Oscarowy The Hurt Locker. W pułapce wojny to doskonałe współczesne kino wojenne. Kathryn Bigelow popełniła film kompletny na wszystkich płaszczyznach. Ale "wielkim" nazwać go nie mogę ani teraz, ani prawdopodobnie nigdy.
Film opowiada o pracy oddziału saperów armii amerykańskiej na misji stabilizacyjnej w Iraku. Głównym bohaterem jest sierżant William James. Jego osobliwe metody działania z początku rodzą konflikt między nim, a pozostałymi członkami jednostki. Niemniej służba nie drużba i trzeba się do siebie przyzwyczaić. Zwłaszcza, że do końca zmiany pozostało już tylko parę dni, a zagrożenie śmiercią z upływem czasu wcale nie maleje.
Specyficzna postawa sierżanta Jamesa jest kluczem do pojęcia istoty W pułapce wojny. To doświadczony żołnierz i jednocześnie człowiek od wojny uzależniony. Adrenalina jest jego używką, ryzyko - motywatorem. Poprzez uczynienie protagonistą osoby takiej jak James, Bigelow oferuje nam nieco odmienne spojrzenie na wojnę. W osobie sierżanta katalizuje się bowiem całe przesłanie filmu. Przez to nie ma w nim miejsca na poetykę wojny, tak eksponowaną przy "wietnamskich" dziełach amerykańskiej kinematografii.
W moim odczuciu trochę traci na tym - nie tyle antywojenny wydźwięk, co pewna katartyczna moc, jakiej oczekuję od każdego filmu tego rodzaju co The Hurt Locker. Mimo że to obraz dopracowany do perfekcji w absolutnie każdym elemencie, nie posiada takiej siły jak Czas apokalipsy czy Łowca jeleni. Przynajmniej wobec przeciętnego widza, bo mam wrażenie, że najmocniej "zadziała" na ludzi na co dzień związanych z wojskiem.
Poza tą obiektywną - bo na dobra sprawę interpretacyjną - kwestią The Hurt Locker należy do filmów, które aż chce się oceniać. I to oceniać dobrze. Oscar za reżyserię znalazł godnego odbiorcę (przynajmniej spośród nominowanych; kto znalazł się wśród nich jest osobną kwestią), dla najlepszego filmu w zasadzie też. Nie mam tu nawet na myśli utrzymywania tempa czy rytmu narracji, bo w tego typu elementach Bigelow to klasa mistrzowska. Weźmy jednak sposób, w jaki reżyser oddziałuje na widza poprzez ciszę. Bazujące jedynie na dźwiękach otoczenia mikrosceny, z których utkany jest film (np. rozbrajanie bomby na maksymalnym zbliżeniu) urastają do rangi małych arcydzieł. Do tego dochodzą znakomite, pozwalające na odczucie przebywania w miejscu akcji zdjęcia z niezliczonej liczby perspektyw i ich perfekcyjny montaż. Całość świetnie ze sobą współgra i robi naprawdę piorunujące wrażenie.
Do nazwisk w głównej mierze odpowiadających za kunszt The Hurt Locker oprócz Bigelow zaliczyć trzeba jeszcze dwa. Są to Jeremy Renner i Mark Boal. Postać sierżanta Jamesa nie byłaby tak przekonująca, gdyby nie talent Rennera. Nie szarżuje, nie jest zbyt pewny siebie o co nietrudno w takiej roli. Doskonale powściąga temperament, okraszając swoją kreację kongruentną ambiwalencją. Tworzy głęboką postać twardego i jednocześnie sympatycznego żołnierza z własną historią. Bez niego film wiele by stracił.
Boal natomiast to moim zdaniem jeden z najbardziej wartych uwagi scenarzystów za oceanem. Praca, poświęcenie i research jakie wkłada w pisanie są imponujące. Głównie dzięki niemu otrzymujemy pierwszorzędny obraz pracy amerykańskiej armii w Iraku. Ale i samych Irakijczyków - owszem, tych zaangażowanych w walkę z "okupantem", lecz przede wszystkim cywili w wojnę wepchniętych i próbujących coś na niej skorzystać.
Mam nadzieję, że początkowymi akapitami tej oceny nie zniechęciłem Was do filmu Bigelow. Nawet jeśli z odrobinkę wykoncypowanym przekazem, The Hurt Locker. W pułapce wojny to bowiem obraz ze wszech miar godny polecenia i wart zapoznania.
Moja ocena 8,5/10
© 2015 Zrecenzował Michał 'Veron' Tusz