< NAUKA I TECHNIKA | << TECHNIKA WOJSKOWA
Czarna opowieść o atomowym okręcie podwodnym K-431

Ilustracja do artykułu 'Czarna opowieść o atomowym okręcie podwodnym K-431'

Na rok przed katastrofą w Czarnobylu - 10 sierpnia 1985 r. - w Związku Radzieckim doszło do poważnej awarii jądrowej. Przy przeładunku paliwa jądrowego na atomowej łodzi podwodnej K-431, w wyniku rażących naruszeń technologii działania, w stoczni w zatoce Chazma nastąpiła eksplozja, która oderwała pięciotonową pokrywę reaktora i wyrzuciła całą jego radioaktywną zawartość.

Dziesięć osób, które wykonały prace konserwacyjne, natychmiast zmarło: ciała zostały rozerwane na strzępy przez eksplozję, a potworne promieniowanie zamieniło szczątki w biomasę. Na złotej obrączce jednego ze zmarłych odkryto, że w chwili wybuchu promieniowanie osiągnęło 90 tysięcy rentgenów na godzinę. Likwidacja skutków wybuchu rozpoczęła się spontanicznie. Pierwsze, które do tego przystąpiły, były załogi okrętów podwodnych stacjonujących w pobliżu. Narażeni na napromieniowanie, pracowali w tym co mieli na sobie - w kapciach, prawie boso. Pierwsza ekipa likwidatorów nie miała środków ochrony, działali tak jak w przypadku zwykłego pożaru. W rezultacie wszyscy zostali napromieniowani – bo i jak mogłoby być inaczej? W końcu praktycznie nie przeprowadzono monitorowania sytuacji radiacyjnej.

Jak opisywali naoczni świadkowie, pomimo ognia, sadzy, gigantycznych płomieni i chmur brązowego dymu wydobywającego się ze zrujnowanego okrętu, w powietrzu wyraźnie odczuwalny był - jak po silnej burzy - ostry zapach ozonu, który jest pierwszą oznaką silnego promieniowania radioaktywnego. Ludzie wyczuli niezwykły zapach, ale nawet nie podejrzewali, że może to być promieniowanie. Świadomość tego, co się wydarzyło przyszła dopiero wtedy, gdy na oczach świadków pojawił się okropny obraz zniszczenia reaktora jądrowego.

Pół godziny później przybyła ekipa ratownicza. Zamknięto wyjścia z zakładu. Wszyscy, którzy wzięli udział w gaszeniu pożaru, zostali zebrani w stoczni i wysłani do odkażenia. Ubrania zostały im zabrane, ponieważ były już radioaktywne, ale nie było żadnych na zmianę, i do drugiej nad ranem nadzy ludzie chodzili po terenie. Kiedy wreszcie przywieziono ubrania z magazynów, wyczerpani ludzie zostali odesłani do domu, a marynarze do koszar.


Ilustracja do artykułu 'Czarna opowieść o atomowym okręcie podwodnym K-431'
Plan miejsca wypadku.

W wiosce Szkotowo, która położona jest półtora kilometra od stoczni, nikt nie zauważył niczego szczególnego w tym dniu, ponieważ nie słyszeli eksplozji. Dopiero wieczorem nastąpił alarm - mechanicy zawsze wracali w tym samym czasie, a wtedy spóźnili się o kilka godzin. Potem zaczęły wyciekać plotki, że w stoczni zdarzył się jakiś wypadek. Za dnia wszystko było jak zwykle: ktoś był zajęty pracami domowymi, ktoś szedł na zakupy, ktoś odpoczywał. Chłopiec beztrosko wszedł do morza, chociaż prąd niósł skażoną wodę, Wieczorem we wsi odłączono połączenia, żeby nie przeciekały informacje... Czy nie jest to bardzo podobne do Prypeci z 1986 roku?

Wiadomo, że ucierpiało 290 osób: 10 zmarło w chwili wypadku, 10 zapadło na ostrą chorobę popromienną, a u 39 wystąpiła reakcja na promieniowanie. Znaczną część ofiar stanowili żołnierze, którzy jako jedni z pierwszych zaczęli eliminować konsekwencje wypadku. Tragedia w zatoce wykazała całkowity brak przygotowania do rozwiązywania zadań ratowniczych licznych służb Floty Pacyfiku. Aby wyeliminować konsekwencje wypadku, potrzeba było ponad dwóch tysięcy osób i co najmniej 10 rodzajów różnych jednostek pływających. Aby koordynować działania, konieczne było stworzenie centrum dowodzenia i kontroli, zapraszanie ekspertów i konsultantów, tworzenie sztabów kryzysowych, jednostek specjalnego przeznaczenia, wprowadzanie specjalnych systemów pracy i interakcji z ludnością cywilną, organami federalnymi itp. Wszystko to wymagało czasu, którego bardzo brakowało. W rezultacie popełniono wiele błędów, ujawniono również brak przygotowania, brak awaryjnych procedur, które powinny zostać opracowane w "spokojnym" okresie. Rok później, niemal te same błędy dały o sobie znać, ale już znacznie jaśniej i bardziej kontrastowo, w okresie likwidacji skutków wypadku w elektrowni jądrowej w Czarnobylu.


Ilustracja do artykułu 'Czarna opowieść o atomowym okręcie podwodnym K-431'
Okręt podwodny klasy 'Echo'. (time.com)

Wypadek w zatoce Chazma był swego rodzaju zwiastunem tragedii w Czarnobylu. Gdyby został poprawnie oceniony, jego skala i konsekwencje nie zostały zignorowane, a doświadczenie posłużyło do sformułowania ogólnych wniosków i wdrożenia procedur, to można było uniknąć wielu nieodwracalnych błędów. A tak Czarnobyl wymknął się spod kontroli.

O autorze:
Alexey Mityunin - uczestnik likwidacji wypadku w elektrowni atomowej w Czarnobylu w latach 1986-1988, weteran specjalnych jednostek ryzyka. Bezpośredni uczestnik w ponad 30 testach jądrowych. Autor ponad 60 artykułów naukowych

© 2019 Piotr 'Gekon' Krawczykiewicz

< NAUKA I TECHNIKA | << TECHNIKA WOJSKOWA