< POSTKULTURA | << KSIĄŻKI I OPOWIADANIA
Andriej Diakow - Do światła

Okładka powieści Do światła Autor: Andriej Diakow
Tytuł: Do światła
Tłumaczenie: Paweł Podmiotko
Wydawnictwo: Insignis
Data wydania: 2012
Liczba stron: 328
ISBN: 978-83-61428-69-5

Powieść "Do światła" Andrieja Diakowa stała się w Rosji największym sukcesem wydawniczym od czasu wydania "Metra 2033", do tego zgarnęła nagrodę dla najlepszej historii, osadzonej w uniwersum wykreowanym przez Dmitrija Głuchowskiego. I może nie zaskakiwałoby to w takim stopniu, gdyby nie fakt, iż jest to debiutancka książka niespełna trzydziestopięcioletniego Petersburżanina, napisana w zaledwie dwa miesiące. I choć do bestsellerów autora "Czasu zmierzchu" jej daleko w każdym możliwym aspekcie, to rozrywka na niezłym poziomie, przewyższająca w mojej ocenie niedawnego "Pitera" Szymuna Wroczka.

"Z petersburskiego metra wyrusza grupa straceńców z misją odszukania tajemniczego światła, którego źródło tkwi gdzieś w Kronsztadzie. Przewodzi im Taran, doświadczony stalker. Za udział w wyprawie zażądał... dwunastoletniego sierotę, Gleba. W grupie znajduje się też wyznawca kultu Exodusu, wierzący w Arkę, która zabierze wybrańców do raju wolnego od promieniowania. Jak rozwiną się szorstkie początkowo relacje opiekuna i chłopca? Co czeka na wędrowców u celu? Czy spotkają innych, którzy przetrwali Katastrofę? Czy z bazy Floty Bałtyckiej zabierze ich krążownik "Wariag" - mityczna Arka wyznawców Exodusu?" [opis wydawcy]

To, czym wyróżnia się "Do światła" na tle dotychczasowych publikacji wydawnictwa Insignis, które rozgrywają się po nuklearnej wojnie z 2033 roku, jest umiejscowienie akcji w przeważającej części nie w mrocznych tunelach petersburskiego metra, lecz na zdewastowanej, pełnej niebezpieczeństw i promieniowania powierzchni miasta. Jest to zabieg udany, Diakow umiejętnie wykorzystuje ten element powieści, dzięki czemu nie wpada w "podziemną rutynę", charakteryzującą nieco wspomnianego "Pitera". Zagrożenie może nadejść zewsząd, napięcie budowane jest przekonująco. Całkiem solidne umiejętności pisarskie i pomysłowość autora procentują wciągającą, wartką narracją z wplecioną intrygą, ocierającą się nawet o kryminał, oraz okraszoną tu i ówdzie refleksjami na temat życia po apokalipsie. Mimo że przemyślenia te usytuowane są trochę bez pomysłu, to jednak nie rażą sztucznością i nachalnym moralizatorstwem, a potrafią pobudzić czytelnika do określenia własnego stanowiska wobec poruszanych kwestii.

Ponad tymi pojedynczymi, filozoficznymi zrywami, "Do światła" jest przede wszystkim opowieścią o rodzącej się przyjaźni - o tyle nietypowej, że pomiędzy nastoletnim chłopcem a dorosłym, zaprawionym w bojach wojownikiem. Niemniej z czasem ich więź zacieśnia się, by w końcu stali się dla siebie niemal niezbędni. Diakow nie spieszy się z budowaniem relacji między protagonistami, stopniowo ukazując, że łączy ich więcej niż sami się spodziewali. Nie przypadł mi za to do gustu sposób "rozprawiania się" (można się domyślić w jaki sposób) z pozostałymi bohaterami powieści, do tego bez szerszego ich opisania. Przeszkadza to tym bardziej, że zarysy postaci są na tyle wyraziste, iż czytelnik wręcz życzy sobie, aby ich kontury wypełnić paletą niebanalnych cech osobowości. To niestety nie następuje, pozostaje natomiast poczucie niewykorzystanego potencjału.

"- Kto mu to zrobił? - cicho zapytał Gleb.
- Jest tylko jedno zwierzę, które zabija dla rozrywki...
- Człowiek?
- Powiedzmy, że wyrodki. Przyzwyczaj się. Tutaj jest takich cała stacja."

"Do światła" to pierwsza część trylogii Andrieja Diakowa. Za naszą wschodnią granicą wydano dotąd jej dwie odsłony. Pozostaje życzyć sobie, że kolejne jej części, które - jestem przekonany - zostaną poddane znakomitemu tłumaczeniu pana Podmiotki i wydane w Polsce, zniwelują błędy pierwszej, owocując jeszcze lepszą lekturą. Tymczasem "Do światła" można polecić, jako że książka to nader przyjemna.

Jeszcze słowo na koniec. Dla swoich czytelników wydawnictwo Insgnis przygotowało nie lada niespodziankę. Do książki Diakowa dołączona jest kilkunastostronicowa wkładka, zatytułowana "Ewangelia według Artema" autorstwa samego Dmitrija Głuchowskiego. To nic innego jak dodatkowy rozdział do kultowego "Metro 2033", rzucający całkiem nowe światło na wydarzenia opisane w powieści. No, może z tym "całkiem nowym" nieco przesadziłem, ale nie zapoznać się nie wypada.

© 2012 Zrecenzował Michał 'Veron' Tusz

< POSTKULTURA | << KSIĄŻKI I OPOWIADANIA