< POSTKULTURA | << FILMY
Wysyp żywych trupów
Wysyp żywych trupów

Wysyp żywych trupów (Shaun of the Dead)
Produkcja: Francja, Wielka Brytania, 2004
Reżyseria: Edgar Wright
Scenariusz: Edgar Wright, Simon Pegg
Obsada: Simon Pegg (Shaun), Kate Ashfield (Liz), Nick Frost (Ed), Bill Nighy (Philip), Penelope Wilton (Barbara) i inni
Muzyka: Dan Mudford, Pete Woodhead
Zdjęcia: David M. Dunlap
Czas: 99 min.

Tematyka zombie głęboko osadziła się w dzisiejszej popkulturze. Powstałe z grobów żywe trupy, ludzie opętani przez tajemnicze wirusy, ofiary eksperymentów niepoprawnych naukowców czy wielkich korporacji nieraz już gościły na srebrnych ekranach. Musiało więc dojść do tego, że filmowcy zaczną w końcu wykorzystywać motyw zombie - uniwersalny i plastyczny - jako parodię. Jednym z pierwszych filmów w tym stylu był Powrót żywych trupów z 1985 roku. Nie tak dawno zaśmiewaliśmy się z przyjemnego i dobrze przyjętego Zombieland, ja z kolei chciałbym się skupić na brytyjskiej produkcji Wysyp żywych trupów, która w swoim czasie zdobyła sporą popularność na całym świecie.

"Shaun ma 30 lat, mieszka w Londynie i życie przelatuje mu przez palce. Cały czas przesiaduje w pubie ze swym kumplem Edem, co doprowadza do szału jego dziewczynę, Liz. Dopiero problemy w pracy, rozstanie z ukochaną i wysyp krwiożerczych zombie na londyńskie ulice uświadamiają mu jak beznadziejne życie prowadził do tej pory. Ale czy w obliczu śmierci zdąży je zmienić?" [fragment opisu dystrybutora]

Pomysł na Wysyp żywych trupów wziął się z popularnego w Wielkiej Brytanii sitcomu Spaced, gdzie w jednym z odcinków bohaterowie musieli stawić czoła żywym trupom. Film Edgara Wrighta, mimo krwiożerczo-ohydnego sztafażu, jest produkcją lekką i pełną swoistego wdzięku. Mieszanka horroru, czarnej komedii i nienarzucającego się romansidła, doprawiona dawką solidnego angielskiego humoru, wyszła mu całkiem nieźle i Wysyp... ogląda się naprawdę przyjemnie. Film rozkręca się powoli i przez pierwsze dwadzieścia minut trzeba uzbroić się w nieco cierpliwości, jednak w momencie pojawienia się zombie twórcy dali dobry popis gross-outowego, absurdalnego, czarnego humoru, przy którym można się zdrowo uśmiać.

Największą zaletą Wysypu... są aktorzy. Ich przerysowane, zagrane z lekkością oraz wielkim luzem kreacje sprawiają, że film Wrighta zyskuje wiele na jakości. Postaci Eda, Philipa czy Barbary nadają obrazowi kolorytu i dystansu, a główny bohater, Shaun, jest przewodnikiem widza, "kolesiem z sąsiedztwa", z którym z chęcią poszlibyśmy na piwo do pubu Winchester.

Wysyp żywych trupów jest swoistym hołdem dla całego dorobku filmowego, traktującego o zombie. Twórcy garściami czerpali z klasyków kina grozy - tych starych, jak Noc żywych trupów Romero, ale także nowszych, np. 28 dni później. Wszystko zostało elegancko sfilmowane i okraszone wpadającą w ucho muzyką, dzięki czemu brytyjską komedię ogląda się z przyjemnością.

Oczywiście można zarzucić Wysypowi... wspomniany już przeze mnie przedłużony początek, kilka słabszych, nużących momentów czy chwilami głupawe, nawet jak na ramy angielskiego humoru, dialogi. Film Edgara Wrighta to jednak ciekawy popkulturowy gulasz, który, przy odpowiedniej dozie rezerwy i ironii, okazuje się być całkiem smacznym, pikantnym daniem. Do obejrzenia.

Moja ocena: 6/10

© 2010 Zrecenzował Michał 'Veron' Tusz

< POSTKULTURA | << FILMY