< POSTKULTURA | << FILMY
Thor: Ragnarok

Okładka filmu 'Thor: Ragnarok' Thor: Ragnarok
Produkcja: USA 2017
Reżyseria: Taika Waititi
Scenariusz: Craig Kyle, Christopher Yost, Eric Pearson
Obsada: Chris Hemsworth, Tom Hiddleston, Cate Blanchett, Idris Elba, Jeff Goldblum, Tessa Thompson, Karl Urban, Mark Ruffalo i inni
Muzyka: Mark Mothersbaugh
Zdjęcia: Javier Aguirresarobe
Czas: 130 min.

Ujmując w najprostszych słowach – do wczoraj byłem potwornie zmęczony kolosem, jakim jest Marvel Cinematic Universe. Niedługo minie 10 lat, od kiedy rozpoczęła się wielka saga komiksowych bohaterów na wielkim ekranie. I tak, jak przez pierwszych pięć-sześć, na każdy film wybierałem się z dziecięcą wręcz radością, tak od pewnego czasu te filmy wydawały mi się tak zbędne i krojone od foremki, że ledwo mogłem przekonać się żeby zaliczyć wycieczkę do kina. Spider-Man: Homecoming był potwornie słaby, przeznaczony wyłącznie dla dzieci wieku gimnazjalnego. Doktor Strange mi bardzo przypadł do gustu z uwagi na genialne efekty specjalne i wyrazistego bohatera, jednak było to tylko kolejne, identyczne jak pozostałe "Origin Story". W związku z tym nie miałem szczególnie wielkich nadziei kiedy oczekiwałem na rozpoczęcie seansu Thora: Ragnarok. Bóg Piorunów jak dotąd nie wykazał się niczym szczególnym w zespole Avengers, a jego dwa poprzednie solowe filmy stanowią moim zdaniem samo dno listy filmów kinowego uniwersum Marvela.

Thor wraz z bratem Lokim poszukują swojego ojca, Odyna - który ma im pomóc w powstrzymaniu apokaliptycznej przepowiedni Ragnarok – końca wszechrzeczy i zagłady Asgardu. W trakcie poszukiwań odnajdują zaginioną boginię śmierci – Helę – która postanawia przejąć władzę w Asgardzie i wygnać obu synów Odyna. Pozbawiony młota i bajecznej fryzury Thor ląduje w nieznanym świecie, z którego musi się wydostać by ocalić swoich poddanych, oraz wszystkie Dziewięć Światów przed gniewem bogini śmierci.

Reżyser Taika Waititi postanowił przełamać złą passę nordyckiego boga na wielkim ekranie i stworzyć historię, która tylko delikatnie będzie dotykać jakiejkolwiek konkretnej powieści graficznej, skupiając się zamiast tego na stworzeniu filmu, który nie będzie ukrywał niedorzeczności i tandety materiału źródłowego. Więcej, uczyni z tego atut! Efektem tego jest niesamowicie wręcz barwny i zabawny film oraz najlepsze kino rozrywkowe, z jakim miałem do czynienia od lat. Na ogół filmy z sagi MCU zawierają w sobie elementy humorystyczne w mniejszej bądź większej dawce. Jednak dopiero Thor: Ragnarok podkręcił wartość humoru do jedenastu, oferując nam niemal "superbohaterski pastisz", który zagwarantuje śmiech przez zdecydowaną większość seansu. Może to zabrzmieć niedorzecznie, kiedy pomyślimy o filmie z podtytułem Ragnarok – wikingowa apokalipsa – jednak taki właśnie jest ten film. Kompletnie absurdalny, abstrakcyjny oraz głupkowaty, i to w nim było piękne oraz odświeżające w tej długiej i męczącej już sadze filmowej. A przy tym był to też naprawdę doskonale skręcony film rozrywkowy – nigdy dotąd nie widziałem w żadnym dotychczasowym filmie Marvela tak dobrze skrojonej akcji.

I zanim wszyscy fani Avengersów skoczą po widły i pochodnie – akcja w Avengersach nigdy nie była naprawdę "dobra". Była pełna rozmachu, owszem, jednak przez to stanowiła niesamowity chaos, trudno było zwrócić uwagę na jakiś jej konkretny element i wyciągnąć jednolite wrażenia. Akcja w Thor: Ragnarok, mimo że równie abstrakcyjna jak cała reszta filmu – zawsze jest bezbłędnie zrealizowana. Walka Hulka z Thorem oraz ostatnia sekwencja akcji biją na głowę wszystko, co widziałem w filmach superbohaterskich dotychczas. I chodzi tu o coś więcej jak tylko choreografię i kamerę – o to, że każda postać ma perfekcyjnie dobraną chemię, a aktorzy bezbłędnie kooperują ze swymi ekranowymi wcieleniami. Znany i kochany Tom Hiddleston jako Loki jest tak samo "przesadzonym" i tak samo urzekającym przestępcą, jakim był w Avengersach – jeżeli nie bardziej z uwagi na fakt że nie jest już tutaj postacią określaną wyłącznie jako "bandzior". Legendarny wręcz Jeff Goldblum wracający na wielki ekran w stylu, który zagwarantuje mu powrót do sławy oraz postać w MCU, którą chce się zobaczyć jeszcze raz. Niezastąpiona Cate Blanchett grająca złoczyńcę, który stanowi idealny balans między czymś tandetnym, czymś posiadającym pewne poczucie humoru, a czymś naprawdę groźnym dla bohaterów. Zmiany doczekał się nawet sam tytułowy bohater, który w poprzednich filmach wydawał mi się miałki, nijaki i arogancki. Nowy, krótkowłosy Thor posiada świetne poczucie humoru, oraz kroplę autoparodii, która czyni go w tym momencie moją ulubioną postacią całego tego kinowego Uniwersum. Nie wspominając oczywiście o wyborze, jakim była piękna Thessa Thompson w roli Walkyrii. Pokazała świetną grę aktorską, postać kobiecą która nie jest przesadzona w ramach typowego filmu superhero, a przy tym posiada ten sam humorystyczny pazur co reszta bohaterów.

Od niektórych słyszałem że Thor: Ragnarok jest "prostacki", czy "głupkowaty" albo "przeznaczony dla średnio rozgarniętych". Sęk w tym, że ja nie wymagam od każdego filmu żeby stanowił ucztę intelektualną – i nikt nie powinien tego wymagać. Nie każdy film powinien być Blade Runnerem czy Dunkierką – skomplikowanym, ciężkim i ambitnym dziełem kinematografii. Filmy są tak rozbudowanym medium, że wzbudzają pełną gamę wrażeń i reakcji – w tym czystą, niczym nieokiełznaną frajdę podobną do jazdy na rollercoasterze. I do tego gatunku należy właśnie Thor: Ragnarok. Jest to film absurdalnie tandetny, przepełniony kolorystyką i stylem rodem z komiksowej "Silver Age", zawierający w sobie niebotyczną ilość naprawdę dobrego humoru i najlepszą akcję jaką widziało kino superhero dotychczas. Jest to znakomita rozrywka, oraz pierwszy w historii film Marvela który otrzymuje ode mnie pełną rekomendację dla absolutnie każdego. Czy lubisz komiksy czy nie, czy jesteś fanem Thora, czy go nie znosisz, czy masz dość filmów MCU albo chcesz ich więcej i więcej – Thor: Ragnarok zapewni Ci zabawę tak doskonałą, jaką mało który film rozrywkowy potrafi zagwarantować.

© 2017 Konrad 'Veskern' Ochniowski

< POSTKULTURA | << FILMY