#1
14 maja 2001
Radiated: The Fallout Zin
 
Menu:

Wstępniak
Artykuły
FanArty
One day on the desert
Fun over the nuclear sun
Listy
Skazani za ten numer
Współpraca

Prenumerata:
Wpisz swój e-mail


     
                                                                                                                                 
Niekończąca się opowieść

Ta opowieść jest bardzo specyficzna, gdyż pisać ją może każdy! Jak to możliwe? Po prostu na Forum stworzyłem temat o nazwie "NIekończąca się opowieść", w pierwszym dopisie wstawiłem początek opowieść [coś jakby prolog], a dalszą historję możę pisać ktokolwiek, zachowójąc spójność fabuły i kierując dalszymi losami bohaterki. Poniżej znajduje się tyle opowiadania ile zostało napisane do dnia 12.V.01. W treści nie poprawiałem będów stylistycznych, ani ortograficznych wszystko jest dokładnie tak jak na Forum. Zapraszam do lektóry.


- Monick, zejdź z tej wydmy! – Krzyknęła niewyraźnie stara, niska, niechlujnie ubrana kobieta w stronę stojącej na piaszczystym pagórku postaci ustawionej twarzą ku wschodowi i nieustannie wpatrującej się w ogromne pustkowie.
- Dobrze ciociu, już idę – Delikatnym głosem odpowiedziała dziewczyna, zaczynając zbiegać w kierunku starszej kobiety – Wiesz, że lubię obserwować pustynię – Dodała.
- Wiem, wiem ale jeśli za długo będziesz przebywać na słońcu to zrobi ci się krzywda – staruszka mówiła lekko podniesionym głosem, chcąc by dziewczyna dobrze ją usłyszała.
W tym momencie Monik dobiegła do kobiety, którą nazywała swoją ciocią. Teraz dało się wyraźnie zauważyć iż dziewczyna jest średniego wzrostu i ma smukła sylwetkę. Ubrana była w sukienkę uszytą ze skrawków jakiegoś materiału gdzieniegdzie łataną kawałkami skór małych gekonów. Miała długie, proste, czarne jak węgiel włosy, które przy najlżejszym powiewie wiatru delikatnie falowały. A jej brązowe oczy wydawały się mieć tyle blasku co najjaśniejsze gwiazdy na niebie.
- Zbliża się wieczór, a my musimy jeszcze uzbierać drew na opał żeby móc przygotować coś do jedzenia.
- Ciociu Dafne, zawsze to samo, dzień w dzień robimy dokładnie to samo, chciałabym w końcu jakiejś odmiany. Wiem, że żyje nam się tu bezpiecznie jednak ta monotonność jest bardzo nużąca. Chciałabym wreszcie zobaczyć jak inni radzą sobie na tym pustkowiu.
- Ehhh, niepotrzebnie dawałam ci te przedwojenne książki do czytania... wszystko ci się od nich w głowie poprzewracało. Zewnętrzny świat jest śmiertelnie niebezpieczny, sama słyszałaś jak kupcy o nim opowiadali. Zresztą trudno żebyś nie słyszała, gdy tylko przyjeżdżają handlować zawsze ich o wszystko wypytujesz.
- A jutro przed południem przyjadą ponownie, to już za kilkanaście godzin. Nie mogę się doczekać! – krzyknęła z podekscytowaniem Monick.
- Ale teraz chodźmy już czeka nas praca. – Mówiąc to Dafne ruszyła przez osadę, Monick podążyła za nią.
Osada to może za dużo powiedziane, gdyż w Moonswill znajdowało się tylko pięć namiotów, jeden niewielki kopiec w którym przechowywano zapasy żywności i miejsce na ognisko przy którym wieczorami większość mieszkańców, a było ich dwudziestu czterech, spotykało się aby wspólnie spożyć posiłek i czasami jeśli wynikły ważne sprawy naradzić się. Przywódcą osady był Stary Max, który był niewiele starszy od Dafne, Oboje byli najstarszymi mieszkańcami Moonswill, często żartowano, że razem mają tyle lat co cała reszta jednak nigdy nie powiedzieli, lub sami nie wiedzieli ile dokładnie już przeżyli. Po ok. godzinie Dafne i Monick wróciły z obchodu przynosząc sporą ilość gałęzi. Ułożyły je w wyznaczonym miejscu i rozpaliły ognisko. Następnie z różnych korzeni i roślin które przyniosły inne kobiety wspólnie zaczęły przygotowywać posiłek. Było już całkiem ciemno gdy wszyscy mieszkańcy zebrali się przy ognisku. Usiedli wokoło, część kobiet rozdało każdemu miskę z jedzeniem. Wszyscy zaczęli jeść i rozmawiać między sobą o tym i o tamtym, zazwyczaj Monick lubiła słuchać tych rozmów zwłaszcza opowiadań Starego Maxa jednak dziś te rozmowy i opowiadania wydawały jej się wyjątkowo nudne... cały czas myślała o jutrzejszym dniu. Szybko zjadła swoją porcję i poszła do namiotu, przykryła się czymś w rodzaju koca i ułożyła do snu. Zanim zasnęła powiedziała jeszcze – Jutro przyjadą kupcy, może wreszcie coś się zmieni.


W nocy śniło jej się, jak przemierza góry i równiny, jak walczy z setkami geckonów, jak negocjuje ceny w sklepach, jak pomaga ludziom w potrzebie, jak przeładowuje swego shotguna, by za chwilę roztrzaskać(delikatnie mówiąc) nim jakiegoś punka, co za bardzo podskakiwał, jak leczy rany na pustkowiu, jak chowa się przed patrolami raidersów itp. itd. Śniło jej się również wiele innych mniej znaczących rzeczy. Zbliżał się ranek, na horyzoncie widać było już karawany kupców. Wkrótce te marzenia miały się spełnić.


Gdy nastał ranek, Monicke czekała podniecona na kupców, lecz gdy już wreszcie przybyli, zupełnie nie zauważyli jej istnienia... Rozłożyli namiot na środku placu w wiosce (odrzucali wszystkie propozycje gościny), a dwoje najstarszych weszło do śrdka targować się i kupować różne dobra... (or something)
Niestety, monicke nie miała tam wstępu :(
Już pod wieczór, nasz bohaterka postanowiła że musi chociarz porozmawiać z kupcami o tym, jaki jest świat poza jej otoczniem - Postanowiła wślizgnąć się do namiotu kupców...


W namiocie panował lekki półmrok. Na środku paliło się niewielkie ognisko, a jego światło delikatnie oświetlało twarze siedzących wokół trzech handlarzy. Kiedy Monick weszła do środka mężczyźni dotąd zamyśleni, powoli podnieśli wzrok w jej kierunku.
- co tutaj robisz - spytał jeden z nich
- ja? Ja tylko tak przechodziłam. Wie Pan, tutaj niewiele się dzieje. Ciągle te same twarze, ci sami ludzie... Zawsze marzyłam, by wyrwać się stąd. Wiem, że jesteście nietutejsi, więc miałam nadzieję, że dowiem się czegoś o tym wielkim świecie na zewnątrz...
Jeden z handlarzy zaciągnął się dymem ze swojej starej, drewnianej fajki, tak że dym wypełnił wnętrze namiotu lekko gryzącym zapachem. Następnie sięgnął do kieszeni i wyciągnął sporej wielkości kawałek pożółkłego papieru. Kiedy go rozwinął, okazało się, że jest to licząca już kilkadziesiąt lat, sporządzona jeszcze przed wojną mapa.


Podexcytowana Monick nie zauważyła jej w pierwszej chwili, lecz już w drugiej trzymała ją przy świetle lampy i uważnie studiowała.
-Czy to aktualna mapa? - zapytała się nieśmiało Monick.
-Jak najbardziej - skłamał kupiec. Monick nie zauważyła, jak kupiec wysyła porozumiewawcze spojrzenia do swych kolegów.
-Czy mogłabym ją zatrzymać?
-Co to, to nie, młoda panno. Ta mapa kosztowała mnie $67 dolców, ale jak dla ciebie, spuszczę cenę do $45.
-O jejku, mam zaoszczędzonych tylko $40 dolarów, czy tyle mogłoby wystarczyć?
Handlarz zamyślił się przez chwilę, po czym oznajmił:
-Wystarczy, ale pod warunkiem, że dasz mi tę bluzkę - z błyskiem w oku wskazał palcem na brzuch Monick.
-Całe szczęście, że mam taką drugą w namiocie, zaraz wrócę!
Na chwilę zapanowała niewygodna cisza spowodowana wyjściem Monick.
-Już jestem! - powiedziała Monick i podała zmiesznemu kupcowi bluzkę. Wyglądał tak, jakby oczekiwał czegoś innego. Wręczył Monick starą mapę i zaczął znów się targować z osobami obecnymi w namiocie. Monick wróciła do swojego namiotu, spakowała wszystkie niezbędne do przeżycia w dziczy rzeczy, jeszcze raz spojrzała na mapę i położyła się na łóżku. Jutro wcześnie rano miała zamiar wyruszyć w podróż swojego życia.


Jednak gdy spała, sniło jej się coś zupełnie innego niż to co wyobrażała sobie dotychczas - tym razem miejsce dzielnej odkrywczyni w jej śnie zajęła przestraszona dziewczynka która nie wiedziała gdzie jest, była głodna i spragniona...
Tak więc, gdy wstała rano o mało co nie zrezygnowała (a nie byla z tych, co łątwo się poddają), ale rzeczy miala już spakowane i gdy tak patrzała - oststni raz w życiu (tak wtedy sadziła) - na namiot kupców, wpadła na wprost genialny - przynajmniej tak jej sie wydawało - pomysł!
Wkradnie się do karawany kupców!
Nikt przecierz nie zauważy, jeśli schowa się miedzy towarami na jednej z przyczep ciągniętych przez bhraminy...
Gdy dotrą do miasta, na pewno cos wymyśli...
przyszłośc miała pokazać co ją czeka. sprawdziła jeszcze raz czy wszystko wziela (grzebień: jest, szampon: jest, stara przedwojenna barbie: jest) i zaczela czekac na odjazd kupców...


Zerkajac czy aby nikt nie przyglada sie workom z rozmaitymi dobrami Monick nakryla sie szarym plotnem i wslizgnela miedzy towary. Nie musiala dlugo czekac kiedy uslyszala przyjazne muczenie krow, a kola wozu zaskrzypialy. Karawana ruszyla w nieznanym dziewczynie kierunku. Ciekawosc nekala ja by wyjsc z ukrycia i zobaczyc otaczajacy ja swiat. Powsciagnela jednak swoje wodze, ale niestety nie pomoglo to jej w pozostaniu nie wykrytej. Po chwili zadumy woz podskoczyl, a z delikatnych ust dziewczyny wydal sie cichy pisk. Nie trzeba bylo dlugo czekac na pojawienie sie jednego z kupcow. Mezczyzna szybkim ruchem zerwal tkanine z dziewczyny
No prosze kogo my tu mamy - rozochoconym glosem mruknal starszy facet z wyraznie rysujacym sie miesniem piwnym.
Ja... - dziewczynie zabraklo tchu w piersiach, ale zdala sobie sprawe ze ma przed soba tego samego kupca, od ktorego uzyskala mape.
Wszysko bedzie w porzadku - pomyslala - Tylko co oznacza ten dziwny blask w jego oczach?
Wiec jedziemy bez biletu? Hmmmm tak nie mozna trzeba bedzie jakos to oplacic - zarechotal zlowieszczo lysiejacy mezczyzna. Jego reka powoli zblizala sie do piersi dziewczyny.
Mysle, ze z checia przyjmiesz takiego doswiadczonego czlowieka jak ja - wyraznie osmielony gbur podwinal sukienke Monick a jego palce zaczely wedrowac po jej piersiach drazniac jej sutki.
Monick nadal zlekniona i zszokowana zaistniala sytuacja nie mogla zrobic nic poza czekaniem na dalszy rozwoj wypadkow.
Dziewczyna starala sie uspokoic chociaz jej cialo drgalo i czula ze dlonie mezczyzny wedruja coraz nizej, a jego jezyk muska ja w podniebienie.


Sytuacja nie wyglądała ciekawie... Monick nie bardzo wiedziała co handlarz może jej zrobić, lecz byłą przekonana, że to nie skończy się dobrze. Zaczęła po omacku lewą ręką szukać jakiegoś przedmiotu aby się móc bronić. Po chwili poczuła jakby kamień, mniej więcej wielkości pięści, chwyciła go w dłoń i chcąc zdzielić napastnikowi w łeb wzięła zamach. Kupiec mimo iż wpatrywał się w częściowo nagie ciało dziewczyny zauważył to i kiedy Monick już miała go uderzyć on chwycił ją za ramie i szybkim ruchem wyrzucił z wozu na ziemię.
- Oj nieładnie, a ja byłem dla ciebie taki miły – mówiąc to stanął nad dziewczyną.
Ona leżąc obróciła się, tak aby zobaczyć twarz mężczyzny. Kamień który miała w ręce wypadł jej podczas upadku i teraz byłą całkiem bezbronna. Już prawie miała spanikować gdy grubawy handlarz zaczął się nad nią pochylać jednak w tym samym momencie zebrała się na odwagę i z całej siły kopnęła go w krocze. Biedak jęknął tylko przeraźliwie z bólu i padł na ziemie niczym kłoda. Monick jednym ruchem zerwała się na nogi i zaczęła nerwowo obserwować pozostałych członków karawany, okropnie dyszała, jej piersi unosiły się i opadały w nierównomierny sposób, była przerażona i bała się co w takiej sytuacji się z nią stanie. W tym momencie jeden ochroniarzy karawany, który nie był kupcem a wyglądał nie więcej niż na 25 lat i w pierwszej chwili wydał się dziewczynie nawet przystojny powiedział.
- Hej Bob, ta lejdi położyła cię jednym ciosem! – po tych słowach wszyscy roześmiali się. Jedynie Monick nie miała powodów do śmiechu.
Ochroniarz ciągnął dalej – Widać, że panienka umie o siebie zadbać, może byśmy ją tak zatrudnili? Potrzebny jest ktoś do opiekowania się Brahminami podczas drobi... Ja jestem od strzelania i się tym na pewno nie będę zajmował. Nie musisz się śpieszyć z odpowiedzią, Bo widzę, że jesteś zajęty – Po tych słowach ponownie zabrzmiał głośny śmiech wszystkich. Tym razem nawet Monick lekko się zaśmiała ^_^


Jeśli chciałbyś pokierować dalszymi losami Monic, wystarczy tylko wejść na forum i odszukać temat zatytułowany "Niekończąca się opowieść"


Autorzy: Kazul, Marks, Maetiou, Aradesh, Dark One