< POSTKULTURA | << KSIĄŻKI I OPOWIADANIA
Erich Maria Remarque - Na Zachodzie bez zmian

Okładka książki 'Na Zachodzie bez zmian'

Autor: Erich Maria Remarque
Tytuł: Na Zachodzie bez zmian
Oryginalny tytuł: Im Westen nichts Neues
Wydawnictwo: Rebis
Data wydania: 2010
Liczba stron: 190
ISBN: 978-83-7510-390-8

Życie i śmierć w okopach

"Książka ta nie ma być oskarżeniem ani też wyznaniem. Ma tylko podjąć próbę udzielenia wieści o pokoleniu, które wojna zniszczyła - nawet gdy uchroniło się przed jej granatami."

W tych dwóch zdaniach Erich Maria Remarque, autor powieści "Na Zachodzie bez zmian", określa niejako zadania, jakie ma spełniać jego dzieło. Jak odbieramy przedstawianą w książce rzeczywistość? Czy tak, jak chciał tego pisarz? Czym właściwie jest lub powinno być takie "zadanie": tylko (i aż) prawdą o wojnie i jej potworności, czy manifestacją pacyfizmu? Bardzo często, przy okazji dyskusji o konfliktach zbrojnych, wypływa na wierzch ta druga opcja, niekiedy w formie nieznośnie sentymentalnej i szkodliwej dla wizerunku żołnierzy.

Stuprocentowe przeżycie wojennej rzeczywistości wydaje się niemożliwe. Niezależnie od stopnia wrażliwości czytelnika, nie zdoła on w pełni wczuć się w sytuację, opisaną na kartach powieści, jeśli sam nie przeżył czegoś podobnego. Wojna i jej koszmary są z gatunku "prawd doświadczalnych". W ferowaniu wyroków na temat wojennej zawieruchy, bez posmakowania goryczy niej samej - jest coś z gruntu fałszywego, niezależnie od tego, jak doskonali z nas teoretycy wojny i pokoju. Remarque, sam będący weteranem bitwy pod Passchendaele, przedstawicielem Lost Generation - pisze prawdziwie i o prawdzie. Autentyzm doświadczeń i umiejętności literackie złożyły się na książkę-świadectwo, którą powinien przeczytać każdy, niezależnie od poglądów.

"Na Zachodzie bez zmian" ma formę zbeletryzowanego reportażu. To właśnie beznamiętne relacje z pola walki są czymś, co w powieści uderza. Autor, chociaż zastrzegł, że dzieło nie jest oskarżeniem, mimochodem jakby wchodzi w rolę oskarżyciela. Obrazy, z którymi się stykamy podczas lektury, podkreślają okrucieństwo i bezsens prowadzenia wojny.

Bohaterowie - dziewiętnastoletni Niemcy - sami zgłaszają się do komendy uzupełnień. Po trosze czynią to pod presją nauczyciela i wychowawcy: Kantorka, w sumie zaś cieszą się, gdyż mają nadzieję na przeżycie niepowtarzalnej przygody. Są jak mali chłopcy, deklarujący chęć zabawy "w wojnę". Ci drudzy wiedzą, jaka to wojna - wystarczy policzyć do dziesięciu i "umarły" ożyje. Młodzieńcy Remarque'a takiej szansy nie mają. Nie przypuszczają, że ich życie wkrótce zamieni się w piekło.

Paweł Bäumer, jeden z ochotników, narrator w książce, winą za "stracone pokolenie" obarcza Kantorka i innych starszych. Mieli stanowić oparcie, autorytet, tymczasem popchnęli podopiecznych na głęboką wodę. Sami cywile: ojcowie, dziadkowie - zdają się nie do końca pojmować, że wysyłają kwiat młodzieży w otchłań. Nie przypuszczali, że dla wielu, wielu chłopców wojna to nie żadna "sprawa" - a jedynie droga przez mękę, śmiertelne zmagania, w których nie ma wygranych. Z dnia na dzień młodość Pawła i jego towarzyszy zostaje unicestwiona.

Brud, głód, trwoga, ciągła obecność wszy i szczurów, odór trupów, jęki rannych, konających. Krwawa biegunka i nieustanne zaglądanie śmierci w oczy. Zabijaj, bo zabiją ciebie: bagnetem, granatem, łopatą, czymkolwiek. Prosta filozofia, codzienność życia w okopach. Paweł stwierdza gorzko: "Naszym zajęciem lata całe było robienie trupów. Wiedza nasza o życiu ogranicza się do śmierci."

Koszmar wojny - wyniszczającej wojny pozycyjnej - pokazuje Remarque bez owijania w bawełnę, z reporterską sprawozdawczością ["Ludzie żyjący, którym brak czaszki(...). Krwawa miazga, która niegdyś była ludzkimi członkami (...)"].

Tych, co nie zginęli od razu, czeka gehenna w lazaretach polowych, gdzie najbardziej bolesne zabiegi wykonuje się z całą brutalnością, a lekarze najczęściej bez zbędnych ceregieli po prostu amputują zranione kończyny. Często traktują przy tym pacjentów jak króliki doświadczalne. Ci, co żyją, starają się przywyknąć. Jakoś żyć przecież trzeba. Młodzi żołnierze nie chcą poddać się całkowitemu zezwierzęceniu. Tak, jak kiedyś, grają w skata, rozmawiają o dziewczynach, nadstawiają karku za nieporadnych świeżaków i robią to z naturalnością. Niestety, przyzwyczajeni do warunków okopowych, nie umieją już funkcjonować w normalnym świecie. Paweł nie potrafi cieszyć się urlopem. Właśnie ta niemożność powrotu, powrotu do ludzi i dawnej, domowej krzątaniny, najmocniej uświadamia czytelnikowi spustoszenie, jakie w ludziach i ich sercach uczyniła pierwsza wojna światowa. Jakie czyni każda wojna, również i ta, w której bagnety zmieniono na ultranowoczesną technologię. Naturalistyczne sceny z pola walki, razem z pojedynczymi, ściskającymi za gardło obrazami (przypadek Franka Kemmericha), są tak mocnymi atutami Remarque'a, że "Na Zachodzie bez zmian" pamięta się długo. Możemy wybaczyć autorowi formę, nieszczególnie odkrywczą. Darować prostotę języka. Najważniejsze jest świadectwo - życia i śmierci w okopach. Wojny i tragedii. Ani wojen, ani tragedii naszemu światu nie brak. Dobrze więc, że na światowych listach dzieł i arcydzieł nie brak nam książki Remarque'a. Niepozornej w zalewie kolorowych okładek, a ważnej. I wciąż aktualnej.

© 2012 Zrecenzowała Małgorzata 'Cichutki Spec' Ślązak

< POSTKULTURA | << KSIĄŻKI I OPWIADANIA