< POSTKULTURA | << FILMY
When the Wind Blows

When the Wind Blows
When the Wind Blows
Produkcja Wielka Brytania 1986
Reżyseria: Jimmy T. Murakami
Głosy John Mills, Peggy Ashcroft, Robin Houston
Muzyka: Roger Waters
Czas: 80 min.

Nuklearna postapokalipsa! Haa!!! Dam radę, co to dla mnie! Wystarczy skórzana kurtka z urwanym rękawem, obrzyn w łapie, a jak się poszczęści to szybko odnajdę Pancerz Wspomagany i jakoś to będzie. Promieniowanie, głód, choroby - to mały pikuś - kiedy nagrałem się w Fallouty!

To stereotypowy styl myślenia pokutujący u masowego odbiorcy klimatów postapokaliptycznych. Istniejąca blokada mentalna wyrzuca poza obręb wszystko to co nie można podpiąć pod kozacko - zawadiackie schematy rodem z Falloutów, Maksów czy Terminatorów. A jak będzie naprawdę? Normalnie, zwyczajnie, nijako wręcz bo bez wielkich fajerwerków i imponującej oprawy. Tak jak w filmie When the Wind Blows.

Para staruszków żyjących na wsi jak co dzień wykonuje swoje życiowe rytuały. Wyprawa męża po zakupy, żona krzątająca się w kuchni. W ich uporządkowane z iście angielskim rytuałem życie (tak, tak - jest herbata i ciasteczka) wkrada się jednak "nowość" w postaci ogłoszenia przez władze możliwości ataku jądrowego, w związku z napiętą sytuacją na świecie. Starszy pan - przy stoickiej sceptyczności swojej żony - wyposażony w poradnik obrony cywilnej oraz wspomnienia udziału w II Wojnie Światowej, dziarsko zabiera się za przygotowanie domostwa na nadchodzące okoliczności. Czyli właściwie na co?

No tego ów poradnik jednak nie przekazuje, skupiając się de facto na placebie podobnym do słynnego "uniku i osłony". Jednak rzeczywistość weryfikuje nawet i te plany. To nie te czasy gdy się było młodym i cały świat stał u stóp. I tak ukryci w znajdującym się w pokoju prowizorycznym "schronie", zbudowanym z wyjętych z pomieszczeń drzwi, para staruszków czeka na to co ma nadejść. Podmuch odległej fali uderzeniowej poważnie uszkadza domostwo. Co robić teraz? Taka sytuacja nie jest już jednak opisana w poradniku OC. Zaczyna się głód, pragnienie, z którego wybawieniem jest nadchodzący deszcz. I tylko te dziwne, narastające osłabienie sprawia, że coś jest nie tak. Plamy na skórze, powoli wypadające włosy - o co chodzi?

My wiemy - bohaterowie filmu nie. Ale dzięki temu, wtuleni w siebie, z miłością która przez lata nie wygasła, spokojnie mogą czekać na koniec, który powoli nadchodzi...

Film został zrealizowany w dość specyficzny sposób. Animowane, rysunkowe postacie głównych bohaterów, zostały nałożone na rzeczywistą, modelową scenografię pomieszczeń. Jednak czymś co przez lata żyło osobno od filmu, to ścieżka dźwiękowa, oparta przede wszystkim na suicie samego Rogera Watersa. Jest groźnie, zimnowojennie, atomowo, ale anty wojenno - jak zawsze w przypadku Wielkiego Pinkfloyda.

When the Wind Blows to film na specjalną okazję. Wystarczy tylko na nią poczekać i obejrzeć...

Moja ocena: 8/10

© 2009 Zrecenzował Marek 'Squonk' Rauchflesich

< POSTKULTURA | << FILMY