#1
14 maja 2001
Radiated: The Fallout Zin
 
Menu:

Wstępniak
Artykuły
FanArty
One day on the desert
Fun over the nuclear sun
Listy
Skazani za ten numer
Współpraca

Prenumerata:
Wpisz swój e-mail


     
                                                                                                                                 
Rezerwowe psy

Creep tradycyjnie siedział przy swoim biurku i majstrował przy dynamicie. W przestronnym pokoju siedział jeszcze barczysty Moose czyszczący swojego Miniguna i Latynos Gomez, który przeglądał magazyn "Cat's Paw". Do pomieszczenia wszedł Hawkeye, wysoki i chudy mężczyzna, trzymając swoją ulubioną snajperkę.
- Jest szef? - zapytał.
Cała trójka spojrzała na niego.
- J...j-j jest u-u... - próbował powiedzieć Creep. - m..m-m..
- ... Mary w burdelu ty cholerny jąkało! - wrzasnął Gomez. - Zanim coś wydukasz można zasnąć z nudów!
Siedzący dotychczas cicho Moose walnął pięścią w stół.
- Nie przezywaj kolegi z drużyny - powiedział - przyjaciele się nie kłócą.
- Właśnie. - dodał Hawkeye - Stul pysk Gomez. A gdzie Trasher?
- Bawi się z psem - odpowiedział Moose.
Snajper wyszedł z pokoju a cała trójka wróciła do dawnych zajęć. Przy torze przeszkód stał wysoki mężczyzna w pancerzu. Jego twarz zakrywała maska gazowa. Obok biegał pies. Trasher jak zawsze po południu trenował swojego owczarka niemieckiego, Maxa. Hawkeye podszedł do niego i zapytał:
- Szef znowu trwoni pieniądze na dziewczynki, a mi nie mógł zapłacić?
Trasher nie odwracając się skwitował:
- Pewnie ma rabat jako stały bywalec. Zdaje się, że chciałeś mi coś powiedzieć...
- Nasz klient, Decker z Hub...
- ..no..
- Jakiś koleś razem ze strażą go usunął. Ten nowy rozbił cały gang i zgarnął cały sprzęt oraz kapsle. Nie będzie ani wypłaty, ani kolejnych zleceń.
- Kur** zaje**** m*ć! Kolejny zarobek w plecy! Duke się nie ucieszy.
- Ja się też nie cieszę. Szef wisi mi dwie wypłaty.
- Dobra. Pogadam z nim. Zostań z Maxem.
Trasher poszedł do rozpadającego się budynku. Szef domu publicznego i barman zarazem zainteresował się nietypowym gościem:
- Ho, ho! Czy mnie oczy nie mylą? Myślałem, że nie korzystasz z usług moich dziewczyn. A więc... brunetka? Blondynka? A może ruda?
- Gdzie Duke?
- Oj... coś ty, pedał jesteś?
Trasher bez słowa wyjął z kabury SMG, przystawił lufę do głowy barmana i wycedził przez zęby:
- Śmiej się teraz wesołku. No dalej!
- No coś ty - powiedział mocno przerażony barman - Na żartach się nie znasz?
- Mam zwichnięte poczucie humoru. Pytam ostatni raz. Gdzie Duke?
- Zabawia się z Mary w pokoju na końcu.
Trasher schował broń do kabury i wolnym krokiem poszedł do wskazanego pomieszczenia. Podszedł do drzwi, zza których dochodziły śmiechy i krzyknął:
- Duke! Jesteś tam! Wyłaź, jest problem.
- Później, jestem zajęty.
Trasher kopniakiem wyłamał drzwi z zawiasów, które z hukiem upadły na brudną podłogę wzniecając tumany kurzu. Przerażona dziewczyna zakryła się kołdrą. Leżący obok niej mężczyzna był mocno wkurzony.
- A zapukać niełaska.
- Decker gryzie glebę. Kapsle przepadły.
- Kur**! I nie mogłeś z tym zaczekać! Przecież i tak tego nie odkręcę. Kto zwinął szmal?
- Jakiś nowy pajac, który przybył do Hub. Zrobił nalot na gang razem ze strażnikami miasta.
- No to trzeba mendę wytropić i mu naświetlić parę spraw. Idź do chłopaków i powiedz im, żeby zbierali du**. Zaraz do was dołączę.
- Duke?
- Co?
- Masz ciekawy wyraz twarzy kiedy się wkur****!
- Wypierd**** stąd!
Po paru minutach cała siódemka była gotowa do drogi. Zebrali się na obrzeżach miasta.
- J-jakie m..mm-amy plany, sz...szefie?
- Wpadamy do Hub, pogadamy ze strażnikami i dowiemy się, gdzie jest teraz ten pajac, który nas wyślizgał z interesu.
- A potem go znajdziemy i kulka w łeb - dodał Gomez.
- Powinieneś opublikować te swoje mądrości, Gomez - wtrącił Hawkeye.
Latynoski nożownik zmarszczył czoło.
- Ta. Na przykład na stronie internetowej www kropka gomezpierdoła kropka com - podsumował Trasher.
- Odbijcie ode mnie frajerzy - parsknął Gomez.
Chwilę potem wszyscy podążali już w stronę Hub.
Trzeciego dnia na wędrowców ubranych w czarne płaszcze napadła dziesięcioosobowa grupa zbirów nazywających siebie Raidersami. Agresorzy byli uzbrojeni w 10cio milimetrowe pistolety, dzidy, kastety i noże. Trochę niepewnie patrzyli na szczerzącego kły psa i wielkiego mięśniaka. Jeden z Raidersów, który prawdopodobnie był dowódcą, wystąpił naprzód i stanowczo oznajmił:
- Koniec trasy panowie. Wyskakujcie z kapsli i innych kosztowności.
Szóstka wędrowców stała nieruchomo.
- No co. Ogłuchliście! Ciekawe, czy tego nie usłyszycie - krzyknął jeden z napastników i strzelił z pistoletu w rękę jednego z mężczyzn w płaszczu. Kula z łoskotem uderzyła w jakieś twarde tworzywo. Ramię drgnęło nieznacznie. Podróżnicy spojrzeli po sobie, po czym wyjęli z pod płaszczy karabiny maszynowe. Zaskoczeni Raidersi rozdziawili gęby i zdążyli jeszcze usłyszeć szczęk odbezpieczanej broni. Kanonada trwała około trzech sekund. Podziurawione ciała członków gangu leżały na piaszczystym gruncie. W powietrzu unosił się zapach krwi i spalonego prochu.
- Amatorszczyzna - powiedział jeden z odzianych w płaszcz wędrowców.
- A jak by ci tak strzelił w twarz? - zapytał drugi.
- To by było jednego mniej do podziału łupów - dodał inny.
Wszyscy ryknęli gromkim śmiechem. Po chwili ciała zabitych zostały ograbione z broni, kapsli i innych wartościowych rzeczy.
- Cz... czy było konieczne, ż..żeby ś..śmy da...dali iim p..p..po-podejść tak blisko.
- Wiesz Creep, szkoda kul. A i ubaw niezły. Po za tym Moose musiał przestrzelać trochę Miniguna, bo trochę lufa zaśniedziała.
Mężczyźni wyruszyli w dalszą drogę. Kilka dni później ich oczom ukazały się znajome zabudowania. Był to cel ich podróży - miasto Hub. Drużyna najemników pod przywództwem Duke'a była w tym mieście znana. Wszyscy wiedzieli, że specjalizują się w wykonywaniu "mokrej roboty" za kapsle. Ich usługi nie były tanie, ale za to byli bardzo skuteczni. Zaciągnęli w ciemny zaułek jednego ze strażników miasta, gdzie poddali go przesłuchaniu. Tym zadanie zajął się Gomez. Nikt nie dorównywał mu w posługiwaniu się nożem i wszyscy o tym wiedzieli toteż sterroryzowany mężczyzna szybko odpowiedział na zadane mu pytania. Niestety, nie wiedział on, gdzie udał się tajemniczy przybysz, który pomógł zlikwidować lokalny gang. Mógł teraz być dosłownie wszędzie. Duke kazał wypuścić strażnika wyraźnie dając mu do zrozumienia co go czeka, jeżeli powie komuś o tym spotkaniu. Potem miała miejsce narada drużyny. Duke, jako przywódca, przedstawił innym swoje plany:
- No kawaleria. Jest niewesoło. Kapsle przepadły na amen. Mamy niewielkie szanse odnaleźć i usunąć pewnego kolesia, który już od kilku dni jest zadrą w mojej du***. Zapasy się kończą, już niedługo nie będzie za co kupować amunicję. Proponuje, żebyśmy dorywczo najęli się jako obstawa transportu wody.
- Nu. Jak mus to mus - skomentował Hawkeye.
Duke zwrócił się do kolejnego mężczyzny:
- Moose?
- Ty tu rządzisz, szefie.
- Trasher?
- Max nie lubi takich zadań. Ale nie mamy wyboru.
- Właśnie. Gomez?
- Dobra, ale wiedz, że nie uśmiecha mi się wpatrywanie w zadki Brahminów.
- Łamiesz mi serce. Creep?
- M..m-ma się ro-rozumieć.
- Dobrze, idziemy załatwić sprawę.
Team udał się do kobiety, która była szefową "jazd". Trochę się targowała i udało jej się uzyskać zniżkę na usługi najemników. Jej argumentem było to, że to właśnie tacy jak oni często napadają na karawany. Termin wyjazdu został ustalony na następny dzień. Drużyna miała dużo czasu, żeby się porządnie wyspać.
Najemnicy byli gotowi do drogi o 7:00. Musieli jeszcze trochę poczekać na innych strażników, którzy troszkę zaspali. Za małym poślizgiem w stosunku do planów karawana wyruszyła do celu. Podróż nie obfitowała w jakieś nadzwyczajne wydarzenia nie licząc paru spotkań ze zmutowanymi szczurami czy Radscorpionami. Drużyna Duke'a zaczęła się porządnie nudzić. Którejś nocy podczas postoju Max zaczął nerwowo spacerować i wyć.
- Ej, Trasher - zapytał z pogardą w głosie Gomez - Twój kundel chyba dostał zajoba.
- Tobie i tak nie dorówna.
Do dyskusji włączył się Duke:
- Trasher, co jest?
- Coś go zdenerwowało, zazwyczaj tak nie reaguje. Chyba, że poczuje nieznany zapach w pobliżu.
- Chłopaki, szykować...
Duke miał zamiar dodać "...broń", ale w tej samej chili rozpętało się piekło. Jasnozielone i czerwone promienie broni energetycznych śmigały w około. Jakiś potężny ładunek wysadził jedną z naczep zabijając wszystkich, którzy mieli nieszczęście stać obok niej.
- Kur** zaj***** m*ć! - wrzasnął Trasher - Co to za zielone Hulki napier*****ą w nas z plazmówek?
- Nie myśl, strzelaj! - ryknął Hawkeye przymierzając się do strzału. Do walki przyłączyła się horda dziwnych, dwugłowych stworów poruszających się na sześciu rękach oraz jeszcze bardziej niesamowite kreatury przypominające rośliny.
- Je**** zasadzka! - krzyknął Gomez rzucając nożem w jedną z głów biegnącego potwora.
Celujący w kolejnego wroga Hawkeye nie zauważył, że stojąca za nim humanoidalna, barczysta bardziej od Moose'a, zielonkawa postać mierzy do niego z wielkiej laserowej spluwy. Czerwony promień przebił najemnika na wylot. Mężczyzna był martwy zanim upadł na ziemię. Gomeza otoczyła horda dwugłowych stworów atakując go z furią. Po chwili sławnego nożownika nie było już widać spod kłębowiska kreatur. Duke był praktycznie niepokonany w swoim Power Armor. Przynajmniej do momentu, w którym nie został trafiony z wyrzutni rakiet. Dowódca kompanii rozpadł się na tysiące kawałków. Gdzieś w czasie bitewnej zawieruchy zginęły wszystkie zwierzęta, łącznie z psem Maxem. Na polu walki pozostały jedynie niedobitki strażników karawany. Duże straty odnieśli agresorzy. Najemnicy rozjuszeni śmiercią przyjaciół (a Trasher widząc zwłoki swego najwierniejszego przyjaciela) raz po raz kładli na ziemię kolejnych wrogów celnymi i zabójczymi seriami. Walka skończyła się parę chwil potem. Na polu walki pojawiły się nie wiadomo skąd opary gazu usypiającego. Trasher - jedyny odporny na tego typu atak człowiek, został mocno uderzony w głowę jęzorem jednej z roślino-podobnych kreatur. Zanim stracił przytomność poczuł rozpływającą się pod hełmem ciepłą i lepką ciecz.
Po nie wiadomo jak długim czasie najemnicy doszli do siebie. Byli przykuci do ściany w jakiejś jaskini, podobnie jak wiele innych ludzi. Przed nimi stała postać w długiej szacie.
- Master będzie zadowolony - powiedział zakapturzony mężczyzna, po czym oddalił się.
- Wszyscy zabici... - mówił jak w transie Moose - Wszyscy przyjaciele zabici...
- I c..c-co t..teraz z..zrobimy? - zapytał zrezygnowany Creep.
- Co zrobimy? - wtrącił Trasher - Powiem wam, co zrobimy. Najpierw się wypiszemy z tego kurortu. Potem nadejdzie czas, by odpłacić komuś mordem za nadobne. Moose. Dasz radę wyrwać ten łańcuch.
- Spróbuję.
Barczysty najemnik począł napinać swe potężne muskuły. Zaczepy łańcuchów nie były zbyt mocno przytwierdzone. Po krótkiej chwili trójka ludzi oswobodziła się i zabrała swój ekwipunek ze pobliskiego stołu sekcyjnego. Uwolnili resztę ludzi i rozpoczęli przygotowania do odwetu. Creep zakładał ładunki wybuchowe, Trasher mocował pułapki odbezpieczające granaty a Moose stał na czatach. Niedługo potem ogień Miniguna przerwał panującą w jaskini ciszę. Eksplodowały ładunki otwierając ludziom drogę ucieczki. Wszyscy wybiegli przez wyrwę w skale. Ścigające ich potwory uruchomiły pułapki, co zaowocowało serią kolejnych eksplozji. Przejście w skale zapadło się.
Cywile w pośpiechu uciekali z tego przeklętego miejsca. Przed zawaliskiem stały jedynie trzy postacie.
- Mają za swoje - powiedział Moose.
- I... i z-znów b..b-bez-zrobotni - wyjąkał ze smutkiem w głosie Creep.
- Taki los - podsumował Trasher.
Trzy sylwetki oświetlane blaskiem księżyca oddalały się powoli aż całkowicie znikły na pustyni.

THE END
02-02-2001 by Trasher (the Cray-Zega)


Autor:Trasher