Która lepsza?
Fallout 1 i Fallout 2 - dwie fenomenalne gry. Obie są w gruncie rzeczy takie same, a jednak coś je różni. Wbrew pozorom, w każdą gra się inaczej. Każda rządzi się własnymi prawami, każda ma swój świat. Która z nich jest lepsza... Powszechnie wiadomo, że to część druga, ale zacznijmy może chronologicznie, od roku 1997 bodajże, kiedy to powstał pierwszy cRPG w postnuklearnej rzeczywistości.
Na ogół to sequele są gorsze, gdyż nie wnoszą nic nowego i tracą klimat poprzedniej części. W przypadku Falloutów nie można się z tym zgodzić. Część druga wydaje się być lepsza, ale Fallout 1 też miał swoje zalety...
Po pierwsze - pierwsza część u wszystkich wzbudziła zachwyt, bo działa się nie w światach rządzonych przez magię i miecz, lecz po wojnie nuklearnej. Gracz mógł wybrać bardzo dużo cech dla swojej postaci i choć było tylko 21 leveli [poziomów] do zdobycia, to gra była raczej długa [Że, co? Długa? Ja zacząłem w nią grać w piątek, a już w najbliższy wtorek dane mi było oglądac napisy końcowe! - dopis. Qbajot]. Fabuła też była bardzo nowatorska: oto nieznany nikomu człowiek, wysłany po urządzenie naprawiające wodę (on wcale nie był hydraulikiem :), zwiedza postapokaliptyczny świat. W tym świecie przyjdzie mu się zmierzyć z nieznanymi potworami i mutantami, ale pozna także ludzi, którzy przyłączą się do niego, by... (i tak powstał Chocapic :) No właśnie, tutaj możnaby było napisać albo "by czynić dobro", albo "by niszczyć ten zafajdany świat". Fallout był (i jest) oryginalny, także pod względem możliwości wyboru sposobu postępowania głównego bohatera. Można było być złym mordercą, albo szlachetnym wybawcą. Dobrze, ale zajmijmy się szczegółami:
1) Pierwszy Fallout przypominał raczej klasycznego RPG'a. Mam na myśli questy, ale także sposoby ich rozwiązywania. Można było tam nawet dostawać haracz od jakiegoś sprzedawcy chyba :() [Nie "chyba", ale "na pewno"! - dopis. Qbajot]. Albo kiedy trzeba było uzdrowić chorego w Shady Sands [Cieniste Piaski]. Należało iść do jaskinii, zabić kilka radscorpionów i dać komuś, żeby sporządził antidotum. Fajnie było też walczyć z przywódcą Raidersów, aby uwolnić córkę Aradesha - Tandi. Albo gdy można było sobie zrobić operację zmieniającą współczynniki. Wszystko to zaliczam na wielki plus.
2) W dwójce spotykaliśmy różne miasta z USA, np. San Francisco, albo New Reno. A w jedynce? No cóż, (nie)stety nie uświadczymy tu żadnych sławnych miast, a jeśli się mylę to niech mnie ktoś poprawi. Ale nie samymi miastami człowiek żyje. Są też godne uwagi (wsie :) lokalizacje, które są o niebo lepsze, niż te z F2. Weźmy na przykład taki Glow. Nigdy nie zapomnę, jak schodziłem po linie a tam ciemno wszędzie, głucho wszędzie [Że o wszechobecnym promieniowaniu nie wspomniał... - dopis Qbajot]. Mógłbym tu jeszcze długo wymieniać.
Oczywiście nie są to jedyne plusy F1, jakie udało mi się znaleźć w czasie grania. Po prostu, chcę przejść teraz do części drugiej. Fabuła jest taka: potomek bohatera ze schronu 13 wyrusza z wioski na poszukiwanie GECK'a - urządzenia, które pozwoli na uratowanie wioski potomka bohatera z F1 - Arroyo. Nasz bohater znów trochę się nachodzi, zanim to ustrojstwo znajdzie. Na końcu stoczy finałową walkę z Frankiem Horriganem.
"Fajnym plusem" jest to, że na swej drodze spotkamy postacie z F1. Mamy tu także więcej lokacji, leveli, questów, wrogów, broni i w ogóle wszystko ulepszone, i wszystkiego jest więcej.
Ale czy więcej znaczy lepiej? Moim zdaniem nie zawsze, ale w Fallouta 2 gra się po prostu lepiej. Mimo tych wszystkich udoskonaleń, gra straciła tylko odrobinkę klimatu.
Podsumowując, jeżeli szukasz wrażeń i chcesz by zapisały się na długo w twej pamięci, to wybierz Fallout 1. Jeżeli jednak szukasz wspaniałej rozrywki na długie lub krótkie wieczory, to Fallout 2 jest dla ciebie. Nie napisałem tu, która z częsci jest lepsza, bo wbrew pozorom, bardzo trudno jest o tym zadecydować. Obie mają swoje wady i zalety. Dla tych, którzy cenią sobie klimat gry lepsza będzie część pierwsza. Ci którzy kochają rozbudowane i długie gry, ocenią lepiej dwójkę.