lubimy, gdy na zewnątrz jest ładnie, gdy możemy wyjść na plażę, opalić się, pojeździć na rowerze, pójść na spacer i cieszyć się z tego. To nasze błogosławieństwo, ale... czy może stać się ono przekleństwem?

W niedalekiej przyszłości aktywność Słońca gwałtownie spada. Ziemia zostaje skuta lodem, życie na planecie jest zagrożone, ludzie zmagać się muszą z "słoneczną zimą". Mieszkańcy Ziemi organizują ogromne przedsięwzięcie - chcą pobudzić gwiazdę do życia. W jaki sposób? Gigantycznej wielkości bombą. Grupa naukowców i astronautów transportuje ową bombę na Słońce statkiem kosmicznym "Ikar II". Ich rejs trwa już prawie półtora roku. Kilka lat wcześniej "Ikar I" wyruszył z podobną misją, jednak tuż przed końcem podróży przestał nadawać sygnał z powrotem na Ziemię. Teraz "Ikar II" nagle odbiera S.O.S. od swojego poprzednika. Jego załoga decyduje się sprawdzić, jaki los spotkał ich poprzedników. Docierają do Odysei. Odtąd zaczynają dziać się dziwne i niebezpieczne rzeczy...

Reżyser filmu, Danny Boyle, to bardzo sprawny filmowiec. Ma na swoim koncie tak świetne filmy jak "Trainspotting", czy dobrze znany fanom postapo "28 Dni Później". W 2009 roku otrzymał Oscara za znakomitego "Slumdoga". "W Stronę Słońca" to jego film z 2007 roku. Scenariuszem zajął się Alex Garland, twórca skryptu do między innymi wspomnianego horroru "28 Dni Później".

W role załogi "Ikara II" wcielili się między innymi Chris Evans ("Fantastyczna Czwórka", "Komórka"), przepiękna Rose Byrne ("Apartament, "Troja", ostatnio "Zapowiedź") i Michelle Yeoh ("Przyczajony Tygrys, Ukryty Smok", "Wyznania Gejszy"). Aktorstwo w filmie jest, powiedziałbym, nienachalne. Odtwórcy ról nieźle wywiązują się z swych zadań, tworząc całkiem dobre, choć wydaje się pozbawione wyrazu kreacje. Zdecydowanie najlepiej wypadł, grający fizyka Capę, Cillian Murphy. Znany z "28 Dni Później", czy obu części najnowszych "Batmanów" młody aktor, świetnie odgrywa rolę nieco zagubionego astronauty, na którego głowę spada nagle obowiązek podjęcia trudnych decyzji.

Tematyka filmu jest dość blisko związana z kulturą postapo - Ziemi grozi zagłada, jej mieszkańcom przyszło żyć w niezwykle ciężkich warunkach. Jednak w obrazie uświadczymy raptem jednego krótkiego ujęcia, ukazującego obraz życia na planecie. Sam film to typowy przedstawiciel gatunku science-fiction, momentami przechodzący w thriller, z dużą ilością świetnych efektów specjalnych. To widowisko z wielkim rozmachem, imponujące i niewykonane "na siłę". Boyle postawił na efekt wizualny, co według mnie wyszło mu naprawdę dobrze.

W obecnych czasach trudno jest o oryginalność, więc i we "W Stronę Słońca" nie obyło się bez schematów. A więc mamy niewielką grupę śmiałków ratującą świat (vide choćby recenzowane w Trzynastym Schronie "Armageddon" i "Dzień Zagłady"), rzecz jasna multinarodową, by nie zostać posądzonym o dyskryminację (choć, co niezmiernie ciekawe nie ma w niej żadnego człowieka pochodzenia rosyjskiego, czy nawet słowiańskiego. Może to jednak tłumaczyć brytyjska produkcja filmu). Są również heroiczni, zdolni do poświęceń bohaterowie, tacy jak kapitan Kaneda, czy Mace. Jest również wspomniany przeze mnie motyw podjęcia trudnej decyzji przez jednego człowieka, czy szaleństwa. Tego wszystkiego mogliśmy już doświadczyć w podobnych produkcjach.

Dużym plusem filmu jest muzyka. Określiłbym ją jako iluminacyjną - pulsując wbija widza w fotel, odciskając przy tym ślad w uszach. Świetnie współgra z akcją filmu, w szybszych momentach przeradza się w delikatny ambient, by po chwili dryfować, spokojnie i jednocześnie niepokojąco, niczym kosmiczny statek. Kompozytorom należą się słowa uznania. Niezłe, choć niepowalające na kolana, są również ujęcia Alwina H. Kuchlera, autora zdjęć między innymi do filmu "Dowód", które dopełniają całości udanej realizacji.

Film stawia przed nami kilka istotnych pytań. Czy możliwe jest, żeby Słońce nagle przestało grzać, zostawiając Ziemię i jej mieszkańców samych sobie? Co wówczas byśmy zrobili? Jak byśmy żyli? W obrazie niewiele jest sugestii na ten temat, jednak te kwestie gdzieś tam kołaczą się nam w głowie, by wypłynąć na wierzch naszych myśli pod koniec jego oglądania. Poza tym czy możliwe jest, jak to określił fizyk Capa, "stworzenie gwiazdy wewnątrz gwiazdy"? Czy człowiek zdolny byłby do skonstruowania tak horrendalnego ładunku wybuchowego? Warto wiedzieć, że Słońce w jednej sekundzie wyzwala tyle energii, co wybuch 100 miliardów bomb wodorowych. Czy do jego pobudzenia wystarczyłaby 'jedynie' "bomba wielkości Manhattanu"?

Obraz Boyle'a porusza również kwestię człowieczeństwa i moralności. Gdy astronautom szybko kończy się tlen, zostają postawieni przed wyborem: albo kończymy misję, albo pozbawiamy życia jednego z kolegów, uzyskując jednocześnie więcej powietrza dla siebie. Według mnie dotychczasowe kino nie odpowiedziało do końca na tego typu pytania. Prób było już wiele, jak choćby w znakomitym obrazie Michaela Baya "Wyspa". Kwestia pozostaje więc otwarta i warta zastanowienia.

Na koniec chciałbym zwrócić uwagę na kilka ciekawostek, których uświadczymy przy projekcji "W Stronę Słońca". Dowiadujemy się na przykład, że aktywność Słońca, jaką możemy ujrzeć, to zaledwie około 2-3% jego całkowitej mocy. Ciekawie jest też rozwiązana kwestia konstrukcji samego statku "Ikar". Znajdziemy na nim między innymi pokój relaksacyjny, w którym komputer wyświetla kojące nerwy obrazy, czy szklarnię, produkującą tlen i pożywienie.

Podsumowując, "W Stronę Słońca" to ciekawie wyreżyserowane i dobrze zrealizowane widowisko. Nie nudzi i ogląda się je z zaciekawieniem do ostatniej minuty. Znalazł się ciekawy pomysł na film, który, mimo powielania niektórych wątków, ogląda się przyjemnie. Na pewno nie jest to strata czasu.

Źródła:
www.filmweb.pl
pl.wikipedia.org
www.astro-czemierniki.pl

© 2009 Zrecenzował Michał 'Veron' Tusz

< POSTKULTURA | << FILMY