< POSTKULTURA | << KSIĄŻKI I OPOWIADANIA
Marek Dryjer - Droga ślepców

Marek Dryjer - Droga ślepców Autor: Marek Dryjer
Tytuł: Droga ślepców
Wydawnictwo: Radwan
Data wydania: 2010
Liczba stron: 132
ISBN: 978-83-7745-008-6

Lepiej jest być pięknym, młodym i bogatym niż brzydkim, starym i głupim. Zasada ta, a właściwie "oczywiście oczywiste" prawidło, dotyczy wyborów które podejmujemy przez całe nasze życie. Nawet w sympatii do wytworów kultury postapokaliptycznej kierujemy się tam, skąd nadejdzie smak przygody, ciarki odkrycia tajemnicy czy pęd wiatru, gdy będziemy się zbliżać ku nieznanemu. Cierpienie, śmierć, zagłada to rzeczy istniejące gdzieś równolegle, obok wielkich przygód w świecie postapo. Ale tak jak w codziennym życiu nie myślimy o rzeczach ostatecznych, tak samo i w rozrywce - a taką jest w końcu kultura postapokaliptyczna - szukamy odpoczynku i wytchnienia od codzienności, a nie filozoficznych uniesień na temat końca.

A jednak parę lat temu amerykański pisarz Cormac McCarthy przeniósł na kartki papieru ową "oczywistą oczywistość" związaną z mroczną stroną zagłady. Świat po katastrofie nieznanego pochodzenia, rozpad więzi rodzinnych, upadek człowieczeństwa, przekroczenie granicy jaką jest kanibalizm - w tym ten ostateczny, jakim jest zabicie własnego dziecka by nasycić głód. To świat ludzi czy już kogoś innego? Nie zwierząt, choć w sumie one też potrafią tak zrobić, kiedy muszą przetrwać. Jednak powieść "Droga" obok przygnębiającego przekazu, opisu upadku człowieczeństwa, dawała też przykład, że nie warto "mieć wyjebane", że warto "nieść ogień". Że najprostsza relacja miłości - ojca do dziecka - może być tym, co ocali, wręcz zbawi, przed popadnięciem w otchłań.

Dlatego, mimo specyficznego stylu pisania McCarthy'ego powieść "Droga" zasłużenie zebrała jak najlepsze opinie i najważniejsze nagrody. Niestety, nie udało się to powstałej - niedługo po wydaniu książki - adaptacji filmowej. A szkoda, gdyż to ją osobiście stawiam wyżej niż książkę, mimo - jak zawsze w przypadku ekranizacji słynnych dzieł literackich - pewnych skrótów i uproszczeń. Stąd, już po przeczytaniu kilku stron powieści Marka Dryjera "Droga ślepców", zobaczyłem w niej literacką kontynuację adaptacji filmowej "Drogi", a nie jej książkowego oryginału. Może to i dziwne, ale tak po prostu czułem. I stąd nie ma dla mnie większego znaczenia, czy autor świadomie chciał nawiązać do twórczości swojego amerykańskiego kolegi po piórze.

Jeśli jednak jakiś zmutowany robal by Was gryzł, męcząc bułę - czy to co czytacie to kontynuacja "Drogi" - to od razu odpowiem, że nie. Początek "Drogi ślepców" nie zazębia się z końcem powieści McCarthy'ego, co od razu powinno rozwiać wszelkie wątpliwości uważnych czytelników. A jak jest dalej? Dryjer zabiera nas w taką samą podróż przez amerykańskie pustkowia, pełne chłodu, wilgoci, opadającego pyłu, wszechobecnej śmierci. Mały chłopiec, pozbawiony ojca z którym spędził ostatnie lata zmagań o przeżycie, zostaje przygarnięty przez mężczyznę, mającego pod swoją opieką (najprawdopodobniej) żonę oraz dwójkę dzieci. Najprawdopodobniej, bo w tym świecie już nic nie ma takiego znaczenia, jak przed katastrofą. Nieznajomy mężczyzna umożliwia dzieciakowi przejście tej drogi, której nie udało mu się przejść do końca z własnym ojcem. Szukaliście zbieżności z "Drogą" McCarthy'ego, to macie tu ją jak na tacy. Droga, marsz w jednym kierunku, do niewiadomego celu, pełna bólu i cierpienia, które wcale nie uszlachetnia, a w głodowym amoku - jak nie mogąca się zbliżyć do krzywej asymptota - nieustannie ciągnie do granicy zatracenia człowieczeństwa.

"Droga ślepców" - wydawniczy debiut Marka Dryjera - nie daje złudnej nadziei czytelnikowi, że skoro już znaleźliśmy się w postapokaliptycznym świecie, to dobry karabin oraz umiejętności ochronią nas przed najgorszym. Trzeba, jak bohaterowie tej książki, poczuć się słabym, zagrożonym, nawet pełnym zwątpienia, ale nie tracącym nigdy do końca nadziei. A tak właściwie to tego ognia, którego niesienie odróżniało dwójkę bohaterów "Drogi" od pozostałych ludzi. Ten sam ogień jest niesiony i w "Drodze ślepców", tylko, że w przypadku tej powieści, to czytelnik musi się wykazać wysiłkiem, nie dając się ponieść nastrojom beznadziei i przygnębienia, które przedstawił McCarthy.

Jak na debiut, Marek Dryjer rzucił się od razu na głęboką wodę. Mógł wymyślić coś innego. Mógł, inspirując się - świadomie bądź nie - "Drogą", przenieść akcję swojej powieści na teren Polski. Mógł to, mógł tamto, ale napisał "Drogę ślepców" tak jak napisał. Tę książkę można więc śmiało postawić obok powieści Cormaca McCarthy'ego. Można ją traktować jako coś odrębnego, albo też uznać za jej dokończenie. Może być wszystkim, bo to od czytelnika tak naprawdę zależy, co wniesie ze sobą w ten świat bez wiary, nadziei i miłości, gdzie drugi człowiek to tylko połeć mięsa, mającego zaspokoić głód.

Odważycie się? Według mnie warto.

© 2011 Zrecenzował Marek 'Squonk' Rauchfleisch

< POSTKULTURA | << KSIĄŻKI I OPOWIADANIA