< POSTKULTURA | << FILMY
Watchmen Strażnicy
Watchmen

Watchmen Strażnicy
Produkcja USA 2009
Reżyseria: Zack Snyder
Scenariusz: Alex Tse
Obsada Malin Akerman, Billy Crudup, Matthew Goode, Carla Gugino, Jackie Earle Haley
Muzyka: Tyler Bates
Zdjęcia: Larry Fong
Czas: 163 min.

Ostatnie lata to prawdziwy wysyp filmów o super bohaterach. Był Batman, Superman, Spider Man, Punisher itd. Wszystkie prezentowały się jako mniej lub bardziej udane kino akcji nastawione na to, by spędzić czas łatwo i przyjemnie, bez zmuszania siebie do zbytecznych przemyśleń. Były też oczywiście produkcje, które pozytywnie zaskakiwały jakością i klimatem, choćby Sin City. I to właśnie tej produkcji najbliżej Watchmenowi, ekranizacji komiksu z 1985 roku, autorstwa Iana Moore'a i Dave'a Gibbonsa. Samego komiksu nie czytałem, powszechnie jednak uważa się go za ostatnie arcydzieło nowoczesnej sztuki narracyjnej, które dokonuje rewizji mitów kultury.

(zainteresowanych komiksem odsyłam na tą stronę: stronę)

Film przenosi nas w realia alternatywnej rzeczywistości. Ameryka po wodzą prezydenta Nixona wygrała wojnę w Wietnamie i zwróciła swoją uwagę na Afganistan, czym rozjuszyła Związek Radziecki. Temperatura stosunków pomiędzy dwoma imperiami rośnie, powodując, iż zegar zagłady mierzący czas pozostały do atomowego holocaustu wybija za pięć dwunastą - świat zdaje się nieuchronnie zbliżać do swojego końca. W tle tych wydarzeń rozgrywa się intryga pozornie z nimi nie związana, którą rozpoczyna śmierć Komedianta, emerytowanego super-bohatera.

Cofnijmy się jednak trochę wstecz. Przez lata grupa super bohaterów pilnowała prawa i porządku w USA. Z czasem jednak wielu z nich zbłądziło. Niektórzy po prostu postradali zmysły, inni padli ofiarą tych, z którymi walczyli - kryminalistów, czy też zgubiła ich własna odmienność. A większość się po prostu postarzała i wycofała. Znaleźli się też tacy, którzy poszli dużo dalej i nie tylko zaczęli łapać przestępców, ale też stali się sądami i plutonami egzekucyjnymi w jednym. Swoim postępowaniem sprowadzili na siebie społeczną złość, która stała się pretekstem dla władz, by zabronić działalności zamaskowanych bohaterów. Nieliczni jednak nie posłuchali. Jednym z nich jest Rorschach.

Nie do końca orientując się o czym jest ten film, spodziewałem się historii o bandzie dziwaków w rajtuzach, tropiących jakiegoś geniusza zła, co jest typowym wątkiem w historiach o super-bohaterach. Już pierwsze minuty utwierdziły mnie w przekonaniu, że ten film to zupełnie coś innego niż zakładałem. Jest wiele produkcji, które mają ciekawe intra, zwykle zaczynające się od słów "w roku takim i takim, stało się to i to, bla bla". Tym razem to, co pojawiło się na ekranie, kompletnie mnie zszokowało - dostajemy trwający ponad 5 minut, przegląd jakichś pięćdziesięciu lat dziejów nie tylko strażników, ale i Stanów Zjednoczonych, w tym wydarzeń takich jak zrzucenie bomb atomowych na Hiroszimę i Nagasaki, czy zabójstwa prezydenta Johna F. Kenned'ego z genialnym utworem Boba Dylana The Times They Are A Changin w tle.

Jak już wcześniej wspomniałem, Watchmen pod względem klimatu i realizacji bardzo przypomina Sin City. Mamy po kolei przedstawianych bohaterów oraz przeprowadzaną retrospekcje ich życia. Pokazuje ona w dużym stopniu dewaluacje wielu wartości, widzimy jak herosi stawali się swoimi przeciwieństwami, jak amerykański mit wartości pryskał wraz z czasem. Przedstawiona Ameryka, jej historia, jak i teraźniejszość jest mroczna, brutalna i niepokojąca. Film w dużej mierze skupia się na losach Komedianta, z którego był porządny kawał psychopaty, potem poznajemy świecącego na niebiesko doktora Manhatana, pozbawionego wszelkich ludzkich odczuć, żyjącego na innym poziomie egzystencji. Inni bohaterowi również są ciekawymi indywidualnościami. Wszystkie postacie występujące w filmie są bardzo rozbudowane i poznawanie ich samo w sobie jest przyjemnością. Jest to też wadą tej produkcji, jakieś 70%-80% filmu (a nawet i więcej) skupia się na przeszłości, kompletnie oddalając nas od głównego wątku fabularnego. Przyczyna takiego stanu rzeczy pewnie leży w tym, że mamy do czynienia z interpretacją komiksu, jednakże w nim, te niezwykle rozbudowane postacie miały być papierkiem lakmusowym Ameryki, wskazywać hipokryzje, degeneracje, głupotę - wszystkie te złe cechy, które kryją się pod płachtą ostoi wolności i demokracji. Reżyserowi nie udało się tego uchwycić, bądź też właściwie uwydatnić, stąd powstała dziwna konstrukcja, która może po prostu znużyć i zagubić widza, sam pod koniec filmu miałem wątpliwości o czym on właściwie jest.

Watchmena na pewno warto zobaczyć, choćby dla genialnej muzyki (sami klasycy) bardzo dobrze wpasowanej w sceny, gdyby je wyciąć powstały by bardzo intrygujące teledyski. Fabuła jest ciekawa, ale naciągana. Zakładam, że w komiksie jest o wiele lepiej przedstawiona. Nie mniej jednak, otrzymujemy ciekawy obraz, mroczny, intrygujący i niecodzienny. Nie jest to film, na który wybrał bym się do kina, raczej jest to produkcja na takie leniwe wieczory, by ze szklanką whisky w dłoni uciec w inny świat. Podsumowując - warto zobaczyć mimo wad, a dla tych, którzy czytali komiks, film zapewne jest świętokradztwem.

© 2009 Zrecenzował Filip 'Holden' Bożejowski

< POSTKULTURA | << FILMY