< POSTKULTURA | << KSIĄŻKI I OPOWIADANIA
Dmitrij Głuchowski - Metro 2033

Dmitrij Głuchowski - Metro 2033 Schronowy Znak Jakości Autor:Dmitrij Głuchowski
Tytuł: Metro 2033
Oryginalny tytuł: Metro 2033
Wydawnictwo: Insignis Media
Data wydania: 2010
Liczba stron: 592
ISBN-13: 978-83-61428-17-6

Apokalipsa nuklearna jest de facto bardzo nudna. Atomówka pieprznie i zburzy wszystko dookoła, zaś promieniowanie radioaktywne dopełni zniszczenia wszelkich zaawansowanych form życia. Popromienne mutanty, nowe formy życia? Chyba żeście się za dużo Gwiezdnych Wojen naoglądali. Wojna atomowa bowiem, to dosłowne spełnienie politycznych teorii niejakiego Krzysztofa Kononowicza - po niej niczego nie będzie. Dróg, mostów, miast a przede wszystkim ludzi. Na ten pusty i wypalony nuklearnym ogniem, bądź wyjawiony radioaktywnym pyłem świat wyjdą ci, którym uda się przetrwać w bezpiecznym schronie.

Czyli co? Każdy postnuklearny świat musi być nudny? No nie musi, jeśli w konflikcie razem z bronią atomową zostanie użyta także broń chemiczna, a przede wszystkim biologiczna. Bakterie, wirusy robiące "to" czy "tamto", pod wpływem promieniowania mogą rozszerzyć zakres swojego oddziaływania na faunę i florę, którą napotkają po wyjściu z bezpiecznego schronienia ludzie.

I tak mniej więcej przedstawia się ustawienie świata w powieści Dmitrija Głuchowskiego Metro 2033. Zresztą w trakcie czytania jej może pojawić się odczucie, że tu jakieś czary i magia się dzieją. Odczuwanie poza zmysłowe, parapsychologia, duchy, a być może ufolstwo. Spokojnie - do fantastycznego kiczu dziełu Głuchowskiego sporo, ale to naprawdę sporo brakuje. Po pierwsze, gdy doszło do wojny atomowej społeczność Moskwy schroniła się w doskonale przygotowanym przez obronę cywilną systemie metra. Każda stacja była odpowiednio wyposażona i przystosowana do przyjęcia ludzi, ale nie do tego by mogli oni tam żyć przez wiele lat. Skoro jednak okoliczności wymusiły taką konieczność, ludzie zaczęli się przystosowywać. Każda ze stacji z czasem stała się osobną społecznością, muszącą radzić sobie sama, a to wymusiło takie prozaiczne czynności jak ograniczenie do minimum oświetlenia czy konieczność zmiany nawyków żywieniowych. Brak słonecznego światła, dieta oparta na grzybach i wieprzowinie to już jeden powód by ludzie zaczęli się powoli fizycznie zmieniać. Do tego życie w nieustannym mroku i zmysł wzroku, który dostarcza nam najwięcej informacji musiał zacząć ustępować pola słuchowi i tzw. postrzeganiu pozazmysłowemu czy instynktowi, który przecież ludzie od zawsze posiadali, ale w wyniku ewolucji zagłuszyli. Do tego występujące na powierzchni skutki działania broni jądrowej połączonej z biologiczną i świat Metra 2033 robi się mroczny, groźny i zapełniony dziwnymi zjawiskami.

Ale to jeszcze nie koniec smaczków, które tworzą klimat tej powieści. Jak już napisałem, każda stacja to osobna społeczność, więc drugim elementem budującym powieść Głuchowskiego jest pokazanie niuansów i różnic między poszczególnymi grupami, które mogą być jakby lustrem odbijającym dzisiejszą Rosję. Od razu trzeba zaznaczyć, że autor nie jest lizusem i zacieszaczem ekipy Władimira Putina, która - owszem - nadała współczesnej Rosji bardziej zdecydowane kształty, po okresie rozmamłanych rządów Borysa Jelcyna. Próba ustanowienia demokracji liberalnej w stylu zachodnim doprowadziła do rządów oligarchów i mafii więc dziwnym nie jest, że były pułkownik służb specjalnych postanowił ogarnąć to na swój sposób, chwytając co trzeba za przysłowiową mordę. Powstał miks nacjonalizmu, resentymentów komunistycznych, rzekomej mocarstwowości przedrewolucyjnej Rosji, a społeczeństwo jak było, tak nadal jest robione w przysłowiowy bambus. Na szczęście Dmitrij Głuchowski pracując na Zachodzie miał możliwość zobaczyć jak ów Zachód działa, jak wygląda Rosja z jego perspektywy i oddać w swojej powieści stan prawdziwego rosyjskiego ducha.

A składa się na niego nieufność do najwyższych władz, które zawsze coś kombinują; pogarda do nazistów; sympatia ale też i pewne politowanie do komunistów; podziw dla ludzi nauki i wojska, którzy mogą utrzymać ład i porządek. Rosja Głuchowskiego, która została zamknięta w moskiewskim metrze nie jest więc ani czerwona, ani też brunatna, a tym bardziej paramocarstwowa jak chciałby ją dziś widzieć premier Putin. Jest różnokolorowa, choć musząca sobie poradzić z dziedzictwem komunizmu i pierwszych lat "wolnej amerykanki" po jego upadku, na który składa się też np. silny wpływ kaukaskich mniejszości narodowych. Ci są znowu sensem istnienia i działania nazistów.

A główny bohater? Jest nim młody chłopak o imieniu Artem, który jako kilkulatek z mamą schronił się na jednej ze stacji metra. Jego życie zmieniło się jednak podczas plagi ogromnych szczurów (promieniowanie + broń biologiczna a jakże), zaś jego nową "rodziną" został żołnierz, który ocalił Artema podczas ucieczki przed tymi bestiami. Jako młodzian na progu dorosłości staje przed wypełnieniem zadania, które być pomoże ocalić jego dom - stację metra WOGN - a być może i całe metro.

Patetycznie to brzmi? No nie będę Wam przecież opowiadał treści książki wraz z zakończeniem c'nie? Razem z Artemem przemierzymy bowiem wiele stacji metra, zostaniemy wplątani w gierki pomiędzy poszczególnymi frakcjami żyjącymi w podziemiach Moskwy. Zobaczymy wreszcie, że ludzie zajmują się przede wszystkim własnymi sprawami, a co się dzieje obok obchodzi ich jak najmniej. Do tego poznamy życie w świecie co prawda pozbawionym słonecznego światła, co nie znaczy, że pozbawionym luksusów. Bowiem jak i na powierzchni byli tacy którzy mieli dobrze, tak i po wojnie atomowej, kilkadziesiąt metrów pod ziemią też będą tacy, którym będzie się przelewało. Nawet jeśli będzie to tylko dobrze wysmażony wieprzowy szaszłyk i delikatne grzybki podane z zimnym piwem.

Czego w książce Dmitrija Głuchowskiego brakuje? Powiem szczerze, że złapałem się we własne sidła mojej znajomości współczesnej Rosji, którą znam głównie z kluczowych polskich mediów, a zwłaszcza telewizji. Czy to telewizja tzw. publiczna czy TVN obraz Rosji to bogactwo i luksusy Moskwy, bieda prowincji oraz zamordystyczny Władimir Putin, który jak dobry car jedzie w kraj i karze złych bojarów (czyli lokalnych biznesmenów), zmuszając ich do ponownego otwarcia zamkniętych fabryk. Dziki kraj, będący bliżej naszych wyobrażeń o Azji, a nie o demokratycznej i dobrej Europie. A przecież dzisiejsza Rosja to nie tylko "dzicy", których pełno jest także i w Polsce. To także młodzi ludzie, którzy chcą spokojnie żyć i mieszkać w swoim kraju. Czyli tacy w sumie jak bohater Metra 2033 - Artem. Ma on gdzieś Stalina, Lenina, nazistów, mafie i inny, imperialny szajs, a chce tylko dobrze i godnie żyć. Czyli jest pewne zaskoczenie dla mnie, osoby pamiętającej jeszcze czasy bratniego sojuszu polsko - radzieckiego. Zaś po 1991 roku (rozwiązanie ZSRR) słyszącej tylko o Rosji i poradzieckich państwach w kontekście "wszystkomających" handlarzy, mafii, korupcji, nieporadności bądź obojętności władz na problemy zwykłych ludzi.

Stąd wniosek nasuwa się tylko jeden. Więcej takich pisarzy jak Dmitrij Głuchowski, więcej takich książek jak Metro 2033. I być może więcej takiej Rosji, którą reprezentuje obecny prezydent Dmitrij Miedwiediew - akademicki naukowiec, a nie były - czyli Władimir Putin - pułkownik służb specjalnych.

© 2010 Zrecenzował Marek 'Squonk' Rauchfleisch

< POSTKULTURA | << KSIĄŻKI I OPOWIADANIA