< POSTKULTURA | << KSIĄŻKI I OPOWIADANIA
Michał Cholewa - Gambit

Okładka książki 'Gambit' Autor: Michał Cholewa
Tytuł: Gambit
Wydawnictwo: Warbook - Wydawnictwo Ender
Data wydania: 2012
Liczba stron: 320
ISBN: 978-83-62730-06-3

Pierwsze strony powieści "Gambit" autorstwa debiutującego trzydziestodwulatka z Katowic, Michała Cholewy, wywołały u mnie sceptyczny uśmiech. Jak się dowiadujemy już na starcie, akcja osadzona jest w 2211 roku, trwa wojna, a jedną ze stron w niej walczących jest... Unia Europejska. Optymista, przemknęło mi przez myśl, mając na uwadze w jakiej kondycji znajduje się obecnie ta organizacja. Szybko jednak okazało się, że w ogólnym kontekście jest to jedynie fabularny niuans, do którego łatwo przywyknąć, a smaczku dodaje fakt, że UE skonfliktowana jest ze Stanami Zjednoczonymi. Drapieżnie. Następne, pochłaniane przeze mnie strony "Gambitu" wypracowały i utwierdziły mnie w przekonaniu, że oto mamy do czynienia z piekielnie zdolnym pisarzem i kolejną znakomitą pozycją z serii "Warbook" wydawnictwa Ender.

"- Proszę mi wybaczyć, sir, ale jeśli przestaniemy być ludźmi, żeby wygrać wojnę... To może nie warto. (...)
- Warto (...) Nie "my, ludzie" popełniamy te... nieludzkie czyny. Ja je popełniam. Pan je popełnia. (...) Inni mogą sobie być szlachetni do woli. (...)"

Postapokalipsa jest w "Gambicie" punktem wyjścia. Świat polegający w głównej mierze na sztucznej inteligencji zostanie doprowadzony do zagłady. Chiński Wirus zbuntuje maszyny przeciw ludziom, na skutek czego cywilizacja upadnie. Pozostałości starego porządku - UE, USA i Chiny - korzystając z osiągnięć technicznej myśli człowieka, przemierzają kosmos w poszukiwaniu resztek cywilizacji, a przede wszystkim zdobyczy technologicznych, po które są gotowi sięgnąć, wykorzystując każdą dostępną metodę. Zwłaszcza siłę militarną.

Cholewa od samego początku wysoko zawiesza poprzeczkę czytelnikowi, ale przede wszystkim sobie. Czytający zmuszony jest do wzmożonej uwagi i kojarzenia faktów, mglista historia świata przedstawionego pozostaje bowiem głównie w sferze domysłów. Autor natomiast musi zapewnić dobry odbiór swojego dzieła w pierwszej kolejności w aspekcie formalnym - innymi słowy: nie powinien przynudzać. I Cholewa radzi sobie znakomicie. Sprawnie operuje tempem opowieści i panuje nad warstwą fabularną, sprawiając na czytelniku wrażenie, że ma on do czynienia z wycinkiem logicznie poukładanej, rozpiętej rzeczywistości, fragmentem szerokiego uniwersum. Bogactwo języka autora i biegłość w posługiwaniu się słowem świadczą o jego wysokim kunszcie i zapewniają czystą przyjemność z lektury.

"- Potraktowaliśmy go jak przedmiot. Był jednym z naszych, ślubował to samo co pan i ja! (...) A pan chce go użyć jako magazynu części! To nieuczciwe (...). Byliśmy im winni lojalność, sir, i on niczego więcej nie chciał. (...)
- A co my byśmy z tego mieli? Gdybyśmy mu pozwolili zrobić, co chciał? (...)
- Grzebanie swoich to jedna z rzeczy, która odróżnia nas od zwierząt, To oznaka człowieczeństwa, honoru, jakiegokolwiek poszanowania dla zasad. (...)
- To prawda. (...) Pracujemy jednak dla Dowództwa Operacji Specjalnych. (...) Technologia, którą znaleźliśmy tutaj, jest (...) na tyle bezcenna, że jak sądzę, nie możemy sobie pozwolić ani na honor, ani na zasady."

Cholewa świetnie utrzymuje też atmosferę tajemnicy i umiejętnie dawkuje napięcie. Fabularne niedopowiedzenia nie dezorientują, wręcz przeciwnie - pozwalają na autentyczne "wejście" w świat "Gambitu". Umożliwia to także fenomenalna konstrukcja głównego antagonisty - planety New Quebec. Będąca aliażem moskiewskiego metra z powieści Dmitrija Głuchowskiego i systemu Dagobah z "Gwiezdnych Wojen" (tam trafił na wygnanie mistrz Yoda, u którego nauki pobierał Luke Skywalker), mglista planeta stanowi o wielkiej klasie Michała Cholewy. Takie umiejscowienie przeważającej części akcji groziło niebezpieczeństwem znużenia czytelnika, nietrudno było bowiem o monotonię opisów. Tak się jednak nie dzieje. Stale obecne poczucie osaczenia i aura strachu (spotęgowane już na początku zgrabnie wplecionym wątkiem kryminalnym) udzielają się tak protagonistom jak i czytelnikowi.

W przypadku "Gambitu" możemy mówić o bohaterze zbiorowym. Za wyjątkiem polskiego żołnierza Marcina Wierzbiewskiego, który najczęściej "dochodzi do głosu", narrację przejmują także inni szeregowcy (i oficerowie) Czterdziestego Regimentu. Autor prezentuje życie żołnierza przyszłości. I czyni to przekonująco, gdyż raczej nie różni się ono wiele od współczesnego uczestnika kontyngentu wojskowego. Wyczerpujące, skrajnie niebezpieczne zadania, nocne warty, twarde, szorstkie - nie tylko męskie - rozmowy, ciągły stres i odliczanie dni do "cywila". Cholewa przemycił też kilka uniwersalnych myśli o żołnierskiej lojalności, solidarności i sensie poświęcenia, nie popadając przy tym w pretensjonalność ani nie grzęznąc w patosie (równie dobrze rozegrany jest mistrzowsko subtelny watek miłosny, dialogi palce lizać!). Najmocniej wypadają jednak sceny batalistyczne, w których rządzi minimalizm, zręczne operowanie tempem, osobista perspektywa i zmiany narratora (chyba najlepszy fragment z części zatytułowanej "Przesmyk"). Cholewa nie potrzebuje sienkiewiczowskich opisów, by jego wizje potyczek zyskały rozmach i iście "epicki oddech". Majstersztyk.

"- I co wtedy Czterdziesty Regiment mi da, sir? - Wysoki Serb rozłożył potężne ramiona.
- To proste, majorze. - Niższy o pół głowy Brisbane kilkoma ruchami dłoni przy wyświetlaczu wywołał mapę rozmieszczenia wojsk inwazyjnych. Błękitne figury pododdziałów Czterdziestego Regimentu pojawiły się na obrazie holograficznym. - Będą umierać. Walczyć i umierać, a Amerykanie będą tak zajęci zabijaniem ich, że dadzą panu pole manewru."

Można rzecz jasna zarzucić śląskiemu pisarzowi pewną stereotypowość (ale nie brak wyrazistości!) bohaterów, z drugiej strony trudno jednak wymagać, żeby każdy tytuł posiadał swoją Lisbeth Salander. W drobną konfuzję wprowadzić też może dość pryncypialna kwestia, mianowicie język, jakim porozumiewają się członkowie multinarodowego oddziału (bo wychodzi na to, że jest to... polski). Autor pozostawia także wiele wątków otwartych i w zasadzie "urywa" powieść. To ostatnie odbieram jednak jako zapowiedź kontynuacji. Mam nadzieję, że Michał Cholewa mnie nie zawiedzie i "pociągnie" dalej zainicjowaną historię. Pisarski warsztat ma bowiem w małym palcu, co doskonale wykorzystuje ubierając w słowa świetne pomysły. A jego "Gambit" to jak na razie literackie science fiction roku. Polecam!

© 2012 Zrecenzował Michał 'Veron' Tusz

< POSTKULTURA | << KSIĄŻKI I OPOWIADANIA