< POSTKULTURA | << KSIĄŻKI I OPOWIADANIA
Arkadij i Borys Strugaccy - Piknik na skraju drogi

Arkadij i Borys Strugaccy - Piknik na skraju drogi Autor: Arkadij i Borys Strugaccy
Tytuł: Piknik na skraju drogi
Tłumaczenie: Irena Lewandowska
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 2011
Liczba stron: 176
ISBN: 978-83-7648-721-2

Najbardziej metafizyczny piknik na świecie.

Najsłynniejsze dzieło braci Strugackich nie jest długą i wyczerpującą podróżą czytelniczą. Nie jest też marszobiegiem obowiązkowej lektury szkolnej, czytadłem-spacerem czy epicką wyprawą po skarb olśnienia, rewelacji, nowatorstwa, połamania reguł klasycznej literatury. Jest za to najbardziej metafizycznym piknikiem na świecie, biwakiem z którego nie wrócisz, jakim nań poszedłeś. I nie dlatego, że zjawi się psychopatyczny morderca z nożem, jak z horroru klasy C; nie dlatego, ze łupnie burza i jednym zamachem zmąci przyjemność biwakowania, jak i kocyki piknikowe - czy na czym tam się ułożyłeś. I nie, nie dlatego, że i książka-piknik, i w tytule piknik.

Jeszcze zanim, oczarowani światem gry komputerowej (notabene, mającej z książką Rosjan niewiele wspólnego), nastolatki i dorośli sięgnęli po niepozorną książeczkę o objętości wystarczającej na wieczór pod gwiazdami (czy też śniadanie na trawie), kamyczki zebrane przez braci do ich piknikowego kosza wielu uznawało za kamienie milowe w dziejach fantastyki. Jednak znaczna część kopnęła leżący na drodze skalny okruch i poszła.

Oto zasię ja sama wybrałam się na piknik z legendą, legendą wtórnie odczarowaną i jeszcze zwielokrotnioną. I to mając już wyrysowane przez media, jak ma wyglądać stalker, któż on, dlaczego, po co - co przy modnym obecnie trendzie odkopywania postkultury mogło razić, rzutować na odbiór lektury, ale też i - poddawać ją ciężkiej próbie odporności na czas i zgodności z oczekiwaniem wygłodniałego czytelnika-biwakowicza, który już sobie po kanapkach w koszyczku, po zakąseczkach włożonych doń przez fantastów wiele naobiecywał.

Nie zawiodłam się. Syta i zadowolona wróciłam z biwaku, chociaż padało, wiało i zimno było. Bo piknik metafizyczny był. Bez ptaszków, motyli i herbatkowych pogawędek.

Nieważne, że w dzisiejszych czasach o obcych, o strefach i zonach się nagadali. Nieważne, że kiedy Strugaccy piszą: "czarne bryzgi", "pustaki", "bransoletki", "owaki", których właściwości skądś się muszą brać - to po prostu stwierdzają, że takie oto przedmioty po prostu istnieją. I tyle. Jest mało istotne, że cudowność, groza i tajemnica mają niekiedy naiwny i archaiczny wydźwięk, koloryt, kształt. Nieistotne - bo jak to ostatecznie smakowało! - jest, że przecież "Zgaduj-zgadula, w której ręce złota kula?" - to cytat ze świata dzieci, nie dorosłych.

Strugaccy, podając nam całe garści dziwacznych zjawisk, przedmiotów i pytań o Lądowanie, skupili się przede wszystkim na człowieku - człowieku, którego ani obcy, ani wyczerpujące stalkerstwo, ani anomalie - nie wycofają z walki o to, by pozostać ludzkim. Nie skupiają się na scenerii, na nowinkach i walkach o jak największą pomysłowość. I choć książka miała dla całego nurtu znaczenie przełomowe, bo pomysłowa i świeża rzeczywiście była - to uwierzyć w skutki lądowania i "czarne bryzgi" możemy dlatego, że wierzymy w ludzi, żyjących w świecie po katastrofie. To oni - główny bohater i jego przyjaciele, ale także współzawodnicy i wrogowie - świat ten uwiarygodniają. A scena zakończenia należy do najbardziej wzruszających, krzepiących i ludzkich, jakich w takiej fabule nie można było się spodziewać - i nie jest to pokrzepienie w rodzaju słodkiego lukru z mnóstwem E-składników. Można uwierzyć, że w warunkach, gdy wszystko stanie na głowie, ideały zostaną wyparte przez zlecenia i pieniądze - Zgaduj-zgadula! - wylosujemy dłoń ze złotą kulą, dłoń pełną i obiecującą - prawą, lepszą rękę Boga, któremu jeszcze się nie znudziliśmy.

Wybierzcie się na ten piknik. Nie zapomnijcie muterek.

(Opublikowano również na: Kawerna.pl oraz Lubimyczytac.pl)

© 2011 Zrecenzowała Małgorzata 'Cichutki Spec' Ślązak

< POSTKULTURA | << KSIĄŻKI I OPOWIADANIA