< NAUKA I TECHNIKA | << LITERATURA NAUKOWA
Paweł Sekuła - Zona. Opowieść o radioaktywnym świecie

Okładka książki 'Zona. Opowieść o radioaktywnym świecie' Autor: Paweł Sekuła
Tytuł: Zona. Opowieść o radioaktywnym świecie
Wydawca: E-bookowo
Data wydania: 2020
Liczba stron: 270
ISBN: 978-83-816-6148-5

Na temat wydarzeń z 26 kwietnia 1986 roku napisano już setki książek, reportaży, analiz i raportów. Pewną część z nich udało mi się przeczytać. Autorzy prześcigają się w opisywaniu Katastrofy Czarnobylskiej z nowej, innej perspektywy, wyciągając nieznane do tej pory fakty (nie zawsze autentyczne, hah), tym samym dając czytelnikom preteksty do dyskusji.

To o wydarzeniach sprzed ponad trzydziestu lat. A jak jest teraz w okrytej coraz mniejszą tajemnicą Strefie Wykluczenia?

Większość informacji czerpie się z Internetu – grup, forów czy stron poświęconych tej tematyce. Na szybko, na bieżąco i nie zawsze zgodnie ze stanem faktycznym. Na polskim rynku wydawniczym dopiero niemrawo, wstydliwie zaczynają pojawiać się pozycje poświęcone aktualnej sytuacji w Zonie.

Jedną z nich jest Zona. Opowieść o radioaktywnym świecie, autorstwa historyka i kulturoznawcy, od lat prowadzącego badania dotyczące katastrofy czarnobylskiej i jej następstw - Pawła Sekuły. Twórczość pana Pawła poznałam przy okazji lektury Likwidatorzy Czarnobyla: nieznane historie - relacji żołnierzy republik bałtyckich i ich rodzin na temat uczestnictwa w likwidacji skutków katastrofy w latach 1986-1988. Polecam ją wszystkim, którzy pytają jaką książkę o Czarnobylu warto przeczytać. Ale o tym kiedy indziej.

O świeżo wydanej Zonie dowiedziałam się na jednej z grup poświęconych tematyce czarnobylskiej. Szybko trafiła do „koszyka”, co nie było łatwe, bo większość księgarni oferowało wersję elektroniczną, a ja tak bardzo pragnęłam papieru... „Papier” to trochę ponad 250 stron, podzielonych na siedem głównych części i ciekawe zakończenie, które zakończeniem nazwane nie jest („Zamiast zakończenia – Czarnobylska Kunstkamera”) 😊

Co bardzo mi się podoba, to intertekstualność, której używa autor przy nadawaniu tytułów poszczególnym rozdziałom. Znajdziemy między innymi rozdział o wdzięcznej nazwie „Tańczący z radioaktywnymi wilkami”, czy wspomnianą już „Czarnobylską Kunstkamerę”. Co ciekawe, z książki dowiedziałam się o firmie działającej na terenie mojego miasta – Bydgoszczy, o której, wstyd się przyznać, nie wiedziałam. Polon Alfa, bo o nim mowa, działa po dziś dzień oferując między innymi systemy sygnalizacji pożarowej i aparaturę dozymetryczną. W książce pojawia się w kontekście wydarzeń bezpośrednio po katastrofie i udziale „naszych” w likwidacji jej skutków.

Autor w obszerny sposób opisuje najciekawsze pomysły i wizje zagospodarowania Strefy wykluczenia, jak sama nazwa rozdziału wskazuje „Od radioaktywnego śmieciowiska po rezerwat przyrody”. Nieco dalej pojawia się pomysł, który szczególnie przykuł moją uwagę, głównie dlatego, że do tej pory o nim nie słyszałam. Operacja Zagłębienie. Czyli w najprostszych słowach – wziąć reaktor i cały okoliczny „radiosyf”, zakopać kilometr pod ziemią i zalać betonem. Pomysł niczym z książki Lema, szczęściem, z przyczyn które autor wyjaśnia, nie doszedł do skutku.

Tu można odnieść się do kolejnego rozdziału książki, poświęconego turystyce w Zonie (zarówno tej legalnej jak i delikatnie mówiąc nieoficjalnej, hah). Gdyby zakopać reaktor, jedno z charakterystycznych miejsc przyciągających turystów nigdy by nie powstało („Arkę” – tak zwany nowy sarkofag i związane z jego budową kontrowersje również rozkłada się w książce na części pierwsze). Zdaniem autora, w związku z coraz lepszą dostępnością, zwiedzanie Strefy Wykluczenia powoli przestaje mieć swój elitarny charakter. Z własnych obserwacji wiem, że ma sporo racji. Nawet nasi rodzimi operatorzy turystyczni prześcigają się w urozmaicaniu swoich ofert (na chwilę obecną brakuje chyba tylko lotu balonem nad Zoną).

Uwaga, filolog na pokładzie!

Co mnie raziło (choć pewnie większość czytelników nie zwróciła na to najmniejszej uwagi), to wywiad z Olehem Naswitem, zastępcą szefa Agencji Państwowej Ukrainy ds. Zarządzania Strefą Alienacji. A nawet nie sam wywiad. Tylko jego tłumaczenie. Ja widzę tam konstrukcję charakterystyczne dla języka rosyjskiego/ ukraińskiego tylko napisane w języku polskim. Nie odbiera to absolutnie znaczenia wypowiadanej treści. Jedynie nieco kuleje stylistycznie.

Dlatego podsumowując: Anno Markowna, polecacie? Polecamy!

W mojej prywatnej skali „Ej-tego-nie-wiedziałam” książka zebrała sporo punktów.

© 2023 Anna 'Maślana Mucha' Morgenstern

< NAUKA I TECHNIKA | << LITERATURA NAUKOWA