< POSTKULTURA | << KSIĄŻKI I OPOWIADANIA
Adam Roberts - Opowieść zombilijna

Adam Roberts - Opowieść zombilijna

Autor: Adam Roberts
Tytuł: Opowieść zombilijna
Oryginalny tytuł: I am Scrooge. A Zombie Story for Christmas
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Tłumaczenie: Adrian Napieralski
Data wydania: 2010
Liczba stron: 166
ISBN: 978-83-7506-637-1

Przed lekturą "Opowieści zombilijnej" powróciłem do klasycznego pierwowzoru utworu Adama Robertsa, znanego opowiadania Karola Dickensa. I "Opowieść wigilijna" znów zdołała mnie oczarować. Choć dziecinnie moralizatorska, książka Dickensa wciąż chwyta za serce i ujmuje mądrością i delikatnością, a każde zdanie jest przepełnione magią świąt. Takich wrażeń - jak można się domyślić - nie ma się co spodziewać po lekturze książki Robertsa. "Opowieść zombilijna" zalicza się do zyskujących na popularności parodii utrzymanych w konwencji zombie apocalypse, której szlaki przetarły "Duma i uprzedzenie i zombi" Setha Grahame'a-Smitha i "Przedwiośnie żywych trupów" Kamila Śmiałkowskiego. Parodia to, niestety, mało udana.

Bohaterem opowiadania jest, podobnie jak w dickensowskim oryginale, Ebeneezer Scrooge - nienawidzący świąt Bożego Narodzenia skąpiec, który z obrzydzeniem spogląda na sieroty, wyciągające rękę po jałmużnę, i gardzi wszelkimi przejawami dobroczynności. Jakże zdziwi się, gdy osobliwy nieznajomy poradzi mu trzasnąć pogrzebaczem w głowę Marleya - jego umierającego wspólnika w interesach - kiedy tylko ten pojawi się u Scrooge'a w domu. Zdziwienie przejdzie w przerażenie, gdy rzeczony Marley z okrzykiem: "móóózg!" na butwiejących ustach wedrze się do posiadłości skąpca i będzie chciał wgryźć mu się w czaszkę. Będzie to dla Scrooge'a początkiem niezwykłej, niebezpiecznej przygody w czasie i przestrzeni, w towarzystwie trzech duchów (i nie tylko). Sam Scrooge zaś okaże się być nadzieją na przetrwanie ludzkości.

Poza kilkoma autentycznie zabawnymi momentami (mam na myśli głównie rozmowy Scrooge'a z Duchem Przyszłości) humor w "Opowieści zombilijnej" to trzecia liga smaku, inteligencji i wyrafinowania. Beztroski, pierdołowaty narrator, miast bawić, irytuje - swoim gadulstwem i "kabaretowymi" dygresjami, które nic nie wnoszą do akcji czy opisu miejsc, bohaterów lub sytuacji. Niewiele lepiej jest z - nazwijmy to - fragmentami gore, w których posoka raczej niemrawo sika, niż leje się strumieniami. Warsztat Robertsa nie jest najgorszy, lecz do ekstraklasy sporo brakuje. Do tego dochodzi fabularne przekombinowanie - autor żongluje konwencjami i popkulturowymi motywami tak intensywnie, że w końcu sam się w nich gubi. I prezentuje nam w założeniu intrygujący, lecz ostatecznie bzdurny finał, mówiący o genezie zombich i okropności świąt, w którym ma czelność argumentować swoje pseudoteorie. Nie przekonuje też ogólne przesłanie utworu, dotyczące obecnej w dzisiejszych czasach komercjalizacji świąt, gdyż zjawisko to - powiedzmy sobie - jest na tyle powszechne, że jego potępianie (zwłaszcza w tak słabym stylu i przy braku odkrywczości) trąci miałkością.

"Co tutaj robi H.G. Wells?", pyta na okładce wydawca. Istotnie, angielski pisarz jest jednym z bohaterów książki Adama Robertsa, podobnie jak sam Karol Dickens (zapewne miał to być hołd autora wielkim poprzednikom, hm...), a nawet angielska królowa i... Kuba Rozpruwacz (!). Myślę jednak, że Dickens (a może nawet wszyscy czworo), złapałby się za głowę, gdyby widział, co współcześni twórcy wyczyniają z jego dziełami. Dołączę się do wątpliwości wydawcy: co tu robi Wells? co robi Dickens? po co w ogóle ta słabizna?

© 2012 Zrecenzował Michał 'Veron' Tusz

< POSTKULTURA | << KSIĄŻKI I OPWIADANIA