< POSTKULTURA | << FILMY
Venom

Okładka filmu 'Venom' Venom
Produkcja: USA 2018
Reżyseria: Ruben Fleischer
Scenariusz: Scott Rosenberg, Jeff Pinkner, Kelly Marcel, Will Beall
Obsada: Tom Hardy, Michelle Williams, Riz Ahmed, Scott Haze, Reid Scott, Woody Harrelson i inni
Muzyka: Ludwig Göransson
Zdjęcia: Matthew Libatique
Czas: 112 min.

"Zróbmy kinowe uniwersum Spider-Mana, tylko bez Spider-Mana". Tak z grubsza można podsumować tok myślenia Sony, które desperacko chciało podtrzymać swoje prawa do tych kilku postaci Marvela, jakie im zostały. Peter Parker po dwóch Niesamowitych, acz bardzo słabych odsłonach nowej serii zaliczył wspaniały Homecoming do MCU. Najbliższym lukratywnym pomysłem był więc Venom, aka "Edgelord Spider-Man". Jako nastolatek, słuchający Linkin Park i bardziej "edgy" niż opakowanie żyletek kochałem tą postać, pomysł na solowy film wydał się mi więc raczej dobry.

Efekt końcowy? Spełnienie marzeń fana symbionta? Znośny film? A może absolutny bajzel, ze względu na tłuste łapy producentów ze studia? Wszystkiego po trochu, ale pełna odpowiedź jest jednak dość skomplikowana...

Powiedzmy sobie szczerze - ten film w niektórych miejscach stanowi niezgraną kupę scen i winę za to ponosi wyłącznie samo Sony. Projekt Venom, który z początku miał być mrocznym horrorem z ograniczeniem 18+, przerodził się w hybrydę gdzieś pomiędzy horrorem, typowym filmem superhero, a nawet komedią w stylu Zabójczej broni. To jest film w którym widać początkowy zamysł, i widać niestety dokrętki zmieniające ton produkcji oraz cięcia zmniejszające ograniczenia wiekowe do 13 lat. Miejscami miałem bardzo nieprzyjemne skojarzenia z Mroczną Wieżą, kolejnym filmem Sony który ma na sobie tyle odcisków brudnych palców, że niemal nie widać spod nich jakiejkolwiek konkretnej wizji reżysera.

Nie oznacza to, że film jest absolutną korporacyjną padaką, jak to próbują wcisnąć niektórzy. Obiektywnie rzecz biorąc film jest... okej. Pomimo wyżej wymienionych problemów jest w nim zaskakująca ilość elementów które grają fantastycznie, a produkcja zdaje się mieć pomysł i tożsamość. Venom jest trochę jak filmy superhero z ery przed MCU, połączone z elementami typowymi dla dzisiejszego kina tego gatunku - miejscami naprawdę dziwny, miejscami zdaje się brać materiał źródłowy bardzo liberalnie (o tym za chwilę), jednak sam seans jest po prostu przyjemny.

Moją uwagę zwróciły dwa elementy, o które się obawiałem przed premierą - ta produkcja w bardzo pomysłowy sposób wykorzystuje unikatowe zdolności, jakie posiadają symbionty. Venom, Carnage, Riot - to nie są tylko super-silne kostiumy z zębami, i film zdaje się to rozumieć. Mamy kilka sekwencji akcji, i każda z nich stara się w pełni wykorzystać arsenał możliwości, jakie posiada symbiont. Drugim elementem jest odpowiednie zapełnienie przestrzeni między scenami, w których pojawia się Venom czy jego oponent. Nie jest to tylko wyczekiwanie, aż zacznie się akcja - jesteśmy tak samo zaangażowani w dialogi czy budowanie nastroju, głównie dzięki fenomenalnej pracy wykonanej przez relatywnie niewielką grupę aktorów.

Jak natomiast prezentuje się film z perspektywy fana - czy to postaci Venoma, czy to uniwersum Marvel/Spider-Man? Z pewnością interpretacja jest kierowana koniecznością pozostawienia furtki do kina dla trzynastolatków, jednak nie stanowi to koniecznie czegoś złego. Venom jest - pobieżną i skrótową - adaptacją miniserii Lethal Protector, w której Eddie Brock z symbiontem opuszczają Nowy Jork, by zacząć życie na nowo w San Francisco - jako właśnie "zabójczy obrońca". Uważam więc, że to jest bardzo trafione podejście do tej postaci, i owocuje znakomitym porozumieniem między głównym bohaterem i jego oślizgłym przyjacielem. Ich dialogi oraz wymieniane złośliwości są główną siłą tego filmu, stanowiąc bardzo skuteczne emocjonalne centrum seansu.

W tym filmie jest jeszcze coś, co bardzo mnie przekonało - łatwo było mi wskoczyć w skórę Eddiego Brocka. Zabawne, zważywszy na fakt, że sympatyzowałem z Venomem za czasów Spider-Man: Animated Series. Nigdy nie był on jakąś głęboką, szekspirowską postacią, jednak będąc smarkaczem zawsze się z nią utożsamiałem. I w podobny sposób łatwo było mi osobiście wskoczyć w ten film, wskoczyć za skórę duetu po tych wszystkich latach. Ten Eddie Brock stanowi bardzo celne, dorosłe i dojrzałe rozwinięcie postaci, jaką był w latach 90. Mój szacunek dla tej kreacji wpływa na ocenę filmu, pomimo jego licznych słabości.

W sumie - taki Batman v Superman w wydaniu Marvela / Sony. Albo Cię przekona tym co ma do zaoferowania mimo wad, albo nie. Wiadomo, że to jest zupełnie inny rodzaj problemów i Venom stanowi chociaż skupiony, jednolity film - jednak i tu, i tu znajdziemy całe łopaty kłopotów, za które winę ponosi samo studio próbujące podkręcić, zmieniać i dostosowywać swoją produkcję w absolutnie nieskuteczny sposób. W swoim rankingu mam dwa duety superhero - pierwszym są filmy które uważam za "najlepsze", które cenię ponad wszystko inne. Tym duetem jest Mroczny Rycerz po stronie DC oraz Spider-Man Homecoming po stronie Marvela. Ukochani od dzieciństwa bohaterowie podani w pomysłowych, świetnie poprowadzonych filmach. Drugim duetem są filmy, które "lubię". Nie są najlepsze, nie są największe czy bezbłędne - jednak czuję do nich sympatię i lubię do nich wracać. I tu właśnie ustawiam Venoma, zaraz obok Batmana v Supermana, oczywiście w wersji reżyserskiej.

Czy Wam polecam wycieczkę do kina? To zależy - jeżeli kochacie świat Spider-Mana, bądź czule wspominacie stare kino Superhero, kiedy to rządziły filmy takie jak Spider-Man Sama Raimiego albo Blade - jak najbardziej, będziecie się świetnie bawić. Jeżeli jednak czujecie zmęczenie tym gatunkiem i chcielibyście coś bardziej przełomowego i bez korporacyjnych paluchów - możecie spokojnie poczekać na premierę DVD.

© 2018 Konrad 'Veskern' Ochniowski

< POSTKULTURA | << FILMY