< POSTKULTURA | << FILMY
Zardoz

Zardoz
Zardoz
Produkcja Irlandia, Wlk. Brytania 1974
Reżyseria: Geoffrey Unsworth
Scenariusz: John Boorman
Obsada Sean Connery (Zed), Sally Anne Newton (Avalow), John Alderton (Przyjaciel), Bosco Hogan (Saden), Niall Buggy (Zardoz)
Muzyka: David Munrow
Zdjęcia: Geoffrey Unsworth
Czas: 101 min.

Gdybym miał określić film Unswortha jednym słowem, byłoby to "dziwny". Chociaż, żeby w pełni oddać temu dziełu sprawiedliwość, należy użyć co najmniej dwóch słów: "bardzo dziwny". Zresztą jak inaczej opisać dzieło, które znane jest przede wszystkim z tego boskiego stroju, w którym paraduje Sean Connery?

Pod koniec dwudziestego wieku, w wyniku bliżej nieokreślonej katastrofy niemal cała nasza planeta została zniszczona. Wśród pozostałości wyraźnie da się wydzielić dwa światy. Jednym z nich jest Vortex - oaza stworzona w obliczu apokalipsy przez grupę utalentowanych naukowców. Nie tylko udało im się stworzyć niemal rajskie, jak na niesprzyjające okoliczności, warunki, ale też zgłębili tajemnicę nieśmiertelności, rekonstruując ciała w przypadku śmierci. Drugi ze światów to "krainy zewnętrzne" - wyjałowione pustkowia zamieszkałe przez dzikusów zwanych brutalami. W celu przeprowadzenia wielkiego eksperymentu (czyżby pierwowzór dla Enklawy?) jeden z naukowców postanawia kontrolować populację zamieszkującą krainy zewnętrzne. Jak wiadomo, dostatecznie zaawansowana technologia jest nierozróżnialna od magii, a dla cofniętych w rozwoju kulturowym brutali magią może się wydawać nawet najprostsze urządzenie, a co dopiero gargantuiczna, latająca kamienna głowa obdarzona potężnym głosem.

W ten sposób tworzy się nowa, oparta na nienawiści i pogardzie dla rodzaju ludzkiego religia dążąca do samounicestwienia niedobitków ludzkości. W tym celu zostają stworzone grupy polujących na innych brutali eksterminatorów. Jednym z nich jest Zed (Sean Connery), który, z przyczyn początkowo nam nieznanych, postanawia przeciwstawić się swojemu "bogowi". Włamuje się na pokład kamiennej głowy i zabija (a przynajmniej tak mu się wydaje) nieśmiertelnego kierującego eksperymentem, ostatecznie trafiając do Vorteksu

Jak wspominałem, Zardoz jest wyjątkowo dziwnym filmem. Co takiego decyduje o jego niezwykłości? Pierwszym elementem jest z pewnością oprawa wizualna. Brutale paradują w czerwonych strojach, jakie mieliście okazję podziwiać na załączonym obrazku, do tego dorzucając niezwykłe czerwone maski, a nieśmiertelni mężczyźni o zniewieściałych rysach wdziewają na siebie kobiece ciuszki. Ponad ich głowami unosi się wymieniona już kamienna głowa. Nieśmiertelni co rusz wykonują tajemnicze rytuały. Poza tym samo odrodzenie w przypadku śmierci następuje w plastikowym worku, co dotyczy także rekonstruowanych w Vorteksie roślin. Nie brzmi to być może szczególnie osobliwie, ale naprawdę wygląda niesamowicie. Do tego dochodzą liczne zwłaszcza pod koniec filmu ujęcia z pogranicza jawy i snu. Wystarczy?

Twórcom najwyraźniej nie wystarczyło, bo żeby jeszcze bardziej skomplikować sprawę postanowili, że nie skupią się na określonej problematyce, ale nawrzucają najprzeróżniejszych wątków, na niektórych trochę się skupiając, a pozostałe traktując pobieżnie.

Najlepiej przedstawionym zagadnieniem jest zdecydowanie spotkanie dwóch krańcowo odmiennych światów. Moment, w którym Zed trafia do Vorteksu, znajdując tajemnicze dla niego, ale znane nam z codziennego życia albo przynajmniej z filmów science-fiction przedmioty, jest po prostu genialny. Trzeba przyznać, że właśnie wtedy Connery pokazuje klasę, rewelacyjnie udając fascynację przemieszaną z lękiem. Robi się jeszcze ciekawiej, kiedy bohater trafia na zamieszkujących oazę ludzi. Pojawia się wtedy okazja, aby zaskoczyć nie tylko Zeda, ale też nas, widzów, zwyczajami nieśmiertelnych oraz zmianami, jakie nastąpiły w ich mentalności. W tym samym czasie nieśmiertelni patrzą na brutala zarówno z pogardą, jak i z fascynacją prostotą jego zachowań oraz odmiennym wyglądem fizycznym.

Interakcja pomiędzy Zedem, a ludźmi zamieszkującymi Vertex otwiera reżyserowi drogę do zaprezentowania kolejnego wątku. Jest nim próba przedstawienia krzywdy, jakie niesie ze sobą zabawa w boga i igranie z naturą. Wprawdzie wstęp do tych rozważań mieliśmy już na początku, widząc rezultaty "eksperymentu", ale dopiero obserwując z bliska nieśmiertelnych, mamy okazję zobaczyć, jak zostali oni spaczeni poprzez nieustanne odrodzenia. Okazują się oni niemal wypruci z emocji, które pojawiają się u nich wyłącznie pod wpływem bliskiej obecności Zeda. Odrazę może budzić w widzach fakt pojawienia się u nich pogardy wobec dzikusów, w szczególności kiedy okazuje się, że w rzeczywistości Zed góruje nad nimi zarówno pod względem fizycznym, jak i intelektualnym, a nieuchronnym losem każdego nieśmiertelnego wydaje się być albo apatia, albo popadnięcie w szaleństwo.

Póki co wszystko wydaje się interesujące i ciekawie przedstawione. Ale prawdziwy galimatias robi się, gdy zostajemy atakowani nowymi wątkami ze wszystkich stron: zemsta, rola emocji i seksu w życiu człowieka, metody kontrolowania ludzi, wiedza jako obrona przed manipulacją, dążenie do prawdy, tworzenie się nowych praw w zależności od warunków - wszystkie te zagadnienia i jeszcze parę innych są poruszane w filmie, ale tak naprawdę żadne z nich nie zostaje przedstawione wystarczająco dokładnie, a część wypada przez to niezwykle banalnie.

Być może znalazłoby się więcej czasu na skoncentrowanie się na wymienionych problemach, gdyby nie to, że pod koniec filmu fabuła wyraźnie spowalnia, a my raczeni jesteśmy onirycznymi wizjami, za którymi nie da się za bardzo nadążyć i które owocują dość niezrozumiałym sposobem, w jakim bohaterowi udaje się dobrnąć do finału.

Ze względu na specyficzny charakter filmu trudno jest mi otwarcie go polecić wszystkim czytelnikom, ale muszę przyznać, że mimo poważnych niedociągnięć, oglądając go, bawiłem się przednio. Produkcję ratuje niezwykła oprawa audio-wizualna, całkiem niezła gra aktorska oraz to, że niektóre poruszane problemy zostały przedstawione solidnie. Czyli jeśli ma się ochotę na coś naprawdę oryginalnego, proszę bardzo. Jeśli nie - należy zachować ostrożność.


Tweet

© 2009 Zrecenzował Tomasz 'Jim Cojones' Gąsior

< POSTKULTURA | << FILMY